31 stycznia 2012

Życie jak rollercoaster – wywiad z Anną Pasikowską

Monika Olasek: Zastanawiałam się jak zaszufladkować Twoje powieści, ale nie do końca mi się to udało. Romans, obyczaj? Co Ty właściwie piszesz?
Anna Pasikowska: Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, jaki gatunek literatury uprawiam, piszę o tym o czym chcę pisać, co sama lubię czytać. Najbardziej zależy mi, żeby czytelnikom się podobało, żeby nie było nudne, żeby było wzruszające i żeby czytali z zapartym tchem. A ponieważ sama lubię czytać o perypetiach uczuciowych, w związku z tym dużo tego w mojej twórczości. No, a jeśli o miłości, to chyba romans.
MO: Czyli stojąc przed półką w księgarni, sięgniesz także po romans? Masz ulubione autorki?
Anna: Moją ulubioną autorką jest Danielle Steele, a więc królowa romansu. Przeczytałam kilkadziesiąt jej powieści. A z polskich to Stanisława Fleszarowa Muskat.
MO: A czy mężczyźni potrafią napisać dobry romans? Czy to wyłącznie domena kobiet?
Anna: O tak, potrafią, jest wiele świetnych przykładów, chociażby Tołstoj, Sienkiewicz, bo czymże są ich dzieła, jeśli nie romansami? A ze współczesnych? Może Sparks?
MO: Sparks to bardzo dobry przykład moim zdaniem.
Anna: Dobry, tylko że jego powieści to raczej melodramaty, prawie zawsze źle się kończą.
MO: Może to właśnie odróżnia romanse pisane przez kobiety od romansów pisanych przez mężczyzn? Nam zależy na bajkowym „i żyli długo i szczęśliwie”, a oni nie koniecznie o to dbają?
Anna: Pewnie dlatego, że mężczyźni lubią dzielić włos na czworo, mają inną wrażliwość. Mnie też czasami korci, żeby nie kończyć happy endem. Raz jeden popełniłam coś takiego, zresztą w opowiadaniu opublikowanym na Gryzipiórku. Ja nie czułam się z tym źle, a nawet mi się podobało, ale czytelnicy są zdziwieni, że tak też można.
MO: No właśnie, wrócimy jeszcze do tego tematu. Ty piszesz. Twoja bohaterka Laura (Rollercoaster) też pisze. Obie odnosicie sukcesy literackie. Ty masz troje dzieci, Laura też. Czy Laura to Twoje alter ego (do pewnego stopnia – jak sama podkreślasz w notce biograficznej na Gryzipiórku: mąż ciągle ten sam). Co odróżnia Cię od Laury?
Anna: Właściwie wszystko, a łączy tylko troje dzieci. No i przeżycia, czy doświadczenia związane z macierzyństwem. Opisując całą tę machinę związaną z wychowaniem dzieci, opierałam się na własnej wiedzy, chciałam pokazać, że to bardzo trudny okres w życiu kobiety, że dzieci to nie tylko radość, jak to opisują niektórzy, ale przede wszystkim zmęczenie, poświęcenie, permanentny brak snu, choroby i dużo, dużo więcej. Na szczęście dzieci dorastają i czasu jest trochę więcej. Można więc zająć się czymś innym. Ja, tak jak i moja bohaterka, zaczęłam pisać.
MO: Myślę, że to dobrze, że podkreślasz tę trudną stronę macierzyństwa. Niestety większość mediów zarzuca nas, młode kobiety, obrazkami uśmiechniętych, bezzębnych szkrabów gaworzących radośnie do mamy, która właśnie wróciła od fryzjera i kosmetyczki. Potem kobiecie rodzi się dziecko i jest zdziwiona, że bywa trudno, nie cały czas, ale jednak. Masz jakąś receptę na to, aby było jak najwięcej tych fajnych chwil, a mało tych gorszych?
