16 sierpnia 2012

Warsztaty literackie


Agencja Autorska ZET ZET zaprasza na warsztaty pisania kryminału, które poprowadzą znani autorzy  Anna FryczkowskaJoanna Jodełka i Paweł Jaszczuk. PIERWSZA OSOBA, KTÓRA W MAILU ZGŁOSZENIOWYM WPISZE "GRYZIPIÓREK", OTRZYMA 10% ZNIŻKI.
Więcej informacji TUTAJ

14 sierpnia 2012

Pan Gryzek i idealne postaci

Ostatnio był felieton, więc dziś znów omówię nadesłany tekst.
Opowiadanie „Ada” bardzo jeszcze nieporadne. Zawiera sporo błędów, które uświadamiają szybko czytelnikowi, że autor/ka nie panuje nad językiem, niestarannie redaguje tekst a być może używa słów, których znaczenia nie rozumie. Przykłady: miał zjawiskowo błękitne oczy, mocno zarysowane ciemne brwi i trochę szpakowaty nos… W obliczu podróżyUbrał je [słuchawki, przyp. Pan Gryzek] na uszy… Brwi podskoczyły niebotycznie
Można co prawda usprawiedliwić te nieporadności przyjmując, że tak mówi postać (protagonistka Ada, będąca jednocześnie narratorem), ale tekst w założeniu opowiada o dziewczynie udającej się do szkoły średniej i można oczekiwać, że po gimnazjum zna znaczenie słowa szpakowaty, rozróżnia wyrażenia nacechowane powagą (w obliczu nadchodzącej śmierci) a zwykłą podróż pociągiem do Szczecina, której zaglądać w oblicze jest po prostu śmieszne, że ubrać można choinkę a słuchawki się na uszy zakłada i że brwi nie mogą podskoczyć niebotycznie z przyczyn po prostu fizjologicznych.
Styl jest charakterystyczny dla osoby młodej: pomieszanie kolokwializmów i języka młodzieżowego z dramatyzmem nieadekwatnym do sytuacji, ale szczerze odpowiadającej uczuciowości gimnazjalistki, która z powodu spóźnienia pociągu przeżywa życiowy dramat, szaleje z niepokoju, walczy ze snem, peszy się i rumieni pod wpływem męskiego spojrzenia, jeśli się wychyla z okna to do granic możliwości a jak płacze to łzy jak tama wylewają się skraj wytrzymałości
Te karkołomne stylistycznie konstrukcje nacechowane przerysowanymi emocjami są egzaltowane i pretensjonalne. Najwyraźniej niestety widać to w opisie postaci. Chłopak, który (jak się domyślam) będzie Wybrankiem Ady jest niby brat Edwarda ze Zmierzchu, opisywany w samych superlatywach: zjawiskowo błękitne oczy, mocno zarysowane ciemne brwi […] do tego idealna cera i ciemniejsza karnacja […] patrzyłam na niego w niemym zachwycie. Był idealny, tak jak idealny może być dwudziestolatek. Wysoki, dość dobrze umięśniony, szczupły, porządnie ubrany (widziałam już różne eksperymenty modowe) i ta twarz… Może był modelem?
Ach, brakuje tu tylko rozpiętej koszuli (markowej) i skóry o diamentowym połysku. Takie ujęcie oczywiście jest pociągające dla sporej grupy czytelniczek (i może pewnego procenta czytelników), sądząc po sukcesie Zmierzchu nie traktuję tego w całości jako zarzut, ale trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy o ten efekt twórczy (a może lepiej byłoby powiedzieć: komercyjny) nam chodzi? 
Jeśli niekoniecznie, to trzeba powiedzieć wyraźnie: postaci idealne nie sprawdzają się zwykle w literaturze. Owszem, ogólna estetyka jest pożądana, zwłaszcza gdy pisze się romans, zwłaszcza dla nastolatków, ale czytelnicy chętniej i szybciej się identyfikują jednak z postaciami podobnymi do nich samych, realistycznymi, z wadami.
