16 lutego 2012

Co kryje puszka Kornelii? - Rozmowa z Kornelią Romanowską.

Monika Olasek: Na Gryzipiórku piszesz o sobie „typowa ryba z wszystkimi wadami i zaletami” – co to znaczy? Jaka jest Kornelia Romanowska?
Kornelia Romanowska: Jestem dość skomplikowaną osobą. Mówi się, że ryby to artystyczne dusze, z wielkim potencjałem, bardzo delikatne i ulotne, bujające w obłokach, natomiast niesamowicie nieufne wobec otoczenia i szybko można je zranić. Cóż, co do nieufności to akurat u mnie się nie zgadza. Czasami jestem wręcz zbyt ufna i nie wychodzi mi to na dobre. W każdym razie jestem, jak to kobieta, pełna sprzeczności - romantyczna aż do bólu, codzienność mnie przytłacza, wolałabym cały czas żyć w świecie fantazji, jednak wiem, że to nierealne. Jak kocham, to całym sercem, jak nienawidzę - to tylko na chwilę. Staram się być dobrym człowiekiem i zazwyczaj mi to wychodzi. Kornelia Romanowska jest osobą o dużym serduchu i małych wymaganiach. Taka już jestem - dziwna, pokręcona wariatka.
MO: Mówi się, że zodiakalne ryby są niezdecydowane - w końcu są dwie i każda patrzy w inną stronę. A jak to jest u Ciebie? Szybko się decydujesz czy długo wahasz i liczysz, że jakoś się samo wyklaruje?
Kornelia: Zazwyczaj podejmuję szybkie działania, nie myśląc o konsekwencjach. To złe, wiem, bo czasami powinnam zastanowić się nad tym, a dopiero później robić. Ale nic na to nie poradzę. Moja rybia natura daje mi odczuć, że chce dominować (śmiech).
MO: Przygodę z pisaniem zaczęłaś 7 lat temu od publikacji wierszy na forach internetowych, teraz wyszła Twoja powieść, kilka opowiadań, do tego zajmujesz się grafiką. W której z tych form ekspresji artystycznej czujesz się najlepiej?

Kornelia: Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Każda z nich w jakiś sposób przekazuje cząstkę mnie. Pisanie i grafika diametralnie się od siebie różnią - w pisaniu chodzi o to, by w sposób możliwie jak najlepszy sprawić, by czytelnik ruszył wyobraźnią i przedstawił sobie słowa w wizualnej postaci. Grafika zaś już na wyobraźnię nie musi oddziaływać, bo ją widzimy - w niej chodzi bardziej o zmysł estetyczny, o to, by za pomocą dostępnych materiałów stworzyć coś kreatywnego, coś, co może zainteresować potencjalnego widza. Ale to, że się od siebie różnią, nie znaczy, że nie mają żadnych wspólnych cech. W wizualnej ekspresji ukazujemy uczucia, jest formą, która wpływa do naszej duszy przez oczy, chłoniemy ją, podziwiamy, zastanawiamy się, co autor miał na myśli. To samo tyczy się pisania. Poezja jest trudna. Jako krótka forma wyrazu nastręcza trochę przeciwności, ale to ją zaczęłam uprawiać na samym początku i jestem z nią związana do dzisiaj. Proza zaś jest długą wersją poezji - historią, którą opowiadamy za pomocą tysiąca, nie kilku słów. Każda z nich nosi w sobie cząstkę mnie - każda zaś w różnym wymiarze. Poza tym nie potrafię sama ocenić, która wychodzi mi lepiej. Jestem dumna z każdej - to odbiorcy mogą orzec, w czym bardziej się odnajdują.
MO: Czyli można powiedzieć, że dopiero połączenie tych form, sprawia, że w pełni wyrażasz się artystycznie? Jedna forma to dla Ciebie zbyt mało, aby się spełni
?
