28 lutego 2015

Kiedy pisarz zaczyna być pisarzem?


Kilka razy na przestrzeni ostatnich lat byłam świadkiem pewnej zaciętej dyskusji w środowisku literackim. Temat ten zdaje się powracać co jakiś czas jak bumerang, czy to w kontaktach realnych, czy wirtualnych. O co chodzi? O skromność. A może powinnam od razu powiedzieć: o skromność fałszywą. Oto zbiera się grupka ludzi po piórze na którejś z wielu grup okołoliterackich i zaczynają się licytować, kto z nich jest mniej pisarzem. Zapewniają, że nie czują się „pisarzem” lub nie zasługują na takie miano. I tu padają argumenty: „Jestem tylko pisaczem”, „Jestem autorem”, „opowiadaczem”, „gawędziarzem”, etc. I zaczyna się licytacja. Kto da więcej... tfu! kto da MNIEJ, kto sobie bardziej ujmie, kto bardziej pogrąży poczucie własnej wartości, kto będzie bardziej zapalczywie twierdził, że wprawdzie coś tam napisał, no ale pisarzem to on nie jest i jeszcze długo nie będzie.

„Jak wydam tak ze 4 powieści, to może będę już mógł się nazwać pisarzem, ale na razie jestem tylko autorem/pisaczem/opowiadaczem/gawędziarzem/czymśtambliżejnieokreślonym”

„Nie uważam się za pisarkę. To tylko hobby”

Czytając i słysząc takie wypowiedzi, zawsze czułam niesmak, a przez głowę przelatywało mi: NIE KUPUJĘ TEGO. Zaczęłam się więc zastanawiać, jaka jest geneza tego fenomenu. Co dzieje się w głowach tych ludzi? Jakie zdarzenia, zachowania, wzorce i czynniki społeczne doprowadziły do takiego toku myślenia? Czy piekarz zapytany o zawód, też mówi, że owszem, chleb piecze, ale piekarzem to on nie jest, bo będzie nim dopiero, jak...? Czy architekt też powie, że nie jest architektem, tylko... planowaczem? Nauczyciel też czuje się nauczycielem tylko trochę, tak tylko hobbystycznie?
Kolejne pytanie nasunęło się już samo: Kiedy ktoś, kto pisze książki, zaczyna być pisarzem? W którym momencie przestaje być „pisaczem hobbystycznym”, a zaczyna być pisarzem z prawdziwego zdarzenia?

Od najmłodszych lat uczy się nas, że chwalenie się nie jest czymś dobrym. Kto nie spotkał się w szkole z określeniem „chwalipięta”? Kto z nas nie krzyczał na podwórku: „Nie przechwalaj się!”? Uczniowie, którzy osiągają najlepsze wyniki, szybko dostają łatkę kujona, co wpaja innym dzieciom, że wybijanie się ponad przeciętność też nie jest dobre. Kiedy spotykasz na ulicy koleżankę, która straciła pracę, ma do wykarmienia troje dzieci i męża pijaka, to nie opowiadasz jej, że Tobie akurat się świetnie powodzi, dostałeś podwyżkę, kupiłeś sobie nowy samochód, a w wakacje lecisz do Egiptu. Dlaczego? Bo nie chcesz, by koleżanka poczuła się gorsza. Nie chcesz jej sprawić przykrości. Odpowiadasz więc: „A u mnie też stara bida, jakoś się żyje, wiesz jak to jest”. W naszym języku funkcjonują takie cięte riposty jak: „Skromnością to on nie grzeszy”.
Takie schematy zachowań nauczyły nas, że trzeba nieustannie pomniejszać swoją wartość, by nie wyjść na chwalipiętę, by nie wprowadzać innych w zakłopotanie, by nie wybijać się przed bezpieczny szereg. Skromność z drugiej strony jest postrzegana jako coś pozytywnego i pożądanego. Ludzie świadomi swoich umiejętności, wiedzy, urody czy talentu, wywołują powszechne kpiny, lub uznaje się ich za niesympatycznych arogantów.
Wróćmy jednak do pytania, kiedy pisarz staje się pisarzem? Tu też pojawiają się we wspomnianych dyskusjach propozycje od samych „pisaczy”:

„Jak może żyć ze swoich książek”
„Jak umrze i historia uzna go za pisarza”
„Jak zajmuje się pisaniem na pełen etat”
„Jak napisał 2,3,4,7,120 książek”
„Jak ma czytelników”
„Jak ktoś kupuje jego książki”
„Jak znajdzie wydawcę”

Wszystkie te propozycje są prawdą i kompletną bzdurą jednocześnie. Po długim namyśle doszłam do jedynego możliwego wniosku: Pisarz jest pisarzem wtedy, kiedy sam uwierzy, że nim jest.
Nie wcześniej i nie później. Dlaczego mielibyśmy podważać własne umiejętności, podkopywać swoją wartość, udawać, że to, co robimy, nie ma żadnego znaczenia? Ma. Gdyby nie miało, człowiek nie dałby rady wysiedzieć kilkaset godzin na twardym krześle i pisać książkę. Gdyby nie wierzył w powodzenie tej książki, nigdy by jej nie skończył. Bo pisanie wymaga ogromnego zaangażowania, ono wsysa i wypluwa człowieka w takim stanie, że rzuciłby to cholerstwo czym prędzej w kąt, gdyby nie wierzył. A skoro tak, to dlaczego potem pomniejsza wartość swojej pracy? Tak zawzięcie, że z czasem nawet sam zaczyna wierzyć, że napisanie tej książki nie było niczym nadzwyczajnym?
Mam pytanie do autorów, którzy boją się nazwać siebie pisarzami: Skoro Ty nie wierzysz w to, że jesteś pełnoprawnym pisarzem z krwi i kości, to jak możesz tego oczekiwać od swoich czytelników?

