31 maja 2012

Potomstwo - Jack Ketchum - recenzja Kornelii Romanowskiej


Z prozą Ketchuma miałam już styczność, ale nawet owa styczność nie jest w stanie przygotować czytelnika na wybujałą fantazję autora. Bo w Potomstwie makabryczność i brutalizm nabiera całkowicie nowego znaczenia.
Senne miasteczko Dead River. Tutaj jedenaście lat temu mieszkańcy musieli stawić czoło przerażającym wydarzeniom, które swoje piętno zostawiły na każdym z ocalałych. Policjant Peters jako jedyny pamięta o rodzinie kanibali, siejącej zamęt i przerażenie. Na szczęście udało się ją odnaleźć i wyplenić, a w Dead River nastał chwilowy spokój.
Oto bowiem rodzina powstała na nowo, by ponownie zagrozić mieszkańcom. Zaczyna się od porwania kilkumiesięcznej dziewczynki i okrutnym zamordowaniu jej matki i opiekunki. Do sprawy włączono Petersa, który szybko zorientował się, z czym mają do czynienia. Policjanci zaczęli przeszukiwać jaskinie i lasy, w których rodzina ukrywała się ostatnim razem, ale nic nie znaleźli. Kanibale nie mają zamiaru odpuścić i już wybrali sobie kolejny cel.

Książka zawsze jest szansą - Kinga Joanna Ochendowska


Niniejszy artykuł jest polemiką z tekstem Romualda Pawlaka "Dlaczego e-book nie jest dzisiaj szansą". Przeczytaj ten artykuł TUTAJ

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że my się z Romkiem (Romuald Pawlak) naprawdę lubimy. To nie jest wojna i nie zamierzam roznieść w proch adwersarza. Jednak gdy zobaczyłam fragment bardzo starej dyskusji o e-bookach opublikowany na Gryzipiórku, zagotowała się we mnie młoda, gorąca krew. Rękawica została rzucona. Rękawica została podjęta. Trzeba położyć kres krążącym z ust do ust mitom na temat e-booków, bo to właśnie one są przyczyną powstawania tekstów takich, jak ten przedstawiony przez Romka. Szable w dłoń!

E-book to po prostu książka

Pierwszym i podstawowym błędem jest różnicowanie e-booka od książki, podczas gdy jest to taka sama książka, jak każda inna! Nie różnicujemy przecież, w sensie merytorycznym, książki w miękkiej i twardej okładce, wydanej w formie broszury czy też wydrukowanej na papierze makulaturowym. Wszystko to nazywamy książką. Czemu więc mamy odmawiać tej nazwy publikacji wydrukowanej na papierze elektronicznym, jeśli jej treść i oprawa graficzna jest tożsama z papierowym odpowiednikiem? Czy nie nazywamy książką utworu wydanego nakładem własnym, wydrukowanego na papierze? Czy w końcu e-book to nie skrót od e(lektronicznej) książki? Jakkolwiek obco i technicznie brzmi nazwa e-book, popełniamy błąd umieszczając ją w innej kategorii, niż tradycyjną książkę. Książka to książka. Zarówno w przypadku wielkich nazwisk, publikujących swoje utwory w różnych formach, zarówno papierowych, jak i elektronicznych, jak i w przypadku zwykłych autorów. Książka. Koniec i kropka. Przecież nikt nie powie Kingowi, że elektroniczna wersja jego powieści nie jest książką. Bo jeśli nie jest książką, to czym jest?

30 maja 2012

Pisarz w szale i rozpaczy - Agnieszka Turzyniecka


Przeglądając Nonsensopedię, natknęłam się na zabawny artykuł pod hasłem „pisarz”. Oto autor z przymrużeniem oka przypisuje temu zawodowi różne przypadłości psychiczne:

- fobia – jej nosicielem jest najczęściej twórca horrorów, który sam boi się je czytać
- schizofrenia – pisarz posiadający tę chorobę pisze najczęściej książki fantasy
- głęboka depresja – pod wpływem tego zaburzenia powstają bestsellery
- życie przeszłością – pisarz miał ciężkie dzieciństwo i pisze książki realistyczne


Żarty żartami, ale każdy pewnie słyszał, że artyści są ekscentryczni. Jeden chodzi w staromodnym kapeluszu i z laseczką, drugi tworzy tylko na stojąco, trzeci ma natchnienie tylko wtedy, gdy moczy stopy w misce. Traktujemy ich z przymrużeniem oka, bo jak tu brać na poważnie takie „widzi mi się”? Artyści – choć w tym artykule chodzi głównie o literatów – uznawani są za odrębną grupę społeczną, często traktujemy ich wręcz jak dziwolągi. Nie bez racji. Ale gdzie jest granica ekscentryczności? I czy pisarz jest „dziwny”, bo jest pisarzem, czy jest pisarzem, bo jest „dziwny”?
Psychiatrzy już od dziesięcioleci zajmują się wpływem chorób psychicznych na kreatywność – zwłaszcza jednej choroby: afektywnej dwubiegunowej. Już dawno udało im się dowieść, że przypadłość ta w jakiś sposób stymuluje w mózgu ośrodek, który odpowiada za kreatywność. Nauka nie znalazła jeszcze odpowiedzi na pytanie, jaki proces miałby być za to odpowiedzialny, ale biografie wielu znanych autorów potwierdzają tę teorię. Przyjrzyjmy się więc bliżej pisarzom, u których stwierdzono tę chorobę, lub u których się ją podejrzewa na podstawie biografii, a często też na podstawie ich dzieł.