Anna: Nie mam, ale wiem że pojawienie się dziecka wywraca świat każdej kobiety do góry nogami. Jedynym pocieszeniem jest to, że dzieci rosną i matce jest nieco łatwiej. Tyle, że niespanie po nocach zamienia się w okres dorastania i wszystko, co z nim związane. Od tego nigdy nie ma urlopu. Jedne kłopoty zamieniają się w inne i tylko od osobowości matki zależy, jak sobie z nimi poradzi. Moje dzieci są już dorosłe albo prawie, są moim wielkim sukcesem, świetnie się uczą, są w bardzo dobrych szkołach i mają sprecyzowane plany na przyszłość. A więc czas który im dałam na pewno nie był stracony.
MO: Powiedziałaś, że zaczęłaś pisać, gdy dzieci podrosły i miałaś więcej wolnego czasu. Wcześniej nie pisałaś? W szkole, na studiach? Nie miałaś szuflad pełnych opowiadań i wierszy?
Anna: Nie, o dziwo wcześniej nigdy nic nie napisałam, nie brałam udziału w żadnych konkursach, nawet nie byłam prymuską z języka polskiego. Pierwszą powieść napisałam dziewięć lat temu i to była pierwsza rzecz w moim życiu, którą napisałam.
MO: To skąd nagle pomysł, żeby zacząć pisać?
Anna: Dobre pytanie, czytałam zawsze mnóstwo książek, ale przeważnie zagranicznych autorów. Pomyślałam więc, że sama spróbuję coś napisać, jako że pod koniec lat 90-tych nie było prawie współcześnie piszących Polaków. Jak postanowiłam, tak zrobiłam i okazało się ,że to wcale nie takie trudne. Pierwsza powieść, którą napisałam, do dziś nie jest wydana, ale już niedługo ujrzy światło dzienne w formie e-booka.
MO: Czytałam we wcześniejszych wywiadach z Tobą, że akcja jednej z Twoich powieści rozgrywa się w Toronto. Czy to właśnie ta powieść ma być wydana? Napiszesz o niej kilka słów na zachętę?
Anna: Tak, to właśnie ta powieść. Chciałam opowiedzieć jak wyglądało życie Polaków na emigracji, ale ostatecznie wyszło mi coś zupełnie innego. Przeważnie tak mam, że zaczynam pisać, mam pomysł, a potem moi bohaterowie rządzą się sami.
MO: Bohaterowie rządzą się sami, ale ostatnie słowo jednak masz Ty? Czy kończysz pisać z uczuciem „to jakoś inaczej miało być”?
Anna: Nie. Zawsze jestem zadowolona z tego, co napisałam. I nigdy nie mam poczucia, że mogłam lepiej, czy inaczej. Bo skoro akcja powieści poszła w tym, a nie w innym kierunku to znaczy, że tak miało być. Jestem dość zdecydowaną autorką, właściwie nie zdarza mi się, żebym po napisaniu coś zmieniała, poprawiała czy zastanawiała się nad innym rozwiązaniem.
MO: Chodziło mi raczej o to czy zdarza Ci się, że jesteś zdziwiona zakończeniem, bo w sumie miało być inaczej, a wyszło inaczej.
Anna: Jak zaczynam pisać, to nigdy nie wiem, jakie będzie zakończenie. Mało tego, ja nawet nie mam ogólnego zarysu wydarzeń, wszystko wymyślam w trakcie, kiedy już piszę. A finał opowiadanej historii wynika z fabuły, choć przyznam się, że kończąc Pałac z lusterkami rozważałam czy nie zakończyć inaczej. Teraz wiem, że miałam dobrą intuicję, bo czytelniczki są z zakończenia zadowolone.
MO: Jak sądzisz, jak potoczyłoby się życie Laury, gdyby nie nagła wizyta pani Klaudii? Mimo wszystko odniosłaby sukces literacki i wyszłaby z roli kury domowej, czy raczej tkwiłaby w tym układzie?
Anna: Tego nie wiem. Losy Laury potoczyły się tak a nie inaczej, ale sądzę że gdyby nie Klaudia nie byłoby o czym pisać dalej. Układanie losów bohaterów to jak gra w ruletkę, nigdy nie wiadomo co się wydarzy. W przypadku Laury czarne wygrało.