I błagam, nie mów, że wcale nie oczekujesz. Ludzie płacą za Twoje książki, bo wiedzą, że mają wartość. A Ty o tym wiesz? Skończmy z tym zakłamaniem... Pisanie to tylko Twoje hobby, ale Twoje książki są w księgarni i liczysz przecież, że się sprzedadzą. Konsekwencja nakazuje więc założyć, że skoro Ty nie uważasz się za prawdziwego pisarza, to Twoje książki nie są pełnowartościowym produktem. Czy gdyby chirurg powiedział, że jest lekarzem tylko hobbystycznie, to chciałbyś się u niego leczyć? Gdyby murarz twierdził, że jest murarzem tylko trochę, to powierzyłbyś mu budowę swojego domu?
Fałszywa skromność ma fatalne skutki dla nas samych, bo podświadomość nie dzieli tego, co wypływa z naszych ust na prawdę i kłamstwo. Jeśli kierowani niepotrzebną skromnością wciąż powtarzamy, że nie jesteśmy nikim szczególnym, a nasze dokonania nie są nic warte, to podświadomość przyjmuje to za fakt.

Nie da się być pisarzem, piekarzem, ogrodnikiem, czy inżynierem tylko troszeczkę. Jeśli się na coś decydujesz, to broń tego. Przede wszystkim przed samym sobą. Bądź piekarzem i pisarzem całą gębą.

AT

9 komentarzy:

  1. Jestem tu pierwszy raz, ale podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym tekstem. Chwalmy się, cieszmy sukcesami i inspirujmy siebie i innych. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry pomysł na post. To rzeczywiście jest powracają temat, niekiedy lekko kontrowersyjny. Ja uważam się za pisarza. Nie sądzę, abym pisała dobrze, nie wydałam żadnej książki, nigdy nic nie opublikowałam, ale... piszę. Jeżeli ktoś prowadzi pamiętnik także może nazwać się pisarzem. Takie jest moje zdanie :)
    Zapraszam do mnie: http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny artykuł. Ja myślę, że ludzie piszący boją się określać mianem pisarzy, bo w ich świadomości to słowo tyczy się kogoś, komu udało się zaistnieć na rynku wydawniczym i który jest już jako tako rozpoznawany przez niemałą grupę ludzi, właśnie jako pisarz ;-)
    Tak więc, jestem pisarzem i zapraszam wszystkich chętnych do zagłębienia się w historię opisaną w powieści, której tytuł brzmi: "Na Krańcach Luster" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że w przytoczonych stwierdzeniach można doszukać się także kokieterii oraz asekuracji. Oczekiwania na słowa: No jak to nie jesteś pisarzem, wydałeś tyle a tyle książek itp., ależ tak, jesteś pisarzem! Przynęta zostaje rzucona, rybka złapana na haczyk, ego połechtane :)
    A jeśli ktoś powie, No nie, no jaki to pisarz! To grafoman pierwszej wody! wtedy można powiedzieć, A nie mówiłem? I udawać, że deszczyk pada ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, że niektórzy kokietują, a inni szykują sobie miękkie posłanie na ewentualny upadek. I to nie tylko w kręgu literackim... :)

      Usuń
    2. Dziwisz się? ;) Nikt nie lubi twardego lądowania :)

      Usuń
    3. Temu się nie dziwię, sama też nie lubię :) Dziwię się jednak, że ludzie z góry zakładają, że w ogóle dojdzie do lądowania... W pewnym sensie sami to sobie przepowiadają. I zatoczyłyśmy koło do tego, o czym właściwie jest ten artykuł: mentalne nastawienie.

      Usuń
  5. Tak samo jak nie można być trochę w ciąży... :D
    Są mimo wszystko tacy, którzy piszą "po pracy", ale rozumiem, że to nie o takie przypadki chodzi. Fałszywa skromność, asekuracja na wypadek klęski, potrzeba słyszenia zaprzeczeń od innych ("no coś ty - jesteś świetnym pisarzem!") czyli chyba mała wiara we własne umiejętności... wszystkiego po trochu?
    Podoba mi się to zdanie z końcówki : "Skoro Ty nie wierzysz w to, że jesteś pełnoprawnym pisarzem z krwi i kości, to jak możesz tego oczekiwać od swoich czytelników?" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że po trochu wynika to z tego, że pisarz = artysta. Może dlatego tak często krygują się właśnie twórcy literatury gatunkowej. "Pisarz" uchodzi wśród wielu ludzi za określenie mocno nobilitujące. Chociaż to jak nazywać aktorem tylko aktora teatralnego, a tych serialowych... odtwórcami ról? xD Też mnie zawsze dziwi to zjawisko, myślałby kto, że pisarze powinni się wreszcie wyleczyć z tego kompleksu.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!