29 maja 2012

Dlaczego e-book nie jest dzisiaj szansą? - Romuald Pawlak

Ten tekst napisał mi się na potrzeby pewnej dyskusji facebookowej, szkoda, żeby się miało zmarnować, a zatem...
E-booki a sprawa polska, czyli dlaczego nie uważam, że (dziś) opublikowanie czegoś w postaci e-booka jest szansą na zaistnienie. Ważna uwaga: mówię o beletrystyce. Rozważam sprawę w przypadku osoby niemającej tzw. „nazwiska”, czyli debiutanta.

I. Praca nad tekstem

Po pierwsze, 99% e-booków to rzeczy albo w ogóle pozbawione redakcji, albo posiadające ją w formie szczątkowej – to właśnie w papierowym i elektronicznym selfpublishingu upowszechniła się „korekta” jako synonim „redakcji”, chociaż to dwa odmienne etapy pracy nad tekstem. Nie, żeby papierowe książki, będące tu punktem odniesienia, były pozbawione wad. Jednak większość z nich przechodzi etap redakcji, nazwijmy ją tak, merytorycznej. Ktoś, zwykle wydawca, ocenia, czy warto wprowadzić zmiany w fabule, kreacji postaci, czasem w strukturze. Jest to norma – wydawca zastanawia się nad najlepszym kształtem tekstu. Wydawcę e-booka najczęściej to nie obchodzi. Bardzo często jego zarobek to kwota wpłacona przez autora, zysk ze sprzedaży produktu jest nieistotny. A jeśli wydawcą jest sam autor, to siłą rzeczy nie ma potrzebnego dystansu do swojego tekstu. Efekt: tekst jest (często) na dużo niższym poziomie niż mógłby być, gdyby odbyła się taka praca redakcyjna. Nazwijmy ją, redakcją językową tekstu. Ile prac ukazujących się w sieci jako e-booki ma porządną, profesjonalną redakcję, a nie „redakcję” samego autora czy ewentualnie przyjaciół? Wydawcy e-booków często żądają za redakcję pieniędzy porównywalnych do zrobienia redakcji papierowej książki, to są koszty rzędu 1000-2000 zł, stąd nie mając raczej szans na odzyskanie tych pieniędzy, autorzy najczęściej odstępują od redakcji językowej. Efekt: często trafiają się błędy ortograficzne, składniowe, wszystkie, jakich sobie tyko życzmy.



II. Wydanie

W końcu tekst się ukazuje. Świetnie. Można go kupić u naszego wydawcy na stronie. Czasem jeszcze gdzieś. Niemniej, dystrybucja kuleje, bo to tylko jedna strona, no, w porywach trzy, niekoniecznie popularne, bo na razie rynek e-booków jest maleńki, dużym firmom nie opłaca się taka inwestycja. Nie ma reklam – bo to nieopłacalne. Autor i wydawca robią reklamę na Facebooku, na innych portalach społecznościowych. Docierają do znajomych autora, czasem do czytelników zainteresowanych tematem. Jest to – porównywalnie – najczęściej znacznie słabsza promocja tekstu niż w przyzwoitym wydawnictwie papierowym.