MO: Nie mogę nie zapytać o fantastyczny rejs wycieczkowcem i słynnego Antonio Moderasa (śmiech). Byłaś kiedyś na takim rejsie i poznałaś ludzi z pierwszych miejsc rankingów Hollywood?
Anna: Niestety, jeszcze nie brałam udziału w takim rejsie, ale oczywiście bardzo bym chciała. Opisując wydarzenia rozgrywające się na transatlantyku, posłużyłam się tylko i wyłącznie swoją wyobraźnią.
MO: Dokąd chciałabyś popłynąć w taki rejs?
Anna: Najlepiej dookoła świata, ale takich rejsów chyba nie ma, a może są, nawet nie wiem. Wiem za to, że oddano niedawno do użytku największy, najnowocześniejszy i najpiękniejszy liniowiec i to nim chciałabym właśnie popłynąć.
MO: Twoja Druga powieść, Pałac z lusterkami, ukazała się w 2010 roku. I wiem, że WSZYSCY pytają Cię o Szczecin (czytałam inne wywiady z Tobą, przygotowując naszą rozmowę), ale ja też muszę (śmiech). Dużo piszesz o historii swojego miasta. Raczej nieczęsto ktoś tak dużo wie o swoim rodzinnym mieście – jakieś ogólne informacje, ale bez szczegółów. Jesteś pasjonatką historii Szczecina?
Anna: Był czas, że bardzo interesowałam się historią mojego miasta, sporo czytałam, oglądałam stare przedwojenne fotografie. Chodziłam po starych dzielnicach, bywałam w starych willach. Lubiłam wyobrażać sobie, kto wtedy w nich mieszkał, jak wyglądało miasto na początku XX wieku i wcześniej. A kiedy odkryłam, że przed drugą wojną światową Szczecin wyglądał zupełnie inaczej, to postanowiłam jakby odtworzyć go na nowo, oglądając stare fotografie. Zachwyciłam się nimi i stały się inspiracją do napisania powieści. Pisząc Pałac z lusterkami, starałam się dość wiarygodnie umiejscowić akcję, poprawnie wykorzystać historię, bo ona jest jakby jednym z bohaterów.
MO: Czyli muzeum stworzone przez Helenę istnieje tylko w Twojej wyobraźni?
Anna: Wyobraź sobie, że niedawno podobne muzeum powstało w Szczecinie, nazywa się Muzeum techniki, mieści się w starej tramwajowej zajezdni. Można tam obejrzeć historię polskiej motoryzacji, a wśród eksponatów są stare samochody marki Stoewer, które przed wojną produkowano w Szczecinie.
MO: O, to mnie zaskoczyłaś. Korzystałaś z zasobów tego muzeum, pisząc Pałac z lusterkami, czy powstało dopiero później?
Anna: Powstało później.
MO: Może ktoś przeczytał Twoją powieść i pomyślał, że to niezły pomysł.
Anna: Może (śmiech).
MO: W jednej z recenzji Pałacu z lusterkami (autorstwa Chepcher Jones, http://7smoki.eu/?page_id=3942) znalazłam takie zdanie: „ja zakochałam się w seniorce rodu – postaci drugoplanowej. No zakochałam się na zabój i padłam” i w pełni się z nim zgadzam. Helena jest niesamowita. Znasz takie starsze panie? Pozytywnie zakręcone, kochające modę i samochody, przy których nie można się nudzić?
Anna: Znam kilka takich starszych pań. Uwielbiam, kiedy kobieta niezależnie od wieku jest kobietą, kiedy cieszy się otaczającą rzeczywistością nie zważając na to, ile ma lat. Bardzo imponują mi przedstawicielki płci żeńskiej łamiące stereotypy, żyjące pełnią życia, czerpiące z niego pełnymi garściami. Takie kobiety nigdy się nie starzeją, zawsze są atrakcyjne, lubiane, zawsze zwracają na siebie uwagę. Młodość ducha jest najważniejsza. A jak się ma apetyt na życie, to zawsze jest się młodym. Mam nadzieję że też taka będę mając 80 lat.