Diabelskie nasienie - opowiadanie Beaty Andrzejczuk



Choroba, na którą cierpiała moja rodzina, była dziedziczna. Z medycznego punktu widzenia, miałam niewielkie szanse na zachowanie zdrowia i sprawności fizycznej do końca życia. Nadzieja mnie jednak nie opuszczała. Przecież, pomimo ukończonych trzydziestu lat, wciąż czułam się dobrze. Moja o trzy lata młodsza siostra, już od dawna przykuta była do łóżka, starszy brat również. Ja jednak czułam, że żyję i mimo pełnej świadomości choroby i wiedzy na ten temat, wierzyłam w cud, który mnie przed tym dramatem uchroni. Gdy rok temu postanowiłam założyć rodzinę, mama na wieść o tym, rozpłakała się. 
- Nie zrozum mnie źle, córeczko - szlochając wycierała oczy rąbkiem fartucha - Ja życzę ci jak najlepiej - głos jej drżał - Tylko... bardzo się boję. Przecież sama widzisz... - bezradnie rozłożyła ręce.
Spojrzałam w głąb korytarza. Na przeciwległym końcu, znajdowały się drzwi do pokoju Lucyny. Panował tam zawsze półmrok. Na szerokim tapczanie, w wykrochmalonej pościeli, leżała moja siostra. Na jej niegdyś pięknej twarzy, odciśnięte było piętno choroby. W kącie pokoju, na niewielkim stoliku, stał telewizor; jedna z niewielu rozrywek w jej świecie. Lucyna była osobą towarzyską, lecz w tym domu rzadkością były odwiedziny osób trzecich. Ona poddała się chorobie najszybciej. Gdy objawy zaczęły się nasilać, mąż przywiózł ją z ich wspólnego domu na Mazurach - do mamy. Potem wyszedł pod pretekstem załatwienia pilnych spraw, zostawiając Lucynę i nigdy już po nią nie wrócił. Złożył natomiast pozew o rozwód. W uzasadnieniu napisał, że został oszukany, ponieważ nikt go o chorobie żony nie poinformował. Nie była to oczywiście prawda, ale nikt z nas tego nie dementował. Mama przez całe swoje życie czuła się winna i odpowiedzialna za tę chorobę, choć nie po niej ją odziedziczyliśmy i dlatego namawiała Lucynę, aby wyraziła zgodę na rozwód. Wprawdzie znajomy adwokat, sugerował siostrze, żeby wystąpiła o przyznanie alimentów na swoje utrzymanie, mama jednak była innego zdania.
- Poradzę sobie i bez tych pieniędzy - mówiła - Nie chcę, żeby roztrząsano naszą rodzinną tragedię w sądach - unosiła się honorem.

29 maja 2012

Krzywa Sweetmana - Graham Masterton - recenzja Agnieszki Lingas-Łoniewskiej


Czy można przewidzieć przyszłość? Przewidzieć przyszłe wydarzenia, w właściwie wynik pewnych działań? Zapewne nie. Przynajmniej w zdroworozsądkowym rozumieniu. A czy można zatem wykreować przyszłość? Aby uzyskać zamierzony cel? Do którego dąży się bezwzględnie, nie patrząc na nic i na nikogo? Nie licząc się z nikim. Nie licząc... ofiar?
Taką właśnie nieprawdopodobną, a jednocześnie zupełnie realną historię serwuje nam Graham Masterton w pasjonującym thrillerze "Krzywa Sweetmana". W którym wątki sensacyjne, obyczajowe bardzo mocno splatają się z wątkami politycznymi i społecznymi. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy niedoszły architekt, obecnie zajmujący się wyprowadzaniem psów bogatych pań i myciem samochodów, John Cullen, wraz ze swoją dziewczyną jedzie na lotnisko po ojca, który przylatuje do niego w odwiedziny. Jednocześnie obserwujemy poczynania pewnego dziwnego mężczyzny, który rusza tą samą nitką autostrady, co główny bohater.

Dlaczego e-book nie jest dzisiaj szansą? - Romuald Pawlak

Ten tekst napisał mi się na potrzeby pewnej dyskusji facebookowej, szkoda, żeby się miało zmarnować, a zatem...
E-booki a sprawa polska, czyli dlaczego nie uważam, że (dziś) opublikowanie czegoś w postaci e-booka jest szansą na zaistnienie. Ważna uwaga: mówię o beletrystyce. Rozważam sprawę w przypadku osoby niemającej tzw. „nazwiska”, czyli debiutanta.

