27 lipca 2013

Wielki event we Wrocławiu - wielka klapa i chamstwo



Tak, tak, tak wyglądają pierwsze kroki w branży literackiej. Pierwsze zaproszenie na imprezę literacką i od razu rozczarowanie. O co chodzi? Może zacznę od początku.
Kilka tygodni temu jedna z zaprzyjaźnionych autorek wspomniała mi o evencie, który ma się odbyć 31 sierpnia we Wrocławiu, pod patronatem Stowarzyszenia Sztukater. Jednocześnie ktoś inny ostrzegł mnie, jakoby organizator nie był poważną instytucją, na którą można polegać. Jakiś czas potem zobaczyłam na FB wśród proponowanych grup na marginesie tablicy, grupę "Wrocław - sierpień". Zainteresowałam się, ponieważ było tam dużo moich piszących znajomych, poprosiłam więc o dołączenie. Weszłam, rozejrzałam się i... po kilku dniach zostałam z grupy usunięta, bez powodu ani ostrzeżenia. Tydzień temu inna znajoma autorka przypomniała mi o tym evencie. Odpowiedziałam, że nie zostałam zaproszona. W odpowiedzi usłyszałam, że pisarze zapraszają się nawzajem i ona mnie zaprasza w imieniu wszystkich. Hm. Trochę to dziwne, że organizator nie uznał za stosowne zaproszenie pisarzy osobiście, ale pomińmy ten fakt. Znowu dołączyłam do grupy, deklarując swój udział. Dzień później zamknięto listę uczestników, których uzbierało się aż czterdziestu. Wiele osób mniej lub bardziej znanych, w tym kilka tzw. "dużych" nazwisk. Wszystko cacy, organizator planuje coś w rodzaju happeningu z autorami i czytelnikami, w całą imprezę zaangażowany jest też wrocławski Matras. Ale...
I tu się zaczyna droga pod górkę. Prawie tydzień po zgłoszeniu swojego udziału oraz po oddaniu do druku plakatu z moim nazwiskiem między innymi, dowiaduję się, że organizator ma pewne założenia, które uczestnicy MUSZĄ zaakceptować. Rychło w czas. Okazało się, że wszyscy autorzy mają się ubrać na biało. Zgłosiłam sprzeciw, ponieważ nie lubię tego koloru i źle się w nim czuję, poza tym nie widzę sensu w tym, by wszyscy ubrali się tak samo. W odpowiedzi usłyszałam, że to było z góry ustalone, a ja wyrażając zgodę na udział, rzekomo zgodziłam się na biały strój. Cytuję: " Autorzy, którzy nie będą ubrani na biało, nie zostaną wpuszczeni na event". Po moim sprzeciwie pojawiło się więcej głosów nie hołdujących białym kolorom. Pisarze nie chcieli się zgodzić na taki obowiązek. Organizator jednak próbował ich zmusić do posłuszeństwa, nie podając przy tym żadnego sensownego argumentu. Dodatkowo zaznaczyć należy, że organizator zaczął się zwracać opieszale do autorów, wręcz chamsko. Odnosiłam wrażenie, że Sztukater robi nam przysługę i łaskę, organizując tę imprezę. Tymczasem to dla niego świetna reklama. W odzewie na napływające sprzeciwy organizator postanowił, że wszyscy będą nosili takie same koszulki, które on zorganizuje. Oczywiście nie za darmo, tu Sztukater podał numer konta, na które należy wpłacać pieniądze za koszulki. Zaznaczę też, że wcześniej opublikował ogłoszenie, w którym szukał grafika-jelenia, który zrobi za darmo plakat eventu. Pisarze mają natomiast przywieźć swoje książki do rozdania za darmo wśród pracowników Matrasu, za to, że biedni zostaną po godzinach pracy dla nas... Kolejny genialny pomysł Sztukatera: każdy pisarz ma zrobić białą koszulkę własnego projektu z własnym podpisem, która zostanie zlicytowana na rzecz domu dziecka. Już widzę, jak Wrocławianie się rzucają do licytowania kawałka pomazanej szmatki. Niejasne jest też, jak organizator chce nakłonić ludzi do interakcji z autorami, chyba liczy, że przechodnie sami się zainteresują grupą ubranych na biało (jak lekarze i pielęgniarki - strajk służby zdrowia?) ludzi. Najwyraźniej celem jednolitego odzienia jest przyciągnięcie uwagi przypadkowych przechodniów, którzy podejdą, bo "może tu coś dają za darmo".
A teraz wisienka na torcie: kiedy odważyłam się zwrócić uwagę w grupie, że organizator zachowuje się niestosownie i amatorsko... zostałam z niej wyrzucona! Znowu!
Tak więc nie pojawię się we Wrocławiu w białym stroju, nie każę nikomu płacić za koszulkę, którą sama pomażę, ale co najważniejsze, nie przyczynię się do reklamy Sztukatera. Jednak rację mieli ci, którzy mnie przed nimi ostrzegali. Dodam jeszcze, że tak naprawdę nikt nie wie, kto kryje się pod nazwą "Sztukater". Człowiek, który się tak chamsko zwraca do autorów i próbuje im narzucić swój regulamin oraz szantażuje ich, że jeśli się wycofają, to na przyszły rok nie zostaną zaproszeni, nie chce się przedstawić z imienia i nazwiska.