Kornelia: Powiem tak: gdybym nie poznała smaku grafiki, nie tęskniłabym za nią. Gdybym nie poczuła świeżości poezji, nie musiałabym jej kosztować. Gdybym nie zaznała dreszczyku prozy, nie chciałabym jej znać. Każda z tych form, razem czy osobno, to ekspresja. W pełni usatysfakcjonowana jestem, gdy spełniam się w każdej z nich.
MO: Ha, oto odpowiedź godna poetki. Widać, że ta poezja gdzieś w Tobie cały czas tkwi i nawet w „zwykłych” sytuacjach kształtuje Twój tok myślenia i formułowania wypowiedzi.
Kornelia: I właśnie nie wiem czy się z tego cieszyć, czy raczej martwić. Są sytuacje, kiedy powinnam być bardziej rozważna, a zazwyczaj zachowuję się wtedy jak głupia romantyczka, która chce wprowadzić w życie ulotne ideały. I wtedy szybko spadam na ziemię i rozbijam się o kamienie. Takich upadków zaliczyłam już trochę i za każdym razem postanawiam, że to po raz ostatni. Ale jak to zwykle bywa, na gadaniu się kończy.
MO: I w sumie dobrze, bo gdyby wszyscy po upadku stwierdzali, że to już ostatni raz, nie byłoby na kogo liczyć. A każdy upadek wzmacnia i dodaje mądrości i siły. Co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
Kornelia: Prawda. Zgadzam się w stu procentach, choć czasami moglibyśmy się wznosić, zamiast upadać. Z pewnością bylibyśmy wtedy szczęśliwsi.
MO: Studiujesz, piszesz, zajmujesz się grafiką, tworzysz bloga (http://autopsja-stron.blogspot.com/), współtworzysz Gryzipiórka. Masz czas zdrzemnąć się czasem?
Kornelia: Mam pod oczami wory wielkości Ameryki (śmiech). Ale tak serio, mój organizm przyzwyczaił się do małej ilości snu. Odżywam nocą. Nocą najlepiej mi się tworzy. Trudno jest pogodzić mój tryb życia i studia - często jest tak, że śpię po trzy, cztery godziny, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Jestem typowym nocnym markiem. Ale fakt - mam trochę zajęć, czasami trudno jest mi je pogodzić, ale się staram. Studia na szczęście nie są bardzo obciążające, za to ostatnio dostaje trochę graficznych zleceń, więc nocami siedzę i tworzę. Poza tym sen jest dla słabeuszy (śmiech).
MO: Studiujesz kulturoznawstwo. Skąd taki wybór kierunku?
Kornelia: Szczerze mówiąc to czysty przypadek. Chciałam dostać się na psychologię, ale była oblegana i mi się nie udało. Kołem ratunkowym stało się kulturoznawstwo. Nie żałuję.
MO: Psychologia, kulturoznawstwo. Domyślam się więc, że w szkole wolałaś przedmioty humanistyczne od ścisłych. Poezja fizyki wabiła czy odpychała?
Kornelia: Wszystkie przedmioty ścisłe, prócz chemii, gdybym mogła, omijałabym szerokim łukiem. Jak to jednak w świecie bywa, nie miałam takiej możliwości. Na szczęścia fizyczna poezja szybko się skończyła, matematyka jest mi potrzebna jedynie przy obliczaniu funduszy, a chemii póki co nie używam.
MO: Z Twojej strony autorskiej (www.romanowska.com.pl) uśmiecha się do mnie młoda, śliczna, miła dziewczyna. Poetka też zwykle kojarzy się czytelnikom z delikatną, łagodna kobietą, a tu proszę – Płynny metal i Epitafium na dwa słowa porażają po prostu, Garstka urwanych oddechów i pewne sceny w Puszce Pandory też „nie przystoją grzecznej dziewczynce”. Czy są dwie Kornelie?