I. Praca nad tekstem

Po pierwsze, 99% e-booków to rzeczy albo w ogóle pozbawione redakcji, albo posiadające ją w formie szczątkowej – to właśnie w papierowym i elektronicznym selfpublishingu upowszechniła się „korekta” jako synonim „redakcji”, chociaż to dwa odmienne etapy pracy nad tekstem. Nie, żeby papierowe książki, będące tu punktem odniesienia, były pozbawione wad. Jednak większość z nich przechodzi etap redakcji, nazwijmy ją tak, merytorycznej. Ktoś, zwykle wydawca, ocenia, czy warto wprowadzić zmiany w fabule, kreacji postaci, czasem w strukturze. Jest to norma – wydawca zastanawia się nad najlepszym kształtem tekstu. Wydawcę e-booka najczęściej to nie obchodzi. Bardzo często jego zarobek to kwota wpłacona przez autora, zysk ze sprzedaży produktu jest nieistotny. A jeśli wydawcą jest sam autor, to siłą rzeczy nie ma potrzebnego dystansu do swojego tekstu. Efekt: tekst jest (często) na dużo niższym poziomie niż mógłby być, gdyby odbyła się taka praca redakcyjna. Nazwijmy ją, redakcją językową tekstu. Ile prac ukazujących się w sieci jako e-booki ma porządną, profesjonalną redakcję, a nie „redakcję” samego autora czy ewentualnie przyjaciół? Wydawcy e-booków często żądają za redakcję pieniędzy porównywalnych do zrobienia redakcji papierowej książki, to są koszty rzędu 1000-2000 zł, stąd nie mając raczej szans na odzyskanie tych pieniędzy, autorzy najczęściej odstępują od redakcji językowej. Efekt: często trafiają się błędy ortograficzne, składniowe, wszystkie, jakich sobie tyko życzmy.

28 maja 2012

Cień gejszy - Anna Klejzerowicz - recenzja Alicji Minickiej


Powieść Cień gejszy Anny Klejzerowcz jest klasycznym kryminałem. Jest to mój ukochany gatunek literacki. Miałam ostatnio szczęście trafić na kilka takich powieści, które bardzo przypadły mi do gustu. Chociażby Syn marnotrawny Andrzeja Swata. Stworzona przez Pana Andrzeja postać komisarza Grosza stała się inspiracją dla serialu Mrok. 
Cień gejszy zawiera pomysłowo skonstruowaną i świetnie poprowadzoną intrygę. Dobry pomysł na przestępstwo to przecież zasadniczy element każdego przyzwoitego kryminału.
Akcja powieści toczy się głównie we współczesnej Polsce, w Gdańsku. Ale zaczyna się prologiem, rozgrywanym sto lat wcześniej w Japonii. Wydarzenia z przeszłości i, toczące się współcześnie, śledztwo splatają się ze sobą. Ale takie fabularne rozwiązania to też żadna nowość. Zastosowanie retrospekcji, realistyczne postacie czy barwnie opisane tło występują w wielu epickich utworach. Jednak jest coś, co różni tę książkę od pozostałych i czyni ją, tym samym, zupełnie wyjątkową. Czytając Cień gejszy, miałam wrażenie, jakby stworzyły ją dwie osoby, z których jedna jest poetką. Ta poezja przebrzmiewała w "japońskich" częściach utworu.

Co się przydarzyło tej małej dziewczynce? - Åsa Lantz - recenzja Agnieszki Lingas-Łoniewskiej


Åsa Lantz to szwedzka autorka scenariuszy, dziennikarka i copywriterka. Debiutuje thrillerem Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?, który jest pierwszą częścią cyklu Genesis.
Powieść, którą miałam przyjemność przeczytać, przedstawia losy młodej Chinki Yi Young, która po latach postanawia w spektakularny sposób opowiedzieć o swoje tragicznej przeszłości, zaraz po przybyciu ze swej ojczyzny do Szwecji. Przeszłości nie tylko swojej, ale setek chińskich dzieci, które wyemigrowały w poszukiwaniu lepszego życia, lepszej edukacji, jaśniejszych perspektyw na przyszłość. Yi kręci cykl dokumentalny, szokujący i obnażający (w dosłowny sposób), całą prawdę o losie chińskich dzieci. Chińskich dziewczynek.

27 maja 2012

Duńska odyseja - Marlena Gałczyńska - recenzja Alicji Minickiej



Tę powieść przeczytałam dzięki uprzejmości autorki. Marlena to młoda i utalentowana dziennikarka, żona, mama dwóch łobuziaków. Ukończyła politologię na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Jako dziennikarka, zajęła się problematyką ekonomiczną. Pisała dla tak prestiżowych czasopism jak Puls Biznesu czy Forbes. Wielka kariera stała przed nią otworem. Ale … okupiona morderczym tempem i czasem kradzionym rodzinie. Marlena podjęła trudną i ryzykowną decyzję o emigracji do Danii. I o tym etapie jej życia opowiada ta ponad 200-stronicowa powieść. Zaczynała od wynajętego skromnego mieszkanka i nocnej pracy roznosiciela gazet. Pisałam już kiedyś o moich literackich fascynacjach.