III. Efekty

Można opowiadać długo o marzeniach, ale dziś fakty są miażdżące. Sprzedaż e-booków w ogóle jest kiepska, nawet autorów znanych z papieru, a to dlatego, że rynek nie jest nasycony czytnikami – wszelkie porównania z rynkiem amerykańskim są chybione z definicji, bo tam mówimy o miliardowym rynku na teksty anglojęzyczne (doliczając oczywiście czytelników spoza Stanów). Podobno w Polsce mamy 40 tysięcy czytników. Nawet gdyby doliczyć drugie tyle czytelników chłonących teksty z komputera, nadal nie daje to nawet stutysięcznej potencjalnej liczby czytelników. A ile procent z nich kupi akurat nasz tekst? Faktyczna sprzedaż e-booków jest na tragicznie niskim poziomie. Jeśli e-book jest płatny, to sto egzemplarzy staje się sukcesem. Jeśli e-book jest darmowy, tysiąc egzemplarzy można uznać za sukces. Ale przecież chodzi o to, abyśmy dotarli do czytelnika. Jeśli nie zważamy na pieniądze, to może ten tysiąc egzemplarzy to już coś? Nie, moim zdaniem nie. W literaturze funkcjonuje jednak sito: recenzje, dyskusje czytelników… E-booki nie mają recenzji. O tekstach e-bookowych się nie dyskutuje. Nie w powszechnej skali. Zatem wydanie e-booka oznacza najczęściej kiepską sprzedaż, brak recenzji, nikły odzew czytelników. Jest może zaspokojeniem próżności autora (tak, na papierze też mamy z tym do czynienia), ale na pewno tekst nie zostaje wprowadzony do normalnego obiegu czytelniczego, literackiego. Nie decyduje o tym medium – decyduje odzew. Tego publikacje e-bookowe nie zapewniają.

IV. Wnioski

Zamiast publikować e-booki, należy walczyć o wydanie papierowe. Sprzedaż też może być kiepska, ale widoki na zauważenie – znacznie większe. A że droga trudniejsza? Że tekst wydany później (bo wydawca potrzebuje pół roku, a my możemy sobie domowym sposobem e-book wyprodukować w minutę)? Praca pisarza to nie praca w piekarni, dojrzewanie raczej tekstowi pomoże niż zaszkodzi. Nie udało się z pierwszym tekstem? Szukając na niego wydawcy – drzwiami nas wyrzucają, oknem wchodzimy – piszemy kolejny tekst. Może ten chwyci? Zawsze wtedy nasze pierworodne dzieło można wydać jako drugie.

V. Przyszłość

Nie, wcale nie jestem e-bookożercą, uważam, że książki elektroniczne będą miały swoją szansę. Nie ma co kryć, sam wydałem kilka e-booków TUTAJ. Ale ewentualny wydawca musi zastosować ostre sito, brać tylko najlepsze teksty, redagować je, robić im intensywną reklamę – i wyrobić sobie równie prestiżową opinię, jak mają wydawcy papierowi. Inaczej e-booki będą postrzegane jak dotąd: jako enklawę autorów słabych, niecierpliwych, a same teksty – jako pozbawione redakcji, po prostu słabe.

VI. Po pół roku...
Przeczytałem ten tekst po ponad pół roku od chwili napisania - niewiele się zmieniło poza nasyceniem rynku czytnikami oraz zmianą polityki wydawnictw papierowych, z których wiele dostrzegło ten segment rynku i zaczyna wprowadzać swoje książki równolegle na papierze i jako e-booki. To zresztą rysuje przed selfpublisherami spore zagrożenie na horyzoncie: będą wkrótce musieli rywalizować z produktami profesjonalnymi do bólu. Tym bardziej zacznie się liczyć jakość, skoro nie będzie problemu z dostępnością.
Pojawiają się wydawcy elektroniczni. Zatem jakąś szansę dostrzegam. Niemniej, ten tekst jest o zagrożeniach szczególnie istotnych dla debiutantów, moja decyzja nie jest więc dobrym punktem odniesienia.



Przeczytaj również polemikę tego artykułu pióra Kingi Ochendowskiej: Książka jest zawsze szansą 


DYSKUSJA


Co sądzisz o tym artykule? Czy e-booki mają dzisiaj szansę na rynku literackim?