Kornelia: Dwie? Żeby tylko! Jak to z każdą kobietą bywa, mam w sobie wiele wcieleń. Potrafię być delikatna, z pozoru grzeczna, ale zawsze gdzieś obok czai się ta druga strona, która chce powiedzieć nie! Zrobię po swojemu. Będę ostrzejsza. Raz jedna, raz druga dochodzi do głosu. Myślę, że to nic złego. Człowiek nigdy do końca nie jest biały, albo czarny. Każdy z nas w różnych sytuacjach nabiera różnych kolorów. Gdy jestem wściekła, to nie będę głaskać po główce, za to gdy jestem szczęśliwa, nie będę rzucać nożami. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym uśmiechniętym ciele nadal znajduje się jedna i ta sama osoba. W opowiadaniach mogę się wyżyć. Mogę pokazać każdą stronę - tą dobrą, jasną i kolorową, oraz tą mroczniejszą. Poza tym - czy grzeczne dziewczynki nie lubią czasami zgrzeszyć? Owoc zakazany smakuje najlepiej!
MO: A która Kornelia dominuje w życiu codziennym? Delikatna czy ta z pazurem?
Kornelia: Zazwyczaj ta delikatna. Mój chłopak cały czas mi powtarza, że powinnam być bardziej rozważna, nie robić wszystkiego bezinteresownie, bardziej dbać o siebie niż o innych, a ja zwyczajnie nie potrafię. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś zwraca się do mnie o pomoc, a ja odprawiam go z kwitkiem. Pazur wychodzi zazwyczaj w sytuacjach, gdy już nie mam siły na polubowne rozwiązania. Gdy nie mam już innego wyjścia. Ale ten pazur szybko znika.
MO: Twoje opowiadania poruszają trudne tematy – Natalia z domu dziecka (Gwiezdne życzenie) marzy o mamie i tacie, bohaterka Historii pewnego poczęcia marzy o dziecku, Płynny metal zahacza o temat śmierci bliskiej osoby. Puszka Pandory poniekąd mówi o rodzinie, śmierci bliskiej osoby, o przyjaźni. Skąd u tak młodej osoby tyle mądrości, bo jednak nie każdy potrafi o tych rzeczach pisać w tak naturalny sposób, wplatając poważne treści w opowiadania tak, że nie stają się przytłaczające.
Kornelia: Nie jestem alfą i omegą w kwestiach przez Ciebie wymienionych, ale co nie co w swoim krótkim życiu przeżyłam. Dla niektórych będzie to zwyczajne bleblanie o czymś, o czym nie mam pojęcia, ale prawda jest taka, że mam. 22 lata to młody wiek, może aż za bardzo, ale wiem coś o utracie ukochanej osoby, wiem coś o marzeniach i poszukiwaniu siebie. Wiem też, że tajemnice i przeszłość często stają na drodze. To, o czym piszę, może nie jest do końca realne, jednak ma podstawy. Mam bazę, pod którą podczepiam wątki zmyślone. Baza ta zbudowana jest z moich własnych przeżyć, ale też uczuć i rozterek najbliższych mi osób. Nie musiałam przeżyć pobytu w domu dziecka, by wiedzieć, że Natalia będzie marzyć o rodzicach. Nie musiałam też przeżyć śmierci bliskiej osoby, by wiedzieć, że cholernie boli. To są uczucia, których jesteśmy pewni. Wiemy, jak mogą wyglądać. Zależy tylko, jak bardzo je podkręcimy, do jakiego stopnia wzbogacimy, by nie utracić właśnie tej naturalności.

MO: Twoje opowiadania znajdują się w trzech tematycznych antologiach: 31.10 czyli Halloween po polsku, O, choinka, czyli jak przetrwać święta i Słodko gorzko. Opowiadania pisałaś specjalnie do tych zbiorów, czy pomysły już wcześniej krążyły Ci po głowie, a teraz tylko idealnie się wpasowały?