Żarłoczne lodówki - opowiadanie Mariusza Zielke


Okazało się, że ta historia o żarłocznych lodówkach wcale nie jest zwykłą bujdą, straszakiem na niegrzeczne dzieciaki, które cichaczem podkradają w nocy smakołyki z kuchni. Policja ukrywała ją dość długo, żeby uniknąć paniki, ale w końcu wszędobylscy pismacy wpadli na właściwy trop i wszystko opisali. Wówczas okazało się, że skala problemu przechodzi ludzkie wyobrażenia.
Zawiało strachem.
Natychmiast spadła sprzedaż lodówek. Podpalono kilka sklepów ze sprzętem gospodarstwa domowego. Jakiś żołnierz zastrzelił swoją lodówkę z dubeltówki myśliwskiej, powodując awarię prądu w całym budynku. Na ulicach pojawili się żądni sławy i nagród łowcy lodówek, którzy wzbudzali w ludności cywilnej tyle strachu, co same lodówki.
Na słupach ogłoszeniowych wywieszano zaś listy gończe z różnymi dziwnymi podobiznami.
Poszukiwano na przykład dwuczłonowego Polara, model 88, z przyklejoną do ścianki podobizną Pameli Anderson. Podejrzany był o zjedzenie czteroosobowej rodziny.

26 maja 2012

Pisać każdy może... - Agnieszka Turzyniecka

A owszem, pisać każdy może. Problem tylko w tym, że nie każdy będzie chciał to czytać :)
Czy pisania można się nauczyć? Osobiście sądzę, że nie. Można pracować nad warsztatem, udoskonalać go, nauczyć się stosować różne zabiegi i techniki, ale bez odrobiny polotu, to i tak wszystko na nic.
Częstym problemem młodych piszących jest dylemat, czy poświęcać czas na własną twórczość, czy lepiej czytać cudzą i się w ten sposób rozwijać. Zakładając, że ma się pracę, dom na utrzymaniu i rodzinę, na jedno i drugie może nam nie starczyć pary. Najlepiej znaleźć złoty środek: trochę czytać i dla równowagi trochę pisać. Jeśli ktoś naprawdę nie ma czasu, to niech lepiej pisze. Prędzej się czegoś nauczy aktywnie uprawiając twórczość literacką niż pasywnie oddając się lekturze. W wielu poradnikach można przeczytać rady fachowców typu: “Czytaj wszystko co ci się nawinie pod rękę, czytaj, czytaj, czytaj.”

Najcenniejszy prezent - opowiadanie Michała Stonawskiego


Monety zabrzęczały, wpadając do kapelusza starszego człowieka, żebrzącego na rogu Floriańskiej i Tomasza. Tabliczka na szyi, informująca o chorobie syna, zakołysała się, gdy mamląc coś pokłonił się nisko. Przystanąłem. Po chwili namysłu, wyciągnąłem jeszcze dziesięć złotych i wrzuciłem w ślad za resztą pieniędzy. Było zimno, a poza tym zbliżała się Wigilia. W takich chwilach człowiekowi mięknie serce. Nawet jeśli staruszek kupi sobie za to flaszkę wódki, nie będę miał wyrzutów sumienia. A poza tym zobowiązywała mnie profesja. W dzisiejszy wieczór jestem Mikołajem.
Nie pamiętam, co mnie pchnęło, wtedy – cztery lata temu, by zapisać się do agencji. Chyba chciałem zrobić niespodziankę dziewczynie. No i byłem pijany. Fakt faktem, że robota była opłacalna i od tego czasu co rok, w Wigilijny wieczór odwiedzam parę domostw z wielkim workiem zabawek, przebrany za grubasa z białą brodą.
Wyciągam od trzech, do czterech stów za wizytę. Jest to wystarczająca suma, bym błaźnił się przez te parę godzin. Stać mnie później na odrobinę luksusu, o której nie mógłbym nawet marzyć z mojej zwykłej pensji agenta ubezpieczeniowego. No i miło czasem zobaczyć uśmiech wdzięczności, zamiast grymasu na twarzy klienta, od którego wyciągam pieniądze.

25 maja 2012

Jak napisać bestseller? - Oskar Szwabowski


Zakładam, że są osoby, które stawiają sobie takie pytanie. Zakładam też, że istnieją takie jednostki, które myślą, że coś takiego jak bestseller można napisać. Możliwe, że właśnie tacy modelowi czytelnicy (i czytelniczki) postanowili poświęcić chwilę na odnalezienie jakiś złotych rad, sekretnych metod, dziesięciu przykazań, itd. Przykro mi, ale instrukcji dotyczących tworzenia dzieła nie będzie. I to nie z powodu, że brak mi wiedzy czy też sekret musi zostać zachowany, ale dlatego, że nie można napisać niczego takiego jak bestseller. Bycie bestsellerem nie jest immanentną właściwością samego dzieła, ale zależy od czynników zewnętrznych, mających charakter poza produkcyjny.