16 komentarzy:

  1. zgadzam się chyba z każdym zdaniem, aczkolwiek również uważam, że e-booki będą miały swoją szansę....ale w przyszłości. Jeszcze nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alicja Minicka29 maja 2012 11:13

    Co do korekty i redakcji, to chyba największy problem self-publisherów. Dorzuciłabym jeszcze projekty okładek. Te usługi są dla większości Autorów zbyt kosztowne.
    Natomiast książki papierowe też bynajmniej nie zawsze zachwycaja opracowaniem tekstu. Różnie z tym bywa. Podobnie zresztą, jak z reklamą i promocją.
    Na razie w Polsce króluje raczej wolna amerykanka.
    Ale prawda jest taka, że zawsze zwycięża ekonomia. E-booki są po prostu tańsze. W skali globalnej umożliwiają ochronę środowiska. Skracaja drogę od Autora do czytelnika.
    Ceny czytników to dodatkowy hamulec rozwoju. Ale to się zmieni. Ilość sprzedawanych e-booków systematycznie rośnie.
    Przyczyny wolnego postępu upatrywałabym też w stereotypach, zakorzenionych w głowach potencjalnych czytelników. Sądzą, że książka papierowa automatyvcznie jest lepsza od e-booka. zaobserwowałam to u moich znajomych. Nie zdają sobie sprawy, że i papier może zawierać kiepskie dzieło literackie.
    Zwycięstwo e-booków to tylko kwestia czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dyskutowałbym jedynie, czy ebooki są ekologiczne. Nie są. Żeby przeczytać ebooka, musisz wyprodukować masę elektroniki, produkcja której jest niesamowicie szkodliwa dla środowiska. To tylko wygodny chwyt reklamowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w przypadku kindla po przeczytaniu ok 42-45ksiazek przecietnej dlugosci wychodzisz na zero, i kazda kolejna przeczytana ksiazka chroni srodowisko. wiecej poczytac mozesz na przyklad tu - http://www.tkearth.com/downloads/thoughts_ereaders.pdf

      Usuń
    2. To ja już jestem prawie ECO. :)

      Usuń
  4. Na małą sprzedaż ebook'ów w Polsce wpływa wg mnie wiele czynników, które przekładają się na niską sprzedaż. Po pierwsze, księgarnie e-book'owe muszą skupiać się nie tyle na promocji swojej oferty, co promocji e-czytania w ogóle. Często bywa, że ebooki są niewiele tańsze od wydań papierowych, więc ludzie wolą mieć coś fizycznego niż wirtualnego za te same pieniądze. Dodatkowo, "po co mam kupować skoro jest na chomiku". Patrząc również na polskie zarobki w stosunku do ceny książek nie ma się co dziwić, że ludzie nie czytają, a co dopiero e-czytają...

    OdpowiedzUsuń
  5. ja widzę jeszcze inny problem...
    pliki tekstowe po wrzuceniu na mobi i e-pub często się rozlatują na czytniku. dlaczego? bo polskie platformy self-pub używają automatycznych programów do konwertowania, zamiast przysiąść i zrobić to samemu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie największą barierą do kupna ebooka jest faktycznie mała różnica w cenie między wersją elektroniczną a papierową, czasami dosłownie kilku złotych.
    Druga przeszkoda - nadal wysokie ceny czytników. Mimo, że zakup szybko się zwraca, to jednak porządny czytnik to spory wydatek. Dodatkowo, sprzedaż "czegoś" z ekranem LCD i reklamowanie tego jako czytnik e-booków (ja identyfikuję to pojęcie z produktem posiadającym technologię e-ink, ekran lcd = tablet) może skutecznie odstraszyć od kupna lepszego modelu ("po co mam wydawać 600 zł, jak bateria w tym tańszym tylko trzy dni trzyma" - z taką opinią się spotkałam nie raz, jeszcze jako pracownik Empiku i trochę czasu zajmowało wytłumaczenie ludziom różnicy w technologiach).

    Ale, z tego co widzę po znajomych, jest to coraz popularniejsza forma czytelnictwa.

