Najpierw
był spacer maratończyka
I
pocałunki wyproszone
Oraz
wiersz mało oryginalny
I
ponaglanie: no chodź!
Potem
tęsknota i nieprzespane noce
I
fascynacja, i kawa po irlandzku
Sen
między bielą niewinności
Burza
w ich sercach i umysłach
Zastygli
w zadumie nad Jej źródłem
I
szli Jej tajemniczymi szlakami
Było
uniesienie na 123 okraszone
Jego
mądrymi przemówieniami
Pod
pomnikiem Zygmunta dali z siebie wszystko
Nocą
kochali się pod kołdrami zwierzeń
Wierzyli
że tak chyba być musiało
Skoro
los połączył ich prostą linią telefonii
Był
mariaż Łodzi z Wrocławiem
A
Ryjek nie podarł jej rajstop
Ważne
rozmowy przy kuchennym blacie
Nad
parującą między nimi Bliskością
Poznał
Obrońców Westerplatte
I
słuchał opowieści wieszcza
Przekupywał
ich czekoladkami
I
płonął od wewnątrz jak świeca
Potem
wyhamował jak pociąg dalekobieżny
Który
nie wie za dobrze dokąd jechać
chociaż
zna rozkład jazdy na pamięć
– a
ona czekała cierpliwie
Teraz
stoi na rozstaju dróg do jej ja
I
nie wie, gdzie się schować
Myśli
szepczą: będzie dobrze
Serce
krzyczy, że umiera powoli....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!