Chwila - opowiadanie Kamila Czepiela


Był wietrzny, wczesnowiosenny poranek. Wąską, brukowaną alejką, obsadzoną fantazyjnie powykręcanymi wierzbami podążała samotna kobieta. Najwyraźniej niespecjalnie jej się spieszyło, bo zdawała się zastanawiać nad każdym kolejnym krokiem, analizować każdy, pozornie nie mający większego znaczenia, ruch. A może po prostu kontemplowała otoczenie? Zachwycała się pięknem, choć może nie dzikiej to jednak przyrody? Trudno osądzić. Chłodny, porywisty wiatr mierzwił jasne, delikatne włosy. Zdawały się one tańczyć, wirować w powietrzu lekko niczym pisklęci puch. Od czasu do czasu opadały subtelnie na ramiona, tylko po to, by już po chwili znów wzbić się wysoko i rozpocząć od nowa swe figlarne harce. Wydawały się tak niezależne, szczęśliwe – wolne niczym myśli. Te jednak były dalekie od wolności. Wolne niczym myśli – jakże nieprawdziwe okazuje się to porównanie w tym przypadku. Jak traci wiarygodność w konfrontacji z grymasem malującym się na kobiecej twarzy. Bo czy jej myśli są wolne?

24 maja 2012

Dzika energia - Marina i Siergiej Diaczenko - recenzja Karoliny Dyja


Szczerze mówiąc, nigdy nie lubiłam fantastyki. Rozczarowałam się Władcą Pierścieni, nie polubiłam Hobbita. Od tamtej pory raczej omijałam literaturę tego typu.
Przygoda z Dziką energią zaczęła się od piosenki (śpiewa ją Rusłana Łyżeczko, zwyciężczyni Festiwalu Eurowizji sprzed ośmiu lat). Przeglądając komentarze pod filmikiem na Youtube dowiedziałam się, że teledysk i sam utwór są inspirowane powieścią Mariny i Siergieja Diaczenków. Ciekawość przezwyciężyła uraz do fantastyki – kupiłam książkę.
Zaczyna się zwyczajnie. Młoda dziewczyna wprowadza nas w swoje życie. Poznajemy Miasto, tajniki pracy piksela, uczestniczymy w wielkim widowisku energetycznym oraz tak zwanej „godzinie energii” – czasie, kiedy całe miasto podłącza się do gniazdek, pobierając swoje pakiety energii życiowej na kolejny dzień. Mieszkańcy są częścią olbrzymiej machiny, zależni od nieludzkiego systemu nagród i kar. Tylko wieczorami, w zaciszu swoich domów, szeptem opowiadają sobie baśniowe historie o Zakładzie, który rozprowadza energię. Wierzą, że w tym miejscu wszystkim żyje się lepiej…
Główna bohaterka jest szczęściarą. Pracuje na prestiżowym stanowisku piksela, a pracodawcy ją doceniają. Nie musi martwić się o porcję energii na kolejny dzień. Mimo tego nie waha się w obliczu nieszczęścia przyjaciółki: Ewa została ukarana za pomyłkę w czasie energetycznego widowiska. Łania ryzykuje wszystko, co ma – a jednak pomaga.
Czemuś ty taka… dzika? – pyta ją nieznajomy na ulicy. To słowo staje się kluczowe.
Śmierć przyjaciółki, spotkanie z Rimusem i pobyt w gnieździe Przepiórki i jej rodziny zmieniają życie bohaterki na zawsze. Łania dowiaduje się, kim jest, zdaje sobie sprawę, jak jałowe było do tej pory jej życie.

23 maja 2012

Po prostu... Sanok! - Relacja z panelu pisarek

Od lewej: Mariola Zaczyńska, Magdalena Zimniak, Maria Ulatowska, Lucyna Olejniczak, Agnieszka Lingas-Łoniewska, Manula Kalicka, Joanna Jodełka i Anna Fryczkowska.
Jak udowodnić, że istnieje mężczyzna fatalny? Femme fatale z chromosomem Y? Nad tym właśnie debatowało 8 pisarek podczas II Nocy Kultury Galicyjskiej w Sanoku. Sanoczanie okazali się godnymi partnerami w dyskusji! Sala reagowała żywo bijąc brawo po zgrabnych puentach i śmiejąc się szczerze przy literackich anegdotach. Panel pisarek to spektakularne literackie show, w Sanoku – ku uciesze publiczności – przebiegało nawet z gratisem.
Gratisem był pan, który przeżywał każde słowo naszych „kryminalistek”: Joanny Jodełki i Anny Fryczkowskiej. Przy anatomii literackich zbrodni popełnionych przez te dwie zabójcze blondynki, „Gratis” zaczął przeżywać fakt, że siedzące na sali panie właśnie otrzymują instrukcję, jak mordować. Nie wiadomo, co wstrząsnęło nim bardziej: przytoczone statystyki polskich zbrodni, czy słynne już zabójstwo cholesterolem Anny Fryczkowskiej (w powieści 
Straszne historie o otyłości i pożądaniu).