    Na dniach, przegrzebując się przez informacje programu "Karta do kultury" odnalazłam info, że ebooki można wypożyczać w WMBP w Gdańsku.
    Wystarczy się zarejestrować (instrukcja na stronie biblioteki), aby wypożyczyć pozycję na 30 dni :)

    A jeszcze kilka miesięcy temu wiadomość o tym, że takie wypożyczanie możliwe jest w Kanadzie, skwitowałam "Taaa, a u nas pewnie za kilka lat na to wpadną". A tu niespodzianka :)

    Od niecałego miesiąca jestem szczęśliwą właścicielką Kindla. Chociaż dalej posiadam, czytam, kupuję (i zamierzam to czynić w przyszłości) papierowe "analogi", to jednak bardzo cenię sobie tę formę czytelnictwa, zwłaszcza w podróży.

    Selfpublishing popieram. Wiem, jakie bywają dysproporcje między wynagrodzeniem autora a narzutami wydawnictw. Jak każda dziedzina, która jest w powijakach, trochę kuleje, ale spokojnie, rozwinie się i poprawi jakościowo. Kilka bestsellerów które mamy w księgarniach nie byłoby tam, gdyby autorzy sami nie wydali swoich dzieł w wersji elektronicznej i nie zaczęli ich dystrybucji od ceny rzędu 0,99 USD.


    E booki i książki mogą i zapewne będą funkcjonować równolegle, tak jak teraz muzyka - mp3 i płyty CD, sprzedaż konkretnych utworów via Internet :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Patrzę na wpisy powyżej i chyba nic więcej nie można dodać. Zresztą myślę, że większość z nas woli tradycyjną książkę. Choćby ebooki zdobyły sporą popularność to nigdy nie wygryzą z rynku książki papierowej...

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, widzę wiele zastosowań dla e-booków już teraz. Np. podręczniki szkolne - przy szaleństwach MEN i cenach książęk czytnik kosztuje połowę tego, co wyprawka do drugiej klasy a posłuży przez lata.

    Niemniej zgadzam się, że największą bolączką self-publishingu jest nieprofesjonalizm.
    Dodałbym też, że w warunkach małego polskiego rynku książki, dodatkowo zabijanego polityką gospodarczą, żeby książka zaistniała - potrzebna pieniędzy i artysty-sprzedawcy.
    Czy selfpublishing to oferuje debiutantom?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja natomiast nie zgadzam się w większości z tutaj przytoczonymi argumentami. Uważam, że to tylko jedna strona medalu. Mój obszerniejszy komentarz znajduje się na mojej stronie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze ani razu nie kupiłem e-booka od autora, który sam go wydał. A elektroniczne wersje wydań papierowych to stali bywalcy mojego czytnika. Co prawda zdarzyło mi się ściągnąć kilka darmowych pozycji self-publishingu, ale żadnej jeszcze nie przeczytałem. W obliczu zawsze deficytowego czasu, wolę stawiać na pewniaki. Choć nie da się ukryć, że i profesjonalne wydania nie są wolne od błędów.
    Ubolewam też nad poziomem cen e-wydań. Czasem jest nieznacznie taniej, czasem nawet drożej - średnia wydaje się zerowa. Taki stan rzeczy jest wg mnie absurdem, zważywszy na porównanie kosztów obu wersji wydań.

    OdpowiedzUsuń
  11. Sorki, cały ten tekst jest tak jakby ostatnie pół roku wydarzeń na rynku nie miały miejsca - nowe księgarnie, znaki wodne itp, itd
    Kupiłem już książki od autora tylko że na Amazonie

    Problemem Polskiego rynku w tej chwili jest ilość nowych księgarni - dopóki to nie okrzepnie będzie nieco zamieszania - nowe powstają inne dodają coś do swej oferty, inne zaś trzymają się tego co było i ... zamierają...
    Wolę też księgarnie gdzie mogę kupić i książki "self" i "rynkowe" - nie bardzo chce mi się odwiedzać dodatkowe miejsca w sieci w poszukiwaniu książek ...
    I na koniec wszedłem na re2010 - jeżeli muszę się zalogować, dowiedzieć się jak wymienić "złote" na złote i jaki mają przelicznik ... to już mi się nie chce ....