Tym, którzy jednak się zdecydują pojechać do Wrocławia, życzę miłej zabawy, natomiast sobie na początek mojej drogi przez literacką dżunglę, życzę spotykania bardziej poważnych i kulturalnych ludzi!

19 komentarzy:

  1. A wszystko dlatego, że to się nazywa event, jakby nie było naszego ojczystego określenia na taką prostą historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walczę z tym nieszczęśliwym słówkiem od kilku lat, ale jestem w tym osamotniona. Polacy pokochali "event" i już nawet nie pamiętają polskiego odpowiednika, co jakiś czas ktoś mydli mi oczy "obszerniejszą zawartością semantyczną" potworka.
      Ale odbiegłam od tematu :)
      Bardzo jestem ciekawa, jak historia się rozwinie i czy Sztukater odniesie się do tego artykułu.

      Usuń
  2. Jako osoba całkowicie postronna muszę powiedzieć, że po części jestem w stanie zrozumieć Pani rozżalenie i zdenerwowanie, ale... jeżeli komuś nie pasują zasady, to przecież oczywiste, że przystawać na nie nie musi. Rozumiem zdenerwowanie tajemniczą osobą, ale śledzę grupę od początku jej powstania i osoba wielokrotnie się przedstawiała. Pod Sztukaterem kryje się Prezes Stowarzyszenia, a czasem osoba od promocji, która również podawała się z imienia i nazwiska.

    Poza tym wyjaśniane było po co autorzy mają się ubrać na biało i jak dla mnie jest to akurat bardzo ciekawe, aby ludzie poznali autorów, których nie znają. I faktycznie, takie wydarzenie to promocja i nie tylko dla Stowarzyszenia, ale przede wszystkim dla autorów i ich książek, bowiem większość jest znana chyba tylko w kręgu autorskim, bo ja przykładowo nie znam praktycznie nikogo z tamtej grupy. Intryguje mnie troszkę to jak snobistyczni są niektórzy autorzy, a może nawet mają zbyt wielkie mniemanie o sobie. No, ale cóż. Po poczytaniu kilku zgryźliwych uwag i wielkiego buntu autorów, aż nie mam ochoty poznawać żadnego z nich. A pomijam już totalnie fakt buntu wobec licytacji koszulek. Serio? Autor robi koszulkę, podpisuje, daje na licytację i kasa zbierana jest na dzieci. Serio? Nikt nie zalicytuje, żeby wspomóc innych??? Nie chce mi się w to wierzyć. Ja bym zalicytowała, ale rozumiem, że Pani nie. To samo dotyczy nagrodzenia w jakiś sposób wolontariuszy. Jak dla mnie pomysł fajny, ale wiem, że wielu autorów do wydania swojej książki muszą jeszcze dopłacić, więc dlatego nie jest to chyba przymusem, a jedynie dobrą wolą autora, czy chce coś przekazać czy nie.