Kornelia: Do 31.10 czyli Halloween po polsku i O, choinka, czyli jak przetrwać święta opowiadania były pisane na bieżąco. Sprawa ma się trochę inaczej przy antologii Słodko-gorzko. Jedno z opowiadań wygrzebałam z komputera, mówię o Garstce urywanych oddechów. Historia jednego poczęcia chodziła mi jakiś czas po głowie. Jak nabrała kształtu, okazało się, że wypadło to trochę inaczej niż myślałam, mam jednak nadzieję, że mimo tego czytelnik odnajdzie w niej coś dla siebie. Zauważam po sobie, że jak się do czegoś zabiorę, jak chcę wziąć w czymś udział, pisanie przychodzi mi łatwiej. To pewnie przez stres.
MO: Adrenalina napędza Cię do działania?
Kornelia: Bardzo. Chyba najbardziej. Wtedy czuję przysłowiowy nóż na szyi i wiem, że muszę zacząć działać. Pod wpływem adrenaliny jestem w stanie zrobić wszystko (śmiech).
MO: W Garstce urwanych oddechów bohaterowie posługują się na początku pseudonimami. Pochodzenie pseudonimu Lestat jest wyjaśnione, ale Celest? Mam dwa skojarzenia z tym imieniem. Przede wszystkim z filmem Moja macocha jest kosmitką (Celeste grana przez Kim Basignger), drugie z kucykami My little pony (księżniczka Celestia). A jak jest faktycznie?
Kornelia: A ja nie miałam żadnych skojarzeń, niestety. O ile Lestat jest celowo wymyślonym pseudonimem, o tyle Celest to zwyczajne imię, którego użyłam. Ale dopiero teraz, jak o tym wspomniałaś, skojarzyło mi się z tabletkami antykoncepcyjnymi. Wiem, dziwne (śmiech). Ale nie będę zmyślać, że miało to jakieś ukryte znaczenie. Pseudonimy wydały mi się bardzo neutralne, biorąc pod uwagę okoliczności, podczas których zostały wymyślone. Miały im zapewnić anonimowość, na tą określoną chwilę. Celest i Lestat. Mnie się podoba (śmiech).
MO: Mnie też. Na dodatek tak ładnie te imiona się komponują: CeLESTat - przechodzą płynnie jedno w drugie. Dwa imiona w jedno, dwoje ludzi razem. Po prostu muszę Cię o to spytać. Czy Magda czekała na Janka? Jak potoczyły się ich dalsze losy? Czy było jakieś „oni”, czy tylko „ona” i „on”?
Kornelia: Ha, sama się nad tym zastanawiam! Szczerze powiedziawszy, nie myślałam o tym, jak mogłaby się potoczyć dalsza akcja. Otwarte zakończenie aż prosi się o jakąś kontynuacje i może kiedyś ją napiszę. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że bardziej skłaniam się ku „im”. Jestem za tym, by było więcej szczęśliwych zakończeń. W życiu i tak zmagamy się ze zbyt dużą ilością rozczarowań i zawodów, by nie spróbować rozpromienić ich szczęściem. Magda i Janek też zasługują na dobre zakończenie, na to, by ich oddechy mogły spleść się w jedno. Magda długo czekała na spotkanie z Jankiem, Janek do pewnego momentu nie wiedział, co do niej czuje. Myślę, że ich zjednoczenie byłoby odpowiednim zakończeniem tej miłości i początkiem wspólnego życia. Janek nie jest księciem na białym koniu, Magda nie jest księżniczką, ale po co im to? Po co idealizm? Najważniejsze, że mieliby siebie. Oj, Moniko, przez ciebie mam teraz w głowie ich dalsze losy!
MO: Nawet nie zamierzam udawać, że jest mi przykro z tego powodu. Naprawdę chętnie przeczytam kontynuację tego opowiadania. Książęta na białych koniach i księżniczki są raczej nudnawi. O wiele ciekawsi są ludzie z przeszłością. Co z kolei prowadzi nas prosto do Twojej debiutanckiej powieści. Puszka Pandory. Ona – gwiazda, on – jej ochroniarz. I morderca. A klucz do rozwiązania zagadki kryje przeszłość. Skąd taki pomysł?