    OdpowiedzUsuń
  12. To nieprawda, że „wydawcę e-booka nie obchodzi co wydaje”. Zwykle obchodzi. Zarobkiem wydawców e-booków (a nie ma ich tak dużo u nas) jest właśnie zysk ze sprzedaży. Nie znam poważnego wydawcy e-booków w Polsce, który pobiera pieniądze od autora za wydanie. Jeśli ktoś coś takiego robi, to jest to nieuczciwe albo trzeba spojrzeć w umowę. Natomiast czym innym jest opłata za usługi wydawnicze (m.in. korektę) w ramach przygotowania do publikacji dzieła, do którego autor zachowuje autorskie prawa majątkowe a czym innym pobieranie pieniędzy za wydanie. Jak zechce Pan wydać u tradycyjnego wydawcy to korektę i redakcję dostanie pan „niby za darmo”, prawda? Ale „niby” dlatego, że prawa do dalszego dysponowania tak przepracowanym manuskryptem już pan nie otrzyma. Ano właśnie.

    Dalej Pan Pisarz pisze „dystrybucja kuleje”. Nie zauważyłem takiej tendencji. Wprost przeciwnie, od przynajmniej 2 lat jest coraz lepiej. Jak spojrzę na moje e-booki to są sprzedawane przynajmniej w kilkunastu największych księgarniach internetowych w Polsce oraz światowych (Amazon, Diesel, Barnes & Noble czy Kobo). W różnych formatach, na różne czytniki.

    Dalej Pan spekuluje „sto egzemplarzy staje się sukcesem”. Panie Romualdzie, sto sztuk jednego tytułu udaje mi się sprzedać średnio w ciągu miesiąca! Już to Panu pisałem, ale uznał Pan to za niemożliwe z autorytarnego piedestału pisarza lepszego bo publikującego na papierze i u wydawcy. Uparty jest Pan niemiłosiernie, nawet po wklejeniu statystyk Pan nie wierzył! „Modliszkę” udostępniłem za darmo na tylko 5 dni i pobrało ją ponad tysiąc czytelników! Pana wliczenia mają się nijak do prawdy.

    „E-booki nie mają recenzji” to też nieprawda. Oczywiście skala jest mniejsza, ale rynek e-booków w Polsce jest też przynajmniej sto razy mniejszy niż wydań papierowych. Ale recenzje e-booki mają, panie Romualdzie, tyle, że to czytelnicy je piszą. Prawie w każdej księgarni sprzedającej e-booki na stronie jest możliwość wystawienia opinii książce, ha, tyle, że przez czytelnika… A nie krytyka. No właśnie! Pewnie się pan nie zgodzi ze mną (i z wynikami badań) ale dla czytelnika rekomendacja innego czytelnika ma większe znaczenie niż profesjonalnego krytyka.

    To, że Pan pisze o wyprodukowaniu e-booka w minutę świadczy, że wypowiada się Pan na temat w lekceważący sposób, albo w którym nie bardzo się Pan orientuje. Jeśli chce Pan potrafi (tak przeczytałem) wyprodukować e-booka w minutę proszę przerobić plik *DOC do formatu EPUB. Zobaczymy czy zmieści się Pan w 60 sekundach. A PDF… Cóż „Fenix” z lat 90. to nie to samo co rok 2012. Świat się zmienia. Co do reszty przyznaję, że pisze Pan generalnie z sensem, ale jak wspomniałem bez większego pojęcia.

    Też uważam, że (dziś) w Polsce opublikowanie dzieła w postaci e-booka nie jest wielką szansą na zaistnienie. Ale przyczyny są inne: przede wszystkim jest za mało czytników, po drugie e-booki są za drogie, bo rząd je dyskryminuje VAT-em (23% dla e-booka i 5% dla książki papierowej), po trzecie winne są stereotypy, które Pan i Panu podobni pisarze, redaktorzy oraz wydawcy podtrzymują.