    Myślę, że amatorszczyzna o której się tutaj wspomina, wynika z tego, że ludzie, którzy się tym zajmują nie robią tego dla pieniędzy, ale z pewnej misji, którą czują. I pewnie dlatego, że jest to spore wydarzenie do ogarnięcia, a być może nie mają tutaj aż takiego doświadczenia. To prawie takie coś jak targi książek nieznanych. Osobiście znam zarówno prezesa Stowarzyszenia, jak i osobę od promocji i może fakt, nie są ludźmi typowymi, ale bardzo ich sobie cenię za inteligencję a przede wszystkim za wielkie serce i pasję, którą mają do książek i szeroko pojętej kultury.

    Tak jak wspominałam, rozumiem rozdrażnienie, ale uważam, że taki tekst w ogóle nie powinien się pojawić. No chyba, że ktoś próbuje sobie przysporzyć niedobrej sławy.

    Pozdrawiam i życzę powodzenia w promocji książki i późniejszych książek.
    (Ja zarówno i Pani, jak i lekturze dowiedziałam się dopiero teraz, a więc już jakąś promocję sobie Pani zapewniła)

    OdpowiedzUsuń
  3. Również miałam kontakt z tym panem - od razu wyszedł z postawą roszczeniową, nakrzyczał na mnie, że nie podjęłam w chwili rozmowy z nim decyzji (a mam przecież swoje terminy, obowiązki, pracę... muszę to wszystko skomponować i przejrzeć notes!), był opryskliwy, wymagał poświęcenia całego swojego czasu i uwagi jemu - aż do momentu... eventu ;] Plus chaos, ciągłe zmiany, wszystko na ostatnią chwilę i praca za darmo. Rozumiem, że to dla czytelnictwa, dla pisarzy itd, ale chyba jednak bardziej dla Sztukatera... Poobserwuję sobie to z zewnątrz. Tak będzie lepiej i milej.

    OdpowiedzUsuń
  4. A Pani na tym evencie to jako autorka? Jeżeli tak, to proponuję sprawdzenie definicji słowa "opieszały", bo wykorzystanie go w zwrocie "opieszale, wręcz chamsko" sugeruje mi wyraźnie, że większego pojęcia o jego znaczeniu Pani nie posiada... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak łatwo ferowała Pani wyroki przed imprezą, to może teraz wypadałoby się jakoś odnieść do tego, jak było naprawdę? Podpowiadam takie słowa, jak "przepraszam", "pomyliłam się", "przesadziłam". Polecam też lekturę np. tej relacji: http://soy-como-el-viento.blogspot.com/2013/09/literatura-i-2013-wrocaw-fotorelacja.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie byłam tam, nie mogę więc ocenić, jak było. Słyszałam tylko, że jedna z czytelniczek, która przyszła na spotkanie, została zaatakowana przez jednego z autorów. Werbalnie. A za co ja mam przepraszać?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja byłam na tym wydarzeniu. Nie jestem autorką, więc jestem postronna. Impreza była super udana, organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Opinie autorów o tym mówią.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie była Pani także przed eventem, a jednak Pani oceniła. Ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzień dobry,

    Nazywam się Tomasz Szmich i jestem Prezesem Stowarzyszenia Sztukater. Niestety, pomimo tego, iż nasze „literackie ścieżki” zeszły się podczas przygotowań do wydarzenia "LiteraTura I Wrocław 2013”, dotychczas nie mieliśmy przyjemności ze sobą porozmawiać.