Kornelia: Szczerze mówiąc, nie wiem. Po prostu. Kiedyś gdzieś coś zaiskrzyło, rozpromieniło się i wybuchło tak mocno, że nie mogłam tego zignorować. Niestety, nie było to spektakularne olśnienie, jakiego można by się spodziewać. Albo stety. Mam jeszcze czas na takie olbrzymie przejawy weny. Póki co zadowalam się tym, co moja główka kluje. A Puszka Pandory jako moje pierwsze dziecko już zawsze będzie zajmowała wysokie miejsce - wraz z tym pomysłem, który wziął się nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak.
MO: Czym dla Ciebie jest wena? Nagłym przebłyskiem geniuszu, po którym po prostu musisz usiąść i zacząć tworzyć, czy po prostu takim stanem podczas pracy, gdy nagle palce same zaczynają tańczyć po klawiaturze, a słowa same układają się w całość?
Kornelia: Wiesz, ze mną jest dziwnie. Bo mnie nachodzi nagła myśl i nie mogę się od niej opędzić, dopóki jej nie spiszę. Jak tego nie zrobię, ulatnia się i pojawia się nowa. Ale ile można? No ile? Dla mnie wena to stan ducha, stan, kiedy czujesz, że musisz się czymś podzielić. Wierci dziurę w brzuchu, sprawia, że nie możesz oddychać, nie możesz jeść, musisz robić to, co lubisz. Zresztą, każdy z nas powinien robić to, co kocha, nie to, co musi. Wena to przyjaciółka - zdradliwa czasami, ale zawsze wraca z uśmiechem :
MO: Pochodzisz z Wolina. Ostatnio w wolińskiej bibliotece odbyło się spotkanie z Tobą, podczas którego czytałaś dzieciom wiersze. Łatwo Cię namówić do takich działań? Lubisz się udzielać?
Kornelia: Bardzo łatwo. Chętnie pomagam. Jak ktoś zwraca się do mnie z prośbą, nigdy nie jestem w stanie odmówić. Tutaj na dodatek chodziło o dzieciaki. Dla nich jestem w stanie zrobić bardzo wiele. Atmosfera była niesamowita, a dzieci słuchały jak zaklęte. Było to bardzo miłe i niezapomniane przeżycie. Mam nadzieję, że będę mogła uczestniczyć w takich inicjatywach częściej. Uważam, że to świetna sprawa. Zrobić coś bezinteresownie dla innych. Satysfakcja, jaka później następuje, jest bezcenna.
MO: Repertuar wybrała biblioteka czy Ty? Jakie teksty były w programie?
Kornelia: Dostałam z biblioteki książki dla dzieci, z których mogłam sama wybierać wiersze. Było trochę Tuwima, trochę Brzechwy, dzieciaki niektóre wiersze znały na pamięć, więc ja czytałam, a one recytowały z pamięci.
MO: A gdybyś miała sama wybrać, co poczytasz dzieciakom, co by to było? Ukochana lektura z dzieciństwa, czyli...?
Kornelia: Ania z Zielonego Wzgórza! Uwielbiałam jej przygody. Zresztą do dnia dzisiejszego lubię do niej wracać i często to robię, co by odświeżyć trochę swoją pamięć. Ale te dzieciaczki są jeszcze trochę za małe.
MO: Wiem, że pracujesz nad dwoma nowymi projektami: Autopsja, czyli kryminał rozgrywający się w Szczecinie oraz romans paranormalny z akcją w USA. Który jest bliższy końca i kiedy możemy spodziewać się ich w księgarniach?
