27 maja 2012

Duńska odyseja - Marlena Gałczyńska - recenzja Alicji Minickiej



Tę powieść przeczytałam dzięki uprzejmości autorki. Marlena to młoda i utalentowana dziennikarka, żona, mama dwóch łobuziaków. Ukończyła politologię na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Jako dziennikarka, zajęła się problematyką ekonomiczną. Pisała dla tak prestiżowych czasopism jak Puls Biznesu czy Forbes. Wielka kariera stała przed nią otworem. Ale … okupiona morderczym tempem i czasem kradzionym rodzinie. Marlena podjęła trudną i ryzykowną decyzję o emigracji do Danii. I o tym etapie jej życia opowiada ta ponad 200-stronicowa powieść. Zaczynała od wynajętego skromnego mieszkanka i nocnej pracy roznosiciela gazet. Pisałam już kiedyś o moich literackich fascynacjach.
Przyznam, że tak zwana powieść obyczajowa, nie należy do ulubionych gatunków. Dlatego z pewnymi obawami przystąpiłam do czytania Duńskiej Odysei. Zastanawiałam się, czy perypetie jednej z setek emigranckich rodzin, zdołają mnie zainteresować. Zwłaszcza, że książka liczy 230 stron.
Autorka jest bardzo szczera. Nie chodzi tylko o dokładne relacje z kolejnych rozdziałów duńskiego życia jej rodziny. Marlena bez owijania w bawełnę przedstawia swoje wewnętrzne przeżycia, rozterki, wątpliwości, stosując przy tym bardzo ciekawy zabieg stylistyczny. 
Jak to ja, zaczęłam główkować, jakie są przyczyny atrakcyjności tej powieści, skoro mnie, amatorkę nieco innych gatunków, zdołała aż do tego stopnia zafascynować?
Podobnych wrażeń dostarczyła mi lektura marynistycznej powieści Zbysława Śmigielskiego Kapitanowie.
Te dwa, tak różne utwory, mają jedną wspólną cechę. Oparte są na prawdziwych przeżyciach autorów. Nie umiem dokładnie określić, na czym magia takich książek polega, ale ona niewątpliwie istnieje. Jest nie do podrobienia. Marlena Gałczyńska, dzięki znakomitemu pisarskiemu warsztatowi, sugestywnie dzieli się z czytelnikiem swoimi odczuciami. Siedząc w ciepłym pokoju, niemal odczuwałam przenikliwe zimno, czytając o pracy podczas mroźnej duńskiej nocy. I czułam emocje, towarzyszące autorce, gdy zasiadła za kierownicą kilkunastotonowego autobusu.
Przy okazji, nasunął mi się jeszcze jeden temat: polskie seriale. W tak zwanych obyczajowych serwuje się nam niemal surrealistyczne obrazy współczesnej Polski i Polaków. A gotowe, świetne scenariusze to prawdziwe historie prawdziwych ludzi. Takich jak Marlena Gałczyńska. Od innych młodych polskich emigrantów, których los porozrzucał po wielu zakątkach Europy, różni się jedynie tym, że jest świetną pisarką. Kto napisze lepszą powieść o emigracji, niż sam emigrant?
Pozostaje mi tylko podziękować autorce za udostępnienie swojego utworu. Z ręką na sercu przyznaję, że sama bym po tę książkę, prawdopodobnie, nie sięgnęła. Marlena Gałczyńska skłoniła mnie do refleksji, także odnośnie moich literackich fascynacji.

1 komentarz:

  1. Zainteresowałaś mnie tą książką i jej autorką.
    I z pewnością ja przeczytam, tym bardziej że w przeciwieństwie do Ciebie lubię książki obyczajowe a szczególnie te z życia wzięte.
    Zgadzam się z Twoją opinią na temat seriali, których ze względu na to oderwanie o d rzeczywistości nie oglądam.
    Dzisiaj gdy tyle Polaków szczególnie młodych emigruje warto poczytać o tym jak się im wiedzie na obczyźnie i jak odczuwają swoja emigrację.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!