    31 sierpnia 2013r. odbyła się impreza, którą dosyć krytycznie skomentowała Pani w poście "Wielki event we Wrocławiu – wielka klapa i chamstwo" z dnia 27 lipca na swoim blogu. Co prawda, wówczas jedynie przygotowywaliśmy się do tego dnia, jednakże już wtedy wypowiedziała się Pani bardzo negatywnie na temat całej organizacji, jak i też naszych pomysłów.

    Rozumiemy, że nie wszystkie nasze ustalenia przypadły Pani do gustu. Mamy ideowe cele, nieco inaczej patrzymy na świat, sami dajemy z siebie dosłownie wszystko, dlatego też zawsze liczymy na pomoc innych. Być może nie zrozumiała Pani do końca naszych intencji ani też przesłania całego wydarzenia. Nie mamy o to pretensji, rozumiemy, iż niektóre sprawy na pierwszy rzut oka nie wydawały się być logiczne. Żałujemy jedynie, że nie odważyła się Pani napisać do nas wiadomości prywatnej i powiedzieć o swoich przemyśleniach, zastrzeżeniach i pomysłach odnośnie ulepszenia całej zabawy.

    Jak Pani zapewne wie, "LiteraTura I Wrocław 2013" odbyła się. Pisarze pozytywnie wypowiadają się na temat przedsięwzięcia, chwalą organizację, jak i też przebieg imprezy. Uważamy, że Pani post, o którym pisałem wyżej, był krzywdzący nie tylko dla organizatorów wydarzenia, ale również i dla jego uczestników, którzy stali się częścią wspaniałej społeczności.

    W ramach wyjaśnienia spraw, które poruszyła Pani w owym poście: Chcieliśmy, aby pisarze ubrali się na biało, dlatego, iż biel oznacza czystość. Nawiązanie do dawnych zwyczajów, czasów, kiedy literatura była piękna, czysta, delikatna. Poza tym, autorzy przyjechali na wydarzenie nie po to, aby promować siebie i własne dzieła. Przez ubiór w jednym kolorze stali się jedną, zorganizowaną grupą, która reklamowała czytelnictwo, chwaliła słowo pisane, dzieliła się radością z tego, co robią na co dzień. Takie było główne założenie akcji - by każdy przechodzeń zauważył, jak ważne jest czytelnictwo i jak wiele traci, poświęcając swój czas chociażby przed ekranem komputera. Kolejną kwestią są koszulki, przygotowane przez uczestniczących autorów. Czy to naprawdę ważne, że "kawałek szmatki", jak to Pani nazwała, zostanie zalicytowany za 10 zł czy za 100zł? Liczy się gest, to, że ludzie, którzy dzielą się własnymi myślami z innymi, robią coś dla innych. Na tej imprezie Sztukater nie zyskał wiele, mogę to Pani zapewnić.

    Dlatego uprzejmie proszę o sprostowanie Pani wcześniejszej wypowiedzi na temat "LiteraTury I Wrocław 2013". Jak już wspomniałem, Pani post jest w dużej mierze krzywdzący dla biorących udział w wydarzeniu pisarzy. Wyciągamy do Pani rękę, mając nadzieję, że zrozumie Pani nasze działania oraz zmieni podejście do naszej pracy. Proszę poczytać więcej na temat Stowarzyszenia Sztukater oraz tego, co robimy na co dzień, jak i podczas wydarzeń takich jak "LiteraTura".

    Jeśli poczuła się Pani urażona naszymi wcześniejszymi wypowiedziami - przepraszamy. Nie taki był nasz cel.

    Serdecznie pozdrawiam w imieniu Redakcji,
    Tomasz Szmich
    Prezes Stowarzyszenia Sztukater

    OdpowiedzUsuń
  10. Aby coś prawidłowo ocenić należałoby spytać o zdanie wszystkich uczestników oraz spojrzeć na relacje czytelników nie związanych z organizacją.

