28 października 2012

Zuzanna Leńska - Róże


Dziś prezentujemy drugie opowiadanie, wyróżnione w konkursie Gryzipiórek 2012, tym razem jest to nastrojowy tekst Zuzanny Leńskiej.

A wszystkie róże są białe, tak białe, jak moja rozpacz,
i nie dlatego są białe,
że to śnieg na nich pozostał.


Federico Garcia Lorca, Pieśń jesienna

Spotkali się w willi pod Dreznem. Dwupiętrowa, wygodnie urządzona, z nowoczesnymi łazienkami i gustownym, chociaż nieco bezbarwnym wystrojem. Meble pokryte mięsistym atłasem w odcieniach oliwkowych i zgaszonych żółci, kapy i kotary z butelkowego weluru, mosiężne okucia i klamki, dosyć szykowne. Nieco zbyt wiele barwnej porcelany i nicianych serwetek nadawało wnętrzom charakter rezydencji starych panien. I ta dziwna woń zwiędłych kwiatów… 
Starszy mężczyzna siedział przy oknie i palił fajkę. Postawny i jeszcze dość silny w ramionach, chociaż dawno nie pracował fizycznie. W młodości co innego, wiedział jak to jest wstawać przed świtem i stać przy warsztacie tkackim aż do zmroku. Dlatego nigdy się nie litował nad swoimi robotnikami. On wytrzymał, oni też powinni. 
- Mein Herr? - powiedział Frederik, sekretarz, wsuwając się do pokoju. 
- Wprowadź. 
Tego wieczoru mieli być w willi tylko oni i gość. Frederik odprawił więc kucharkę, obie pokojówki i dziewczynę podkuchenną. Pan wyraźnie powiedział, że chodzi o sprawę najwyższej dyskrecji. 
Dziewczyna była młoda. Weszła do pokoju zamaszyście, z szelestem taftowej sukni i jedwabnych falban, którymi suto podszyto halkę. 
- Niech pani spocznie. - Starszy pan wstał, ujął jej dłoń w rękawiczce i podprowadził do sofy. - Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać. 
- Pisał pan, że chodzi o Carla... - westchnęła z niepokojem. 
Jeszcze dziś rano pisała do niego, miała zresztą ten list wciąż przy sobie. Użyła papeterii o barwionych kartkach, które przekładała chusteczkami nasączonymi esencją różaną. Uwielbiał jej perfumy, Crown Rose. Wyznał ostatnio, że kupił ich kilka uncji i wącha w chwilach tęsknoty. 
Kiedy Cię znów zobaczę, najdroższa? - pisał ostatnio. - Ojciec znów kazał mi z Tobą zerwać, ale powiedziałem mu stanowczo, że tego nie uczynię, nawet jeśli zechce mnie wydziedziczyć. Straszy, jakby mnie cokolwiek obchodziły pieniądze! Na nic mi fortuna, skoro nie będę mieć przy sobie największego skarbu, Ciebie, moja ukochana, jedyna Marie. 

14 października 2012

Anna Rybkowska - Modlę się do ciebie Boże

Prezentujemy pierwsze z wyróżnionych opowiadań w konkursie "Gryzipiórek 2012".


Modlę się do ciebie Boże, w którego nie wierzę…
Modlę się zdartym na strzępy pacierzem”
(Witold Zechenter – Modlitwa)