Kornelia: Tak daleko to ja w przyszłość nie wybiegam. Póki co chcę po prostu to napisać. A z weną, jak to z weną, bywa różnie. Obydwa projekty są dość rozwinięte, może w połowie jeszcze nie jestem, ale blisko, blisko. Najgorsze jest to, że w trakcie pisania zmienia mi się koncepcja i niektóre rzeczy muszę przemyśleć na nowo. Mam jednak nadzieję, że i Autopsja i Głosy w końcu skończę, a wtedy, jak się uda, wydam. Jednak nie chcę zapeszać. Bliższe sercu póki co są Głosy, to pewnie przez moje zainteresowania paranormalnością i coraz mocniej zastanawiam się czy nie zmienić miejsca akcji. Wiem, że USA wydaje się najodpowiedniejsze pod względem klimatycznym, jednak kto powiedział, że taki romans nie ma racji bytu w naszej rodzimej Polsce? Co do Autopsji tutaj chce postawić mocniej na kryminał - z dobrze wyważoną dawką romansu i obyczajówki. Ale jak to wyjdzie, kto wie (śmiech).
MO: Biorąc pod uwagę liczbę zamków, w których straszy, i legend o duchach w Polsce nie widzę przeciwwskazań do przeniesienia akcji powieści paranormalnej na rodzime ziemie. Jakiś konkretny region masz już upatrzony, czy wszystko jest na razie dynamiczne?
Kornelia: Ha, tutaj jeszcze zbytnio nad tym nie rozmyślałam. To raczej faza planów, ale nie wątpię w to, że znajdę odpowiednie miejsce. Masz rację, w Polsce mamy wiele miejsc, które nasiąknięte są paranormalnymi znakami i któreś z nich na pewno przykuje moją uwagę (śmiech).
MO: Na swojej stronie piszesz „Życie przeżywam po swojemu, ale za wiele o nim nie wiem, nie spotkaliśmy się jeszcze na dłuższej pogawędce.” Jak myślisz, o czym pogawędzisz z życiem za 10, 15 lat?
Kornelia: Hmmm... trudne. Nawet nie wiem, o czym porozmawiałabym z nim teraz. Nie mam pojęcia, gdzie będę za 10 czy 15 lat. Ale chciałabym się dowiedzieć czy będę szczęśliwa. Pewnie spytałabym o popełnione błędy i możliwość ich naprawy. Zapytałabym, czemu jest tak trudno, czemu cały czas dostajemy kłody pod nogi. Prawdopodobnie nie wiedziałabym, co powiedzieć. Jednak mogę sobie wyobrazić to, jak może wyglądać. Mały domek, ogrodzony, z biegającym psem. Weranda, na której dzień w dzień popijam kawę i mała biblioteczka z bujanym fotelem. Miłość mojego życia i dzieci. Banalnie. Ale czasami banalne marzenia są najlepsze. A życie mogłoby usiąść razem ze mną. Kto wie, może podzieliłoby się ze mną kilkoma mądrościami, może by przestrzegło, albo zwyczajnie patrzyło w dal, ciesząc się ciszą.
MO: Domek, pies, rodzina, biblioteczka. Fantastyczna wizja. Życzę zatem, żeby udało się ją wcielić w życie. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
Kornelia: Również dziękuję, było mi niezmiernie miło!


Kornelia Romanowska - niespokojny rocznik ’90. Studentka kulturoznawstwa, z zamiłowania zajmująca się grafiką. Typowa zodiakalna ryba, ze wszystkimi wadami i zaletami. Twierdzi, że w jej żyłach płynie rodowita, wolińska krew Słowian. W wolnym czasie lubi czytać i słuchać mocnych brzmień. Przygodę z pisaniem rozpoczęła siedem lat temu, publikując na forach internetowych wiersze. Należy do grupy poetyckiej Aurea Dicta. Laureatka kilku konkursów poetyckich, na swoim koncie ma wydane dwa tomiki, a w listopadzie tego roku ukazała się jej debiutancka książka „Puszka