Jak nie zostać pisarzem. Poradnik grafomana - Agnieszka Turzyniecka



Kilka praktycznych porad, jak szybko i skutecznie pogrążyć swoją karierę literacką :)

1. Rzuć pracę na etacie, żeby zająć się tylko pisaniem. Przecież twórczość potrzebuje czasu i wolności umysłu! Żyć można też ze zbierania złomu.
2. Weź jakieś znane dzieło, na przykład Fausta Goethego, pozmieniaj trochę imiona i kolejność wersów – będziesz miał nową książkę małym nakładem pracy! Nikt się nie połapie, przecież tego dzisiaj już i tak nikt nie czyta. Goethemu napisanie tego gniota zajęło sześćdziesiąt lat, Ty jesteś sprytniejszy.
3. Jeśli piszesz science-fiction, koniecznie używaj jak najwięcej wydumanych nazw. Podstawą są następujące przedrostki, w dowolnej kombinacji:
nano-, mega-, hiper-, nukleo-, super-, elektro-, hydro-.
Pomyśl, jak górnolotnie będzie wyglądał Twój tekst, napakowany takim słownictwem! Kogo obchodzi, że nikt tego nie rozumie? Jak ktoś Cię spyta, co to znaczy, wymyśl coś przemądrego, żeby słuchacz, ze strachu przed kompromitacją, nie przyznał się, że nic nie kuma.

Przerwana sonata - opowiadanie Alicji Minickiej


- Jak tu pięknie! – Kinga już od progu powiodła zachwyconym spojrzeniem po obszernym salonie. – Zupełnie inaczej, niż w poprzednim mieszkaniu.
- Właśnie tego chciałam – Matylda, wskazała na skórzane fotele przy niskim stoliczku.
- Nowe życie, nowy styl – w głosie Kingi wychwyciła lekką nutę sarkazmu. Przyjaciółka pochyliła się w jej kierunku i uśmiechnęła przepraszająco. – Nie gniewaj się, ale zmiana mebli nie pomoże, jeżeli …
- Jeżeli nie przestanę być naiwna – dokończyła Matylda.
- Nie, nie to miałam na myśli – zaprzeczyła gwałtownie jej rozmówczyni. – Chodzi o to, że ty po prostu nie wierzysz w siebie – i dodała z wahaniem – Takie typy, jak Jacek świetnie to wyczuwają.
Nie była pewna jak Matylda zareaguje na te słowa. Ale ona siedziała spokojnie. Subtelne światło, podświetlające rzeźbę w niszy, za jej plecami, nadawało kasztanowym włosom przymglonej złocistości.
- Do diabła z Jackiem! – Oznajmiła niespodziewanie. – Już o nim w ogóle nie myślę.
- Chyba nie chcesz powiedzieć … - w głosie Kingi przebrzmiewał wyraźny niepokój.
- Chcę! Zakochałam się! – Wypaliła Matylda z radosnym uśmiechem. - Poczekaj, coś ci pokażę – zerwała się z fotela i pobiegła do sypialni. Po chwili wyłoniła się, dzierżąc w dłoniach duży zeszyt.

22 maja 2012

Bóg jest kobietą - opowiadanie Grzegorza Krzyżewskiego



Steven przerwał na chwilę czytanie i spojrzał na swoją dziewięcioletnią córkę, Nicole. Dziewczynka spała w najlepsze w swoim łóżku. Zawsze w tym samym momencie - pomyślał, uśmiechając się. Poprawił jej kołdrę i dał całusa w czoło. - Kocham cię, mój aniołku. Dobranoc - wyszeptał, wstał z krzesła i odłożył książkę na miejsce w regale, spojrzał na rysunek oprawiony w ramkę, wiszący na ścianie. Obrazek przedstawiał błękitną chmurę z uśmiechem. Na dole podpis, który składał się z trzech koślawych liter napisanych kiedyś przez sześciolatkę. Uśmiechnął się i jeszcze raz spojrzał na Nicole. Dzięki tobie, to ja jestem bogiem, kwiatuszku - pomyślał. Bardzo mocno ją kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Dla swojego dziecka był w stanie zrobić wszystko, a rzeczy niemożliwe nie istniały. Zgasił lampkę nocną i cicho opuścił pokój córki, przymykając za sobą drzwi.
Następnie Steven zszedł schodami w dół i udał się do kuchni, gdzie czekały na niego w zlewie naczynia po romantycznej kolacji przygotowanej przez jego żonę, Sarę. Meksykańskie buritos - bardzo je lubił, ale tym razem jego małżonka przesadziła z ilością pieprzu i czerwonej papryki. Odłożył na chwilę zmywak, podszedł do lodówki i wyjął z niej puszkę piwa. Wypił kilka łyków. Co za ulga - pomyślał, beknął głośno i wrócił do zmywania. Zazwyczaj jego zachowanie było nienaganne i daleki był od wydawania z siebie tego typu dźwięków w towarzystwie. Teraz jednak był w kuchni sam, Sara kąpała się w łazience w północnej części ich wielkiego domu, położonego na przedmieściach, z dala od zgiełku miasta. To było ich marzenie, odkąd zaczęli snuć wspólne plany na przyszłość. Spełnili je, dzięki ciężkiej pracy. Gdyby tylko wiedzieli, co wydarzy się później, nie wybraliby miejsca do zamieszkania na odludziu…