Czemu? Ponieważ wady sprawiają, że z postacią można się zaprzyjaźnić, nie wydaje się ona zbyt odległa, postawiona na piedestale. Poza tym opowiadając historię zwykle opowiada się też o rozwoju postaci, o ich mierzeniu się z problemami i dojrzewaniu a nawet o przełomowych zmianach zachodzących w zachowaniu czy charakterze. To trudne, gdy postać jest już na początku idealna. Warto przy okazji zgłębić nieco kwestie marysuizmu – zainteresowanych odsyłam do Google.
W nadesłanym tekście zarysowana jest sytuacja: gimnazjalistka jedzie sama pociągiem przez całą Polskę na obóz i testy wstępne do wymarzonego liceum sportowego. Jako człowiek dorosły nie wiem, czy często się zdarza, aby odpowiedzialny rodzic puszczał gimnazjalistkę w jedenastogodzinną podróż pociągiem (jak jest to zaznaczone w tekście), ale reszta poruszanych kwestii jest takoż wątpliwa, na przykład długi postój w polu z powodu wypadku na torach konduktor wyjaśnia: po skończeniu śledztwa niezwłocznie ruszymy w dalszą drogę.
Wyjaśniam błąd: po skończeniu oględzin, bo śledztwo może trwać nawet wiele miesięcy.
Dziewczyna wyjaśnia, że nie ma pieniędzy żeby zadzwonić do przyjaciółki. Wybrała się przecież w długą podróż i nie ma na koncie w komórce dość pieniędzy, żeby móc się kontaktować z kimś, kiedy ma problem? Nawet wysłać esemesa: zadzwoń do mnie? Oraz żeby wysłać do organizatora obozu esemesa: proszę o nr telefonu dziewczyny z Krakowa?
Tekst kończy się nagle, bez puenty, widać że to część większej  historii, ale nie ma tam wiele, by zachęcić czytelnika, złapać za gardło tak, żeby się nie oderwał i po prostu musiał czytać dalej.
Zamysł przypomina mi aż nadto zmierzchowy romans dla nastolatków pisany przez nastolatkę na podstawie jej skromnej wiedzy o świecie i marzeń o idealnym chłopaku. Przygotowuje już grunt: daleko od domu szkoła z internatem, w której bez nadzoru rodziców i zachowując pozory samodzielności może ten romans rozkwitnąć. Dalszy przebieg fabuły można zgadywać bez specjalnego wytężenia umysłu.
Mimo krytycznych uwag zachęcam do dalszego pisania, ponieważ w tej historii jest potencjał: opowiedzenie o uczennicy szkoły sportowej, która ma ambicje osiągnąć sukces, ćwiczy, nie jest idealna, zmaga się z konkurencją i, co ważniejsze, ze sobą – to daje pole do pisarskiego popisu. Wątek romansowy będzie fantastycznym uzupełnieniem, oczywiście w zależności od ujęcia albo w kierunku Zmierzchu (czyli mocno przesłodzony i przeidealizowany) albo w kierunku dobrej powieści obyczajowej, która mocno osadzi się w realiach.
Trzeba też zrobić porządne  rozpoznanie spraw, o których się pisze, ponieważ czytelnik jest surowym krytykiem i dostrzeże oraz wytknie wszelką niekompetencję autora. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce sprawdzić, czy relacja bezpośrednia Przemyśl – Szczecin w ogóle istnieje i jakimi komputerkami się posługują konduktorzy.
Mimo wszystko życzę rozwoju i sukcesów, bo twórcze pisanie jest dobre dla mózgu!