W półmroku kościoła łatwiej było podejść do ołtarza. Anonimowo. Przez nikogo nie będąc rozpoznaną. Stukot obcasów na twardej, kamiennej posadzce nie denuncjował winowajcy. Jeszcze tylko prośba o pomoc, małe, przelotne spojrzenie pełne bólu, posłane figurce Frasobliwego. I tak nie patrzył, pogrążony w swoim cierpieniu. Może była niesprawiedliwa?
Wstępując na skrzypiący próg starego konfesjonału, uczyniła szybki znak krzyża i wyszeptała powitanie:
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
- Na wieki wieków.
- Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu i tobie, ojcze… - wydukała szybko i dość bezmyślnie podstawową formułkę, potem swoje dane, wiek i ilość dzieci w małżeństwie, nim przystąpiła do rzeczy. Właściwie nie zaczęła wyznawać grzechów, tylko pociągnęła swój wewnętrzny monolog… Potoczyły się słowa, bolesne i czyste. Jak paciorki rozerwanego różańca.
- Wiadomo, że małe dzieci - mały kłopot. Duże… Też wiadomo. Moja córka w tym roku szkolnym przygotowuje się do matury. Jestem pełna obaw o jej przyszłość. Niby ma jakiś plan, chce studiować w szkole artystycznej. Jest , jak to mówią, zdolna ale leniwa. W dodatku pochłonięta zupełnie innymi sprawami niż nauka. Od kilku miesięcy spotyka się z żonatym, dużo od siebie starszym mężczyzną, poznanym w pubie. Podszedł do niej i zagadał. Córka przyznała się do tej znajomości tylko mnie, prosząc o dyskrecję. Mąż nic nie wie, za każdym razem kłamię mu, że ona spotyka się ze swoim rówieśnikiem, kimś odpowiedniejszym. Utknęłam w tych kłamstwach, wiem, że powinien wiedzieć o wszystkim, jak ja, ale mój mąż jest człowiekiem porywczym, na pewno zareagowałby by gwałtownie. Boję się, że córka by się zamknęła, może nawet uciekła z domu. Próbowałam jej tłumaczyć, że taki związek nie ma przyszłości, że jest młoda i nie powinna się angażować w romans z mężczyzną, który ma żonę i jest obarczony dziećmi. Powinna zrozumieć, że wyrządza im krzywdę , odbiera ojca dzieciom i niszczy więź pomiędzy nim a tamtą kobietą. Przecież starałam się ją dobrze wychować, w domu nie miała złego przykładu. Nie miała takich wzorców również w dalszej rodzinie. Myślałam, że jest wrażliwa i znajdzie sobie chłopaka, który ją doceni a nie będzie wołał do siebie, w tajemnicy, spotykał z nią po jakichś motelach, wtedy, gdy żona wyjeżdża. Tłumaczę , że nie może go przyprowadzić do domu, pokazać najbliższym, nie ma z nim nawet wspólnych zdjęć. Że nigdy nie będzie miała planów na przyszłość, ten związek zabije w niej wszelkie złudzenia i nauczy wyłącznie wyrachowania. Staram się wyperswadować jej ten upokarzający układ. Bo to jest układ, który jej nie oferuje niczego!

3 października 2012

Cnotliwy aferzysta, kłamcy i pienista planeta - rozmowa z Mariuszem Zielke


Monika Olasek: Z jakim uczuciem witasz koniec wakacji – „szkoda, że się skończyły”, czy „uff, nareszcie powrót do normalności”?
Mariusz Zielke: (śmiech) Ja mam wieczne wakacje wypełnione bardzo ciężką harówką (pisaniem), którą uwielbiam.
MO: Czyli nawet nie zauważyłeś, że było coś takiego jak wakacje (poza tym, że było cieplej niż zwykle)? Żadnych wojaży? Większego luzu niż zwykle?
Mariusz: Wojaże były, był też wyjazd wakacyjny. Także różnica oczywiście jest, wakacje są okresem szczególnym, który bardzo lubię. Ale od kiedy straciłem stałą pracę w 2009 r., to moje życie przypomina trochę wieczne wakacje, choć mam okresy bardzo ciężkiej pracy. Tak czy inaczej, jeśli kiedyś uda mi się naprawdę dobrze zarabiać na pisaniu, to będę miał właściwie wieczne wakacje.
MO: W rozmowie z czytelnikami w portalu nakanapie.pl piszesz „Jestem dziennikarzem z przypadku”. Cóż to za szczęśliwy przypadek sprawił, że zacząłeś pisać?
Mariusz: O nie, pisać chciałem od zawsze. Od kiedy przeczytałem moją pierwszą książkę (to chyba była trylogia Orle Pióra). Pierwsze opowiadanie napisałem, gdy miałem chyba 10 czy 12 lat, było o planecie, obrośniętej dziwną pianą, w której czaiły się różne dziwactwa, a podróżowało się w niej dzięki urządzeniom rozpraszającym pianę (śmiech). Potem nauczyłem się pisać na maszynie, no i tworzyłem różne dziwadła. Próbowałem napisać coś naprawdę dobrego, ale wychodziło średnio. Byłem za młody i za głupi, a może po prostu nie miałem talentu. Z tego wyrwało mnie dziennikarstwo. Uznałem, że skoro nie jestem w stanie napisać dobrej powieści, to pobawię się w pisanie do gazet. No i tak pewnie byłoby dalej, gdyby dziennikarstwo nie kopnęło mnie w dupę. Dzięki temu zostałem pismakiem od książek (pisarzem będę mógł się nazwać, jak zacznę rzeczywiście tylko na tym zarabiać).
MO: Talent pewnie był, tylko jeszcze nierozbudzony. Ale pomysł z pienistą planetą jest niezły. Może wrócisz do niego i napiszesz coś dla dzieci / młodzieży?
Mariusz: Próbuję. Może już wkrótce ukaże się coś mojego dla młodych czytelników. Piszę kilka takich książek.
MO: Piszesz jednocześnie kilka książek? To musisz mieć bardzo podzielną uwagę. Nie gubisz się w opisywanych intrygach i zawiłościach fabuł?
Mariusz: Ja te historie noszę w sobie już od dawna. W końcu nadszedł czas, żeby je spisać. A jak przychodzi nowy pomysł, to też on jest obudowywany prawdziwymi obserwacjami, historiami, które gdzieś tam rzuciły mi się w oczy.