MO: Laura, Honorata, Ewa, Helena i Agata – silne kobiety z Twoich powieści. Walczą z przeciwnościami losu, nie poddają się. Prawdziwe kobiety też takie są? Czy może nadal pokutuje stereotyp umęczonej Matki Polki podającej obiad Panu i Władcy? Kobieta sukcesu (rozumiana jako szczęśliwa kobieta spełniająca się w tym co robi) czy kura domowa (zaszczuta codziennością, poświęcająca się dla rodziny) – która opcja przeważa, jak sądzisz?
Anna: Prawdziwe kobiety to takie, które wiedzą, czego chcą. Jeśli dobrze im w domu z dziećmi, to ja nie mam nic przeciwko temu, jeśli chcą się spełniać zawodowo – to ich wybór. Najważniejsze, żeby dobrze czuły się same ze sobą i nie robiły nic na siłę. Uważam też, że nie da się być idealną matką i panią domu i jednocześnie spełniać się zawodowo. Wtedy zawsze coś szwankuje, albo cierpi rodzina albo praca. Ale trochę mi żal, że media z uporem lansują  model matki pracującej jako właściwie jedyny słuszny, wmawiając matkom, że wyjście z domu będzie z korzyścią i dla nich i dla dziecka. Ja nie zdecydowałam się oddać swoich dzieci na wychowanie obcym ludziom, zostałam z nimi, ambicje zawodowe chowając głęboko, i wcale z tego powodu nie czuję się gorsza. I myślę, że to właśnie dlatego nie mam z nimi teraz żadnych kłopotów. A stereotypy? Myślę, że dzisiaj są częściej łamane niż im się hołduje.
MO: Gdybyś musiała zdecydować, to którą ze swoich bohaterek lubisz najbardziej?
Anna: Wszystkie je stworzyłam, wszystkie są mi bliskie, i wszystkie je lubię. I w każdej z nich jest trochę mnie samej, a jednocześnie żadna z nich nie jest mną.
MO: Skąd wiedziałam, że taka będzie odpowiedź? Zostawmy więc bohaterki, przejdźmy do bohaterów. Rzuciła mi się w oczy taka zbieżność, że zarówno Szymon Wysocicki, jak i najstarszy syn Laury grają w tenisa. Przypadek, czy jesteś fanką tej dyscypliny?
Anna: Moi dwaj synowie uprawiają tenis, więc siłą rzeczy trochę wiem na temat tej dyscypliny.Sama co prawda nie gram, ale kibicuję. Poza tym to piękny sport, w którym sportowiec musi wykazać się inteligencją, a nie tylko siłą fizyczną.
MO: Opowiadanie Pantofelek z Gryzipiórka to unowocześniona wersja Kopciuszka – jest książę w stalowym rumaku (F16), jest księżniczka, którą wszyscy podziwiają, jest nawet obowiązkowy pantofelek. Tylko happy end się zgubił. Dlaczego, wracając do już poruszonego tematu, Adam i Anna nie mogli „żyć długo i szczęśliwie”?
Anna: Takie zakończenie wymyśliłam w ostatniej chwili. Jak wspominałam, pierwszy raz w mojej twórczości nie było happy endu, choć właściwie można powiedzieć, że był, bo przecież się odnaleźli. Ale ja lubię czasami coś udramatyzować do kwadratu. Żeby nie było nudno i żeby czytelnik do ostatniego zdania czuł napięcie. A po dotarciu do ostatniej kropki przewracał kartki i szukał dalej bo nie wierzy, że to koniec. To takie przewrotne, zaskakujące, podwójne zakończenie, ja też czasami lubię być zaskakiwana.
MO: Takie mrugnięcie okiem do czytelnika: „Myślałeś, że bajka, a tu proszę...”?
Anna: No właśnie. Mnie zależy na tym, żeby po przeczytaniu jednego mojego utworu chciano sięgnąć po następny. Lubię pozostawiać czytelników w niedosycie, mam nadzieję, że mi się to udaje.
