Jakiś czas temu zaczepiła mnie na
Facebooku pewna pani. Pani przedstawiła się jako Ałbena
Grabowska-Grzyb i pogratulowała mi dobrego pomysłu na fan page. Od
słowa do słowa, okazało się, że pani pisze książki i
zaproponowała mi przysłanie swojej najnowszej powieści. Ucieszyłam
się, po czym oczywiście - jakżeby inaczej - wrzuciłam Ałbenę w
wyszukiwarkę. Co tam powie wujek Google? Wujek powiedział, że
autorka jest neurologiem, pracuje w szpitalu, napisała książki dla
dzieci, po czym wyrzucił parę zdjęć delikwentki. Przez głowę
przeleciało mi, że pewnie kiepsko pisze, bo przecież nie można
być jednocześnie lekarzem, matką, żoną, piękną kobietą i
jeszcze dobrą pisarką. Co za dużo, to niezdrowo. Dostałam powieść
zaraz po Wielkanocy. Okładka sugeruje tematykę kobiecą, ale
szczerze mówiąc, nie przekonała mnie. Zaczęłam czytać i... bum!
Historia wciagnęła mnie od pierwszej strony. Poznajemy perypetie
trzech kobiet, młodej Marleny, która marzy o karierze stylistki,
dziennikarki-hieny Marii i Aliny, która pracuje jako kucharka.
Początkowo zdaje się, że historie kobiet nie mają ze sobą
związku. Często bywa, że w takich sytuacjach - kiedy książka
opowiada o kilku niepowiązanych wątkach, ciężko jest utrzymać
płynność czytania, można szybko stracić ochotę do lektury, lub
po prostu się wkurzyć, bo przywiązałam się już do jednego
bohatera, a w następnym rozdziale autor serwuje mi zupełnie inną
postać, do której nie mam odniesienia. Ałbena Grabowska-Grzyb
jednak bardzo zgrabnie prowadzi czytelnika od jednego wątku do
następnego, sprawiając, że nie odczuwa się rozszczepienia tematu
ani znużenia ciągłymi zmianami. Z czasem okazuje się zresztą, że
trzy główne bohaterki mają ze sobą wiele wspólnego.
Zdarzało mi
się już czytać książki, które były tak zagmatwane, że nie
można było się połapać, kto mówi, gdzie jest i w jakim celu
autor opisuje jego historię. Sama napisałam taką książkę, z
lepszym lub gorszym efektem (nie mnie oceniać) i z podziwiem
obserwowałam, jak Ałbena ze zwinnością rasowego pisarza skacze z
jednej historii w drugą. Główne bohaterki to kobiety silne, mocno
zarysowane, kobiety dokonujące świadomych wyborów i kształtujące
swoją rzeczywistość na własne potrzeby, często w sposób
kontrowersyjny. Marlena, jest kobietą, z którą ciężko się
utożsamić. Wydaje się pusta - interesuje się głównie modą,
zdaje się, że ta dziewczyna jest zupełnie pozbawiona głębszych
wartości, na dodatek jest cyniczna, wyrachowana, pozbawiona
wszelkich zasad moralnych. Mimo to czytelnik zaczyna z nią
sympatyzować, ku własnemu zaskoczeniu. Maria to kobieta też
wyrachowana, dążąca do celu po trupach, zawzięta i raczej
niesympatyczna. Jak autorka sprawi, że zrozumiemy powody jej
postępowania? Jest jeszcze Alina, kobieta, która ucieka. W jakiś
sposób wszystkie bohaterki tej książki przed czymś uciekają, ale
ich zmory gonią je i nie pozwalają zamknąć przeszłości.
Książka Ałbeny Grabowskiej-Grzyb to
studium dzisiejszej kobiety, jej charakteru, pragnień oraz jej
kontaktów socjalnych. Autorka podsuwa czytelnikowi pytania o sens
ucieczki przed przeszłością i jednocześnie pokazuje, że ta
ucieczka jest niemożliwa. Bohaterki tej książki są pełne
sprzeczności, z jednej strony silne i zdecydowane, z drugiej strony
emocjonalne. Doświadczają zdarzeń, które sprawiają, że
przybrana postawa waleczna, kruszy się w obliczu zranionych uczuć,
niewyjaśnionych spraw, czy podświadomej chęci bycia kochanym i
docenianym.
Autorka "przemyca" też kilka
wątków, świadczących o jej wyostrzonym spojrzeniu na dzisiejszy
świat i jego problemy. Mamy tu kąśliwe, trafne uwagi na temat
środowiska lekarskiego, mamy wgląd w cyniczny i bezlitosny świat
dziennikarzy i reporterów, w końcu mamy genialną farsę: poetyckie
reality show w telewizji, kpina z dzisiejszej telewizji i mody na
tego typu programy.
Dlaczego warto przeczytać tę książkę?
Bo to nie jest kolejna durna książka o durnych babach. To jest
powieść, która daje do myślenia, prowokuje do zatrzymania się na
chwilę i spojrzenia wstecz. Ile sama mam nie załatwionych spraw,
które schowałam gdzieś głęboko, jak Marlena, Maria i Alina?
Książka jest porywająca, ostra, bezkompromisowa i warsztatowo
świetnie napisana. Trzeba tu jeszcze wspomnieć o piorunującym
zakończeniu, które niestety dałam radę przewidzieć, ale podczas
lektury wciąż podświadomie wierzyłam, że autorka nie odważy się
tak przewrócić czytelnikowi w głowie. Odważyła się.
Okazuje się, że można jednak być
neurologiem, matką, żoną, piękną kobietą i dobrą pisarką.
Można.
Agnieszka Turzyniecka
Książka bardzo ciekawa i warta przeczytania. Jeśli chodzi o zakończenie to jest dla mnie niejasne, proszę o Pani interpretację zakończenia.
OdpowiedzUsuńWitam. Myślę, że książka celowo została zakończona w taki sposób, by każdy czytelnik interpretował ją inaczej. Powieść czytałam 2,5 roku temu, w związku z czym nie operuję już imionami, nazwiskami bohaterów, ani innymi szczegółami, które umożliwiłyby mi przedstawienie wyczerpującej interpretacji. Sądzę również, że to nie byłoby wskazane, bo byłby to klasyczny spojler - powyższa recenzja należy do pozycji najczęściej czytanych na tym blogu, nie chciałabym uprzedzać faktów ludziom, którzy dopiero sięgają po "Coraz mniej olśnień".
Usuń