21 maja 2012

Specjalistka od historii o silnych kobietach i macho-facetach – rozmowa z Agnieszką Lingas-Łoniewską


Monika Olasek: Agnes_scorpio - Twój pseudonim jest związany z Twoim znakiem zodiaku. Wierzysz w horoskopy? Jakie cechy prawdziwego skorpiona widzisz u siebie? 
Agnieszka Lingas-Łoniewska: Taki pseudonim przyjęłam jeszcze w czasach, gdy publikowałam w internecie i tak zostało. Jestem skorpionem i czasami wiem, że godnie reprezentuję cechy tego znaku. Ale bez przesady. Tak naprawdę wcale w to nie wierzę.
MO: To jakie są te cechy skorpiona u Ciebie? Masz kolec jadowy i atakujesz nim, gdy ktoś się narazi?
Agnieszka: Dobry przyjaciel, zły wróg. To chyba główna moja zaleto-wada.
MO: Prowadzisz bloga recenzenckiego agnesscorpio.blogspot.com. Rzuciło mi się w oczy, że praktycznie co 2-3 dni pojawia się nowa recenzja. Ile czasu dziennie poświęcasz na czytanie?
Agnieszka: Czytam bardzo szybko. Książkę jestem w stanie przeczytać w jeden dzień, najczęściej jednak jest to noc. W końcu przeżywam kryzys wieku średniego, więc nie potrzebuję już tak dużo snu, jak niegdyś (śmiech).
MO: Książka dziennie? Podnosisz drastycznie średnią czytelnictwa :) A czym się objawia taki kryzys wieku średniego u kobiety sukcesu (matka, pani domu, pisarka)?
Agnieszka: Obdarty dres, włosy w strąkach, syczenie godne żony węża boa, przekonanie o tym, że „już nigdy nie skończę tej książki”, z drugiej strony niczym nieuzasadniona euforia. Ech dużo by mówić i pisać... Ale serio, zauważyłam, że im jestem starsza, tym mniej snu potrzebuję. Dzisiaj w nocy przeczytałam jedną książkę, wciągnęłam się i w sumie spałam tylko pięć godzin.

20 maja 2012

Zabójca w kapeluszu? - opowiadanie Beaty Andrzejczuk



 Detektyw Barczyński długo nie mógł otrząsnąć się po wiadomości, która dotarła do niego kilka dni temu. Na dodatek dowiedział się, że Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu umorzyła śledztwo, uznając śmierć jego przyjaciela, sędziego Andrzeja Witkowskiego, za nieszczęśliwy wypadek.
 - To już kolejna ofiara w tym roku wśród grzybiarzy – powiedziała znajoma z Prokuratury, z którą Barczyński spotkał się na kolacji. – Muchomor sromotnikowy, każdej jesieni zbiera swoje żniwo. Sam przyznałeś, że Andrzej nie znał się zbyt dobrze na grzybach.
 - Owszem – przytaknął Barczyński. – I dlatego nigdy nie zbierał grzybów blaszkowatych, a pod koniec grzybobrania dawał swój kosz do sprawdzenia Siemianowskiemu. To znawca. O lesie, grzybach, roślinach wie wszystko.
 - Przesłuchaliśmy Siemianowskiego. Potwierdził, że Andrzej dał mu grzyby do sprawdzenia.
 - I co? – Barczyński był ciekawy.
 - Siemianowski twierdzi, że nie było tam muchomora sromotnikowego.
 - A wy umarzacie sprawę, tak?
 - Dominik – kobieta delikatnie dotknęła dłoni Barczyńskiego. – Wiem, jak trudno pogodzić ci się ze śmiercią Andrzeja. Siemianowski jest świetnym grzybiarzem, ale ma prawie osiemdziesiąt lat. Uważamy, że mógł coś przeoczyć.
 - Nie, Anno! Nie Siemianowski! Znam go, nieraz jeździłem z nim na grzyby. Wiem, jak dokładnie sprawdza. Gdyby jego czujność zmalała, zrezygnowałby z tych wyjazdów.

19 maja 2012

Babskie kryminały - felieton Agnieszki Lingas-Łoniewskiej


Słaba i silna płeć a krwawa jatka, zawiła intryga, psychodeliczni bohaterowie i zło czające się na każdej stronie. Czyli o kryminale słów kilka. Odsłona pierwsza. Babski kryminał.