                                                                                             Pan Gryzek




5 sierpnia 2012

Kobieta o przewrotnej logice - rozmowa z Jolantą Kwiatkowską

Monika Olasek: Czy panujące ostatnio upały dały Ci się we znaki? Czy może jesteś z osób, które uwielbiają tropikalny żar lejący się z nieba?
Jolanta Kwiatkowska: Dały, dały – nie dając. Grzechem powiedzieć, że dały, gdy się jest na łonie natury i ma się krok do wody. Grzechy – wolę wybrać sobie inne (śmiech).
MO: Łono natury i woda są dobre przy każdej pogodzie. Wypoczęłaś? Czy cały czas pracujesz, pisząc kolejne opowieści dla czytelników-fanów?
Jolanta: Nie, nie pracuję. Leniuchuję. Mówiąc trochę poważniej, odpowiem słowami Alicji z Jesiennego koktajlu: Ja jestem jesień. Już się naumiałam, napracowałam, skutecznie zapyliłam. Wnuki odchowałam. Już nic nie muszę. Najważniejsze, nikt mi niczego nie może: kazać, nakazać, pozwolić, zabronić. Wiek podeszły to cudowny usprawiedliwiacz. Daje mi pełne prawo do zmiany osobowości czyli: zmniejszenia aktywności, zacieśnienia zainteresowań, skupienia się na własnych sprawach i przekonania o własnej nieomylności. Jesień życia to WMW. Tzn. wszystko mi wolno. Robię tylko to, na co mam ochotę.
MO: Aż zamarzyła mi się emerytura.
Jolanta: Mój wnuk marzył, by być już emerytem, gdy miał osiem lat. I wiesz, chyba miał rację (śmiech). To nawet byłoby logiczne.
MO: Bycie ośmioletnim emerytem?
Jolanta: Rano wstać, wysiedzieć w ławce (na krześle) czterdzieści pięć minut, udawać, że się słucha... żaden problem. Powstrzymać się od: biegania, kopania piłki czy grania w klasy, krzyczenia... – żaden problem. Przyznanie racji bez wzruszenia ramionami, przytakiwanie ruchem głowy, nawet udawanie zrozumienia... żaden problem. Nie jedzenie paluszków, pizzy, chipsów, nawet lizaków... żaden problem. Żaden – dla sześćdziesiąt-plus. Dla ośmiolatka – bardzo, bardzo trudne (śmiech). Przepraszam. Moniko, na Facebooku i swoim blogu już się przyznałam, że jestem logicznie nielogiczna.
MO: Twoja logika jest jak najbardziej logiczna. A propos emerytury, choć kobiet nie wypada pytać o wiek, ja to jednak zrobię. Alicja, bohaterka Jesiennego koktajlu proponuje ciekawą opcję: Bardziej odpowiada mi podział wieku kobiet na: niemowlę, dziewczynka, dziewczyna, bardzo, bardzo młoda kobieta, bardzo młoda kobieta i młoda kobieta. Na którym etapie młodości obecnie jesteś?
Jolanta: Na tym, w którym określenie młoda kobieta mi nie wystarcza. Jestem młoda - inaczej. (śmiech).
MO: Moja babcia określa ten wiek jako osiemnaście lat plus VAT. 
Jolanta: Moniko, VAT wynosi dwadzieścia trzy procent, czyli osiemnaście plus dwadzieścia trzy równa się czterdzieści jeden.  Mam więcej (śmiech).
MO: Nie wierzę.
Jolanta: I dobrze, bo to nie kwestia wiary tylko metryki. Ale wiesz, że w metryce też zdarzają się błędne wpisy...
MO: Mylić się jest rzeczą ludzką. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. A kto nie spróbuje, ten nic nie osiągnie. Co mi przypomina, że w notce o Tobie na Twoim blogu (www.jolantakwiatkowska.pl ) znalazłam takie zdanie: Nie zdobyłam żadnego szczytu. Nie odkryłam żadnego lądu. Wielu innych nadzwyczajnych rzeczy nie zrobiłam. A co nadzwyczajnego udało Ci się?
Jolanta: To, co powinno być nadzwyczajną - zwyczajnością. Wieloletnie, udane małżeństwo i najwspanialsza córka na świecie, Gdy do tego dorzucę dwoje kochanych wnuków, to już wszystko oczywiste.
MO: Wieloletnie, udane małżeństwo to prawdziwy skarb. Córka i wnuki też. Masz jakąś receptę na udany związek? Tajne sposoby lub zupełnie oczywiste oczywistości?