MO: Jesteś z wykształcenia filologiem rosyjskim. Czy gdy uczyłaś w szkole zdarzali Ci się uczniowie zadurzeni po uszy w pani profesor? Może nie aż do tego stopnia, co Jacek z opowiadania Serce w pasterce, ale zafascynowani?
Anna: Pracowałam bardzo krótko w szkole, ale tak, zdarzył mi się przypadek zadurzonego ucznia, maturzysty. Nic dziwnego, często się słyszy, że ucznia, młodego wrażliwego człowieka potrafi zafascynować nauczycielka.
MO: Zwłaszcza gdy kocha swój przedmiot i potrafi tę fascynację przekazać uczniom. Lubiłaś uczyć? Pracę z młodzieżą?
Anna: Zawód nauczyciela był moim wymarzonym od dzieciństwa, udało mi się to marzenie spełnić, a praca bardzo mi się podobała. Lubiłam uczyć, choć pracowałam bardzo krótko.
MO: Ale nie zamierzasz wrócić do szkoły?
Anna: Nie, za długą miałam przerwę. Swoje umiejętności pedagogiczne wykorzystałam do wychowania własnych dzieci.
MO: Dwie książki wydane, jedna będzie wznowiona (Rollercoaster czy Pałac z lusterkami?), kolejna czeka na wydanie, następną piszesz. Do tego opowiadania. Czyżbyś zamierzała dorównać tempem pisania Laurze?
Anna: Na wznowienie czeka Rollercoaster. Pałac z lusterkami za chwilę pojawi się w sprzedaży również w formie e-booka. Tak, mam rozpoczętą czwartą powieść. W międzyczasie napisałam cztery opowiadania, których nigdy wcześniej nie pisałam. A ponieważ zostałam poproszona o wzięcie udziału w kilku projektach, więc się zgodziłam, zupełnie nie wiedząc czy sprostam zadaniu. Krótka forma, jaką jest opowiadanie, sprawiła mi trochę kłopotu, bo ja powieściowa jestem i lubię się rozpisywać, ale efekt ostateczny chyba jest niezły. Kolejne dwa moje opowiadania ukażą się w antologii opowiadań wydanych w formie e-booka Słodko Gorzko z okazji nadchodzących Walentynek.
MO: Wow! To chyba jednak pobijesz Laurę na głowę. A opowiadania wychodzą Ci bardzo dobrze, sądząc po tych, które czytałam. Czy te dwa, które dopiero się ukażą, będą równie zaskakujące, co Pantofelek i Serce w pasterce?
Anna: Nad jednym, pisząc, płakałam, drugie może i zaskakujące, cokolwiek to znaczy.
MO: To ja już nie mogę się doczekać. Zdradzisz na koniec tytuł powieści z akcją w Toronto, żeby wszyscy wiedzieli, czego wypatrywać?
Anna: Winogrona bez pestek, ukaże się jako e-book.
MO: Winogrona bez pestek, to brzmi tajemniczo. Wobec tego czekam z niecierpliwością. Dziękuję za poświęcony czas i miłą rozmowę, Aniu.
Anna: Ja również dziękuję.
Anna Pasikowska, ur.29.04.1963 w Szczecinie.1982 –ukończenie liceum w Szczecinie, 1987 – ukończenie studiów na Uniwersytecie Szczecińskim, mgr filologia rosyjska. Na trzecim roku jeden semestr spędziłam w Moskwie. 1987 wyszłam za mąż. Po ukończeniu studiów podjęła pracę w jednym ze szczecińskich liceów. Pracowała tylko 1,5 roku, bo w maju 1989 wyjechała wraz z mężem do Kanady do Toronto. Tam mieszkała 2 lata, a w 1991 wróciła do kraju. Po trzech miesiącach urodziła pierwszego syna. Nie pracowała zawodowo, po 3,5 roku urodził jej się drugi syn. Po roku córka. Do dziś nie pracuje zawodowo. Kiedy najmłodsze dziecko poszło do przedszkola, znalazła sobie zajęcie w postaci pisania. Ma napisane trzy powieści, z których dwie są wydane. 2006 Rollercoaster, 2010 Pałac z lusterkami. Jej rodzina to mąż (ciągle ten sam), troje dzieci i pies 10-o letni czekoladowy labrador.     