    OdpowiedzUsuń
  11. Było świetnie, spontanicznie, serdecznie, żywiołowo. Poznałam wiele osób, dotąd widywanych tylko na Fb. Organizatorzy dwoili się i troili, było prze-sympatycznie i jeśli ktoś serwuje opinie bez pokrycia, źle życząc imprezie, nim się odbędzie...to widocznie coś go osobiście uwiera... Warto było pojechać by się przekopnać, ze mimo róznych zdań, złośliwości i zwyczajnej ignorancji ze strony tych nieobecnych szczególnie, warto promować czytelnictwo. Załujcie, jeśli nie widzieliście naszego nocnego pochodu na Ostrów Tumski. /działo sie... Jedna z autorek- Anna Rybkowska

    OdpowiedzUsuń
  12. Ktoś mnie już ubiegł, wrzucając linka do mojej fotorelacji, więc dodam tylko tyle, że byłam we Wrocławiu i bardzo miło ten wyjazd wspominam.

    Dużo Pani pisze o tej nieszczęsnej bieli. Nie każdy radośnie wskoczył w białe ciuszki, ale okazały się strzałem w dziesiątkę, bo dzięki nim pisarze byli rozpoznawalni już z daleka. Nie chodziło o wymuszanie posłuszeństwa, a wcielenie w życie pomysłu, który świetnie się sprawdził.

    Czasami warto podejść z dystansem do pewnych spraw. Uśmiechnąć się, wyluzować i po prostu dobrze bawić promując literaturę także w niekonwencjonalny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetna sprawa, że się niektórym podobało. Bardzo bym się zresztą dziwił, gdyby nie podobało się autorkom i autorom uczestniczącym - musieliby przyznać, że wzięli udział w porażce.

    Jednak wpis dotyczy nie oceny eventu, tylko PRZYGOTOWAŃ. I jako postronny, nie biorący udziału w tej imprezie obserwator, także widziałem to, co autorka wpisu. A nawet więcej: na jednej z Facebookowych grup formułowane przez pana Szmicha poglądy pełne pogardy wobec tych, którzy myślą inaczej. Pisarzy, ale nie tylko - wydawców i zwykłych czytelników. Kto nie z nami, ten przeciw nam.
    Nadal zresztą takie poglądy organizator formułuje. Dowód?
    Jedna z osób oceniła mało smaczny wpis jednej z uczestniczek. Napisała: "Niesmaczne". Co odpowiedział pan Szmich? "Może polać sosem albo margaryną posmarować i będzie zjadliwe? Smutno, że Panią nikt nie zaprosił?"

    Jeśli więc ktoś apeluje o kulturalne zachowania innych, niech zacznie od siebie. Takich wpisów pana Szmicha z czasów organizacji imprezy oraz już po niej mógłbym przytoczyć dziesiątki. Z inwektywami włącznie.

    Pan Szmich udaje, że nie było afery z jedną blogerką, która została zwyzywana przez niejakiego Wielkiego K. Faktycznie K... bo bluzgać na kobietę kulturalny człowiek nie powinien. Ciekawe, że świadków tego wydarzenia było sporo, także te osoby, które piszą recenzje pełne peanów. Dlaczego żadna z nich nie postawi się w roli blogerki albo pisarki oskarżonej o kradzież własnej książki?