    OdpowiedzUsuń
  13. Panie Aleksandrze, za chwilę zacznę żałować, że sprowokowałem tę lawinę :)
    Mój wpis, co piszę na początku, jest w istocie fragmentem dyskusji o e-bookach z października 2011. Trochę się zmieniło. Poczynając od faktu, że sam wznowiłem dwie książki w postaci elektronicznej :)

    Nie bardzo widzę sens w kontynuowaniu dyskusji, ona musiałaby powstać na kanwie czegoś bardziej aktualnego, więc tylko jedno uściślenie i jedna prośba:
    - przede wszystkim, nie przemawia przeze mnie wyższość autora publikującego na papierze. Wręcz przeciwnie, jestem prawdopodobnie jednym z niewielu takich autorów, którzy nie tylko nie patrzą z pogardą na selfpublisherów, ale starają się ten rynek zrozumieć, a nawet podejmują nieśmiałe próby sprawdzenia, czym się to je. Różni nas jedynie punkt odniesienia: mój entuzjazm jest studzony przez porównanie do tegoż rynku papierowego, o którym wiedzę stosowną posiadam.
    - wspomniał pan o statystykach. Mnie ich do analizy brakuje. Takich prawdziwych faktów, jakimi dysponuję w odniesieniu do papieru. Owszem, widziałem kiedyś jeden Pana wpis, ale chętnie poznałbym nie wyrywkową, lecz rozłożoną w czasie statystykę. Na priv, i gwarantuję zachowanie tajemnicy. Zdarza mi się wypowiadać na temat e-booków, szczególnie teraz, chętnie będę operował twardymi danymi. Dotyczy to także innych autorów, którzy zechcą się ze mną skontaktować i podzielić danymi ze sprzedaży :-)

    Myślę sobie, że jesienią przyjdzie znów coś napisać w tym temacie :-)

    Romek Pawlak

    OdpowiedzUsuń
  14. E-booki nadal są jedynie melodia przyszłosci. Przy cenach czytników, gdy statystyczny Polak nie kupuje nawet 10 książek rocznie, to się po prostu nie opłaca. Po drugie cena samej książki w wersji elektronicznej jest kosmicznie wysoka. Ostatnio widziałem nowa ksiazkę Grishama w wersji papierowej za 31 zloty. Ten sam e-book w merlinie kosztuje 28 zeta. Tylko 3 zloty różnicy za coś co się kopiuje na nośniku elektronicznym;? Śmiech na sali. A jeszcze Unia Europejska wymaga aby VAT wynosil min 21% gdy w wersji papierowej jest on 7%. Ilość nowości e-bookowych nie powala. Baaa - pozostawia bardzo wiele do życzenia. A odgrzewane książki mało kto chce kupować. Póki co glówni klienci czytników to piraci, którzy same książki w wersji elektronicznej pobierają na chomiku czy gdziekolwiek jeszcze. Inni - tak jak mój brat - kupili, ale w zasadzie czytają z reguły papierowe, bo mają już dosyć czekania na nowości, które ich interesują. Trzecią grupą, która ratuje trochę en rynek - to osoby, które chcą mieć nowości i fanatycy cyfryzacji |(mam takich dwóch znajomych). To za mało.... Osobiscie chcialem sie przesiasc na e-booki, ale po gruntownym przeanalizowaniu rynku doszedlem do wniosku, ze wroce do tematu za min 5 lat. O przyczlosci ksiazek elektronicznych czytalem wiele na przestrzeni ostatnich co najmniej 5 lat i z roku na rok mam coraz wieksze wrazenie, ze e-booki jesli nawet sie przyjma to jeszcze do tego czasu nie jedna rzeka wyleje ;-)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!