Babskie kryminały. Babskie thrillery. Co to takiego? Co to w ogóle, lekko szowinizmem zalatujące określenie? A chłopskie? Są takie? I jeśli tak, to o czym są? Mają coś wspólnego z uprawianiem roli? No, ale skoro niektórzy posługują się hasłem "literatura kobieca", to ja sobie wymyśliłam (przynajmniej tak sądzę, że to ja), "babski kryminał". Kto zacz on? A właściwie cóż to za twór literacki? Nie zaskoczę chyba, gdy powiem, że to prostu kryminał napisany przez kobietę. No właśnie i tu jest pies pogrzebany (uff, zbliżamy się do znajomych klimatów). Czy słaba płeć umie być mocna w języku, historii, intrydze? Czy bohater będzie bezwzględny, okrutny, psychodeliczny, poszarpany przez życie, ludzi, okoliczności? A dlaczegóż by nie? A intryga? Czy zamota czytelnika, znokautuje a na koniec zaskoczy? Ależ oczywiście. Przedstawię kilka kryminałów napisanych przez kobiety, które to pozycje tylko potwierdzą moją tezę, że baby są groźne. I piszą mrożące krew w żyłach historie, będąc bezlitosnymi dla swoich bohaterów.
I tak na pierwszy ogień idzie pewna autorka, która napisała książkę oscylującą na pograniczu thrillera i horroru. Książkę, w której od początku do końca trwa zabawa gatunkami, czasem, formą, dialogiem. Bohaterowie są wyraziści, stworzeni w taki sposób, że czytelnik może znaleźć swojego ulubieńca i mu kibicować. O jakiej powieści i autorce mowa? Może przybliżę pokrótce treść: Inspektor Aleksander Wojciechowski zostaje wezwany do kolejnej kryminalnej sprawy. W starej kamienicy zostają znalezione zakrwawione zwłoki młodej kobiety. Wojciechowskiemu towarzyszy jego asystent, policyjny technik, Michał Stonawski. Obaj nie zdają sobie sprawy, że wchodząc do mieszkania, gdzie znaleziono zwłoki, przekraczają niewidzialną granicę, która oddzieli ich na zawsze od tego co normalne, znajome, pojmowalne i dające się w realny sposób wytłumaczyć. Do ich tandemu dołącza doktor Agata Chomrzan, której obecność nadaje nieuchwytnego smaczku w relacjach całej trójki gliniarzy.

17 maja 2012

Pachnidło - Patrick Suskind - recenzja Alicji Minickiej


W telewizji obejrzałam jakiś czas temu film „Pachnidło”. Słyszałam o bestsellerowej powieści Patricka Suskinda, na podstawie, której napisano scenariusz. Film zachęcił mnie do lektury tej słynnej książki.
Trochę się obawiałam, czy nie będzie tak samo, jak z „Kodem Leonarda da Vinci” Dana Browna, który uznałam za przereklamowany. Oczywiście zawsze piszę o moim i tylko moim odbiorze.
Ale z „Pachnidłem” było inaczej…

16 maja 2012

Więzień iluzji - Krzysztof Maciejewski



Odziany w zbroję, pędzę na szybkonogim rumaku, a moje imię budzi przerażenie. Miecz, który wisi u boku, nie jest atrapą broni – przekonało się już o tym wielu wrogów; ich dusze wyją przykute łańcuchami do murów Zapomnianego Miasta. Cudowne uczucie – być herosem w krainie nędznych zjadaczy chleba. Ale przecież jeszcze parę dni temu rozwiązywałem zagadkę morderstwa popełnionego w średniowiecznym opactwie. Ofiara była młodą dziewczyną, w której żyłach płynęła krew weneckich gondolierów. Ta sprawa stanowiła prawdziwe wyzwanie – komnata z ciałem zamknięta od środka, wbity w serce lustrzany sztylet wysyłający krwawe refleksy na ścianę. Jeszcze wcześniej lądowałem na odległej planecie, robiłem badania nad składem atmosfery, odkrywałem sekrety wymarłej cywilizacji... Jestem bezwolnym aresztantem fikcyjnych światów, mnogości form, niekończącej się galerii barwnych portretów. Mam już dość tego korowodu migoczących dni, tych wszystkich masek, które każe mi nakładać mój niepojęty suweren. Kiedyś znajdę sposób, aby wyrwać się spod jego władzy...

14 maja 2012

Zapowiedź "W zapomnieniu" Agnieszki Lingas- Łoniewskiej

Mamy zaszczyt poinformować Was, że za kilka dni będzie miała miejsce premiera najnowszej książki jednej z naszych gryzipiórkowych autorek Agnieszki Lingas - Łoniewskiej.



Dziś kilka słów zachęty od samej autorki, niebawem także wywiad z Agnieszką.

Zachęcam do sięgnięcia po powieść "W zapomnieniu". Jeśli lubicie huśtawkę emocji, gorące uczucie, trudne wybory, opowieści o życiowych zawirowaniach młodych ludzi, to ta książka jest dla was. Dla mnie stanowi powrót do przeszłości, do wałbrzyskiej dzielnicy Podgórze, gdzie się urodziłam i spędziłam wczesne dzieciństwo. Wielkim sentymentem darzę tę książkę i zadedykowałam ją moim ukochanym dziadkom.

Tu możecie zobaczyć zapowiedź ze strony wydawnictwa
a tu filmik reklamujący książkę