30 stycznia 2012

Pałac z lusterkami - Anna Pasikowska – recenzja Anety Rzepki

Po przeczytaniu recenzji „Pałacu z lusterkami” Anny Pasikowskiej wiedziałam, że wcześniej czy później, będę musiała sięgnąć po tę książkę. Dzięki uprzejmości autorki, nastąpiło to wcześniej, za co bardzo jej dziękuję. Na pierwszy rzut oka powieść Pałac z lusterkami jest jedną wielką tajemnicą. Okładka, chociaż utrzymana w barwach, które lubię, niewiele mówi. Równie tajemniczy jest zawarty na niej opis powieści. Sam tytuł sugeruje, że czytelnik będzie miał do czynienia z rodziną królewską, mieszkającą w tajemniczym pałacu, a więc daje skojarzenie z baśnią. Akcja rozgrywa się jednak we współczesnej Polsce, głównie w Szczecinie, co nie znaczy, że jest zupełnie pozbawiona elementów bajkowych. Główna bohaterka powieści, Honorata, jest kobietą, której los nie rozpieszczał. Rodzice są dla niej obcymi ludźmi, z bratem łączą ją stosunki poprawne, ale niewykraczające poza zwykłą znajomość. W dniu narodzin córki traci męża. Jej życie staje się koszmarem. Musi opiekować się chorą psychicznie teściową, na nikogo nie może liczyć, smutek i rozczarowanie są tym, co towarzyszy jej każdego dnia. W końcu postanawia wyrwać się z niewoli i wrócić do rodzinnego Szczecina. W pociągu relacji Warszawa – Szczecin spotyka Andrzeja Wysocickiego. Coś w zachowaniu mężczyzny wzbudza jej zaufanie, dlatego decyduje się na opowiedzenie mu historii swojego życia. Andrzej oferuje Honoracie pracę i gościnę w swoim domu. Jakież jest zdziwienie kobiety, gdy odkrywa, że przyjdzie jej zamieszkać w willi, ozdobionej lusterkami, którą w dzieciństwie często podziwiała i nazywała pałacem z lusterkami. Życie Honoraty ulega diametralnej zmianie. W nowym domu poznaje znaczenie słów miłość, szczęście, uśmiech, rodzina. Czy kiedykolwiek sama ich zasmakuje? Po odpowiedź odsyłam do powieści Pałac z lusterkami. W książce Anny Pasikowskiej każda postać jest wartą odkrycia tajemnicą, niebanalną osobowością, która musiała w życiu wiele wycierpieć. Odkrywanie złożoności charakterów oraz łączenie ich z indywidualną historią losu daje niemałą przyjemność czytelniczą i osadza powieść w nurcie tekstów psychologicznych. W książce bardzo często padają zapewnienia o miłości. I nie mam tu na myśli jedynie określenia relacji rodzącego się uczucia. Oklepane słowa „kocham cię” stanowią część życia, są serdecznością, budującą rodzinę i prawdziwe, dobre relacje. Tak, Pałac z lusterkami jest powieścią o miłości, ale tej, która towarzyszy człowiekowi od poczęcia do śmierci, dlatego nie określiłabym jej mianem romansu. Jest również powieścią o Szczecinie, o jego historii, rozwoju, ludziach, którzy mieszkali w nim przed wojną. Pałac z lusterkami jest jedną z niewielu książek, w której dominują uczucia dobre, pozytywne. Nie ma w niej złych bohaterów, nie ma odwiecznej walki dobra ze złem, nie ma krzywdy, powodowanej przez nienawiść, jest codzienne, naznaczone trudem życie oraz ogromny potencjał, tkwiący w ludziach i sile ich uczuć. Myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że Pałac z lusterkami jest współczesną baśnią o księżniczce na ziarnku grochu. Dlaczego nie o Kopciuszku? Tę zagadkę pozostawię do rozwikłania czytelnikowi.

17 stycznia 2012

Szymon Adamus - Awans



Irytujący pisk porannego budzika nie dał się zagłuszyć ani poduszką zarzuconą na głowę, ani jeszcze trochę wyczuwalnym szmerglem od zeszłonocnej whisky. Po trzydziestu sekundach nieprzerwanego skowytu dźwięk przeszedł w pulsacyjne piski, a panel przy łóżku zmienił kolor na niebieski. Oznaczało to, że Opiekun wysłał informację do sztucznej inteligencji jego mieszkania, które za chwilę rozświetli poranne słońce zza podnoszących się rolet. Chwilę później poczuje zapach kawy. Derek zawsze zastanawiał się dlaczego system nie przydzieli mu lepszego gatunku pobudzającego napoju? Skoro jego obecność w biurze o szóstej jest aż tak konieczna, to chyba warto byłoby napędzić go od rana silniejszym paliwem?
W drodze do firmy wykorzystał jedną dziesięciominutową przerwę na kupno ciepłego pączka. Automat dodał kalorie do jego profilu przypominając skrupulatnie, że do rozpoczęcia jego zmiany zostało już tylko pół godziny.

9 stycznia 2012

O kotach, demonach, rycerzach i bliźniętach – rozmowa z Krzysztofem Maciejewskim.

Monika Olasek: Na papierowemysli.pl piszesz o sobie „konserwa i zgred”. Naprawdę jesteś taki straszny?
Krzysztof Maciejewski: Czuję się chwilami dinozaurem.... W wyborach głosuję na Jagiellonów, pamiętam PRL z całym dobrodziejstwem inwentarza. „Coraz bardziej otaczająca” nas rzeczywistość sprawia, że zmieniam się w tego staruszka z muppetowej loży szyderców. Z drugiej strony, jest w tym moim podejściu pewnie nieco autokreacji. Lubię nowinki techniczne, w pracy nieraz staję się p.o. informatyka - uwielbienie dla komputerów ciągnie się u mnie od czasów, gdy miałem Atari 800 XL - i tu znów wypływa kwestia „zgredostwa”...
MO: Większość powiedzmy „znanych” osób (a do takich zaliczam pisarzy, więc i Ciebie) woli się kreować na ciepłe, miłe postacie. A tu zgred i konserwa. Chcesz w ten sposób zniechęcić paparazzi?
Krzysztof: Paparazzi? Aż tak daleko moja wyobraźnia nie podąża...
MO: Nie wierzę. Twoja wyobraźnia kryje demony, wigilijnego K, ale paparazzi już nie?