    Mogę się cieszyć, że impreza w ogóle doszła do skutku, choć nie uważam jej za jakieś wielkie wydarzenie. Gdyby nie atmosfera, wytworzona przez organizatorów, ze wskazaniem na pana Szmicha, powiedziałbym, że daje to nadzieje na przyszłość. Ale jeśli organizator uważa, że cel uświęca środki, można więc usprawiedliwiać własne chamstwo, bo robi się coś dla Literatury - to ja jednak stanę po stronie autorki wpisu. Bowiem doświadczenia w trakcie eventu i po nim przecież potwierdzają, że buractwo organizatorów wcale nie było jednorazowym, dającym się zapomnieć momentem słabości.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy autor ostatniego wpisu, który tak wiele pisze o kulturze i pokazuje błędy organizatorów sam łaskawie się przedstawi? W internecie nikt nie jest anonimowy, ale część bluzgających nie raczy się nawet przedstawić. Pisać każdy może. Anonimowe ataki świadczą wyłącznie o autorze wpisu.

    Brawo! Oczywiście można rzucać psy na tym, jak to wszystko było nie tak. Może anonimowi autorzy napiszą, co sami robią w kwestii propagowania literatury? Ile niekomercyjnych organizacji zebrało tylu ludzi, których łączy pasja w jednym miejscu?

    Większość z Autorów była zadowolona z organizacji i przebiegu imprezy, za którą stała garstka osób, która robiła wszystko, aby wyszło tak, jak wyjść. To są tylko ludzie i mają prawo do ułomności. Ale gratuluję zaciekłości. Może wystarczy porozmawiać z organizatorami i poznać prawdę? Generalnie nie odpisuję na anonimy, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Więcej nie będę się do tego odnosił. O udanej imprezie wiem z prywatnych rozmów z uczestnikami. Nie bylem organizatorem, ani bezpośrednim uczestnikiem. W każdej grupie znajdzie się ktoś, komu coś nie odpowiada. Tak już jesteśmy stworzeni. Mnie jest przykro, że ludzie nie szanują tego, co ktoś im ofiaruje. Sam życzę Sztukaterowi kolejnych takich imprez, gdyż wiem że Autorzy na nie czekają. Jestem przekonany, że pomimo osób, które się negatywnie wyrażają o organizatorach, jak i całym Stowarzyszeniu, większość jest zachwycona portalem i działalnością ludzi, którzy robią to z pasji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonim się nie przedstawi. Aczkolwiek w razie potrzeby jestem do dyspozycji. Nie boję się swoich słów.

      Wytykasz mi, że bluzgam? Gdzie? Natomiast cytuję organizatora, jego napaść na inną osobę tylko dlatego, że nie spodobał się jej wpis jeszcze kogoś innego.
      Opisałem sytuację z Wielkim K - sprawdź, czy miała miejsce, czy blogerka została znieważona. I czy autorka została posądzona o kradzież własnej książki.

      Długo mógłbym krytykować ten event. I mam do tego prawo, bo jako czytelnik, widzę, co dają takie działania. Autorzy zaczepiający zwykłych ludzi doprowadzają do wyrobienia w ludziach poglądu, że niczym się taki autor nie różni od domokrążcy. Lubisz domokrążców?
      Chwalenie Matrasu - dystrybutora, który nie płaci - promowanie Warszawskiej Firmy Wydawniczej, które to wydawnictwo bierze pieniądze za wydawanie książek, natomiast ma "kłopoty" z ich dystrybucją, o czym niejeden autor oficjalnie pisze - to najlepsi patroni? To już przynajmniej wydawnictwa we Wrocławiu nie można było znaleźć bardziej przyzwoitego?

      Tłumaczenie, że to dla dobra Literatury, jest żałosne. Takie akcje są przeciwskuteczne, przynoszą odwrotny skutek. A krytykę trzeba umieć przyjąć, zamiast odpowiadać agresją.

      Usuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki! Pzdr Gośka. Naprawdę gdy czyta się relację pani Piekarskiej to aż krew człowieka zalewa. I jeszcze Masterton sobie musiał nieźle "o nas" pomyśleć. Szkoda, że do odpowiedzialności karnej takiego typa nie można pociągnąć! Z drugiej strony warto mu z imienia i nazwiska zrobić reklamę. Facet sobie zasłużył.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!