Kiedy usiadł na ławce, słońce
zaczynało chylić się ku zachodowi. Czekała już na niego. Ubrana
trochę za lekko na tę porę roku, spoglądała znad ciemnych
okularów. Taką ja zapamiętał. Okulary, które ciemniały w słońcu
i ta sukienka, którą tak lubiła. Niebieska w białe groszki. Wiele
białych groszków.
- Kasia ma się dobrze, to już siódmy
miesiąc. Wyjąłem moją starą kołyskę z piwnicy, ale już się
do niczego nie nadaje - machnął ręką.
"Pamiętam, jak ojciec ci ją
robił. Męczył się całe dziewięć miesięcy. Nie dziwne, że już
się do niczego nie nadaje, to nie była solidna robota."
- Będę musiał coś kupić.
"A może zrobisz sam? Tak jak
ojciec?"
- Nie umiem, mama.
"Ojciec też nie umiał."
- Dlaczego jej nie wyrzuciliście?
"Tej starej z piwnicy? Jak mogłam
ją wyrzucić. To twoja kołyska."
- Ale ja jej i tak nie pamiętam.
Ktoś przeszedł obok. Żółte liście,
wiele żółtych liści, szeleszczących pod stopami intruza. Wiele
białych groszków i wiele żółtych liści.
"Ale ja pamiętam. I ojciec. Jak
zrobisz coś dla swojego dziecka, też będziesz pamiętał."
- Mamo, właściwie przyszedłem tu...
"Tak, wiem."
- Wiesz? Jak...?
"Kołyska mi powiedziała."
- Te wszystkie słowa, tyle słów...
"Wiem, synku."
- Już za późno.
"Nie. Kołyska jeszcze stoi w
piwnicy."
- Przestań z tą kołyską.
Przyszedłem, bo...
"Wiem."
- Ale daj mi powiedzieć. Tyle razy
chciałem... Miałem już powiedzieć, ale nigdy... Nie wiem,
dlaczego.
"Ale ja zawsze wiedziałam."
- Skąd mogłaś wiedzieć, skoro nigdy
się nie zdobyłem?
"Serce matki wie."
- Myślałem, że...
"Wiem, myślałeś, że jestem
złem."
- I te wszystkie kłótnie...
"Teraz sam będziesz miał
dziecko."
- Będę miał syna - uśmiechnął
się.
Kwiaty ugięły się pod wiatrem,
kwiaty najdroższe ze wszystkich, jakby miały go odkupić.
"Skąd wiesz, że to syn?"
- Wiem. Jak mam nie wiedzieć? Ty nie
wiedziałaś?
"Dla mnie nie miałeś postaci.
Kochałam cię i tak."
Wazon z kwiatami przewrócił się,
wylewając trochę wody. Wstał i poszukał kilka kamieni, by go
obciążyć. Wiele małych kamieni, zgrzytających pod butami, wiele
żółtych liści, wiele białych groszków i wiele małych kamieni.
- Dlaczego mi tego nigdy nie
powiedziałaś?
"Mówię teraz."
- Teraz... Mamo... Teraz jest za późno.
"Nie. Teraz właśnie jest
najlepszy czas."
- Chciałem, żebyś wiedziała, bo już
jest za późno, a ja nie mogę...
"Wiem, synku."
- Więc cały ten czas...?
"Tak, cały ten czas."
- Nie wiedziałem.
"Ale czułeś."
- A ty czułaś?
Jesienne chmury zakryły niebo, zaczęło
pokrapiać. Wiele małych kropel, spływających po kwiatach, wiele
małych kropel, wiele żółtych liści, wiele białych groszków i
wiele małych kamieni.
- Chciałbym, żeby mój syn...
"Tak będzie."
- Z nami nie było.
"Było, tylko ty o tym nie
wiedziałeś."
- Czemu nie wiedziałem, mamo, czemu?
"Ta kołyska przypomina mi
wszystkie kołysanki, które ci śpiewałam. Pamiętasz?"
- Nie. Jakżebym mógł pamiętać.
"Zaśpiewaj kołysankę swojemu
synkowi."
- Nie znam żadnej.
"Zaśpiewaj ją ode mnie."
Jej włosy przerzedzone siwymi
kosmykami, wiele siwych włosów, wiele małych kropel, wiele żółtych
liści, wiele białych groszków i wiele małych kamieni.
- I co teraz? Co teraz ze mną?
"Tak jak zawsze. Ja jestem tu."
- Czyli nie tak, jak zawsze.
"Tak, jak zawsze."
- W tamten dzień, spieszyłem się
bardzo, gnałem, chciałem ci powiedzieć... musiałem ci
powiedzieć... nie zdążyłem...
"Zdążyłeś."
- A teraz już zawsze to będę
nosił...
"Zimno się zrobiło. Jesień już
w pełni."
- Mnie jest cały czas zimno, od
tamtego dnia.
"Nigdy ci nie zrobiłam szala na
drutach, a zawsze chciałam, chciałam..."
- Bardzo bym chciał, żebyś mi
zrobiła szal na drutach. Nosiłbym go...
"Idź już, robi się ciemno."
- Ale jeszcze nie wszystko...
"Ja wiem. Idź."
- Ale to jedno jeszcze muszę... ja...
ja...
"Ja ciebie też."
Znicz, który zapalił, dawno już
zgasł. Na innych mogiłach jednak świeciły się lampki, które
miały przykrycie. Ludzie przed Wszystkimi Świętymi zaczynali coraz
częściej odwiedzać miejski cmentarz, tak że teraz, w półmroku,
tliło się wiele małych światełek. Wiele małych światełek,
wiele siwych włosów, wiele małych kropel, wiele żółtych liści,
wiele białych groszków i wiele małych kamieni.
Piękne, wzruszające i takie boleśnie życiowe... Proszę nie ustawać w pisaniu... ludzie, my czytelnicy, potrzebujemy aby ktoś wyraził to, co nosimy, skrywamy głęboko w środku.
OdpowiedzUsuń"Pamiętam, jak ojciec ci ją robił. Męczył się całe dziewięć miesięcy. Nie dziwne, że już się do niczego nie nadaje, to nie była solidna robota."
OdpowiedzUsuńJeżeli robił ją tak długo, to powinna być solidna...
- Wiesz? Jak...?
Dziwne pytanie...
A opko niby zawiazuje się, ale takie nieskładne. Brak mu solidnego przesłania. Treśc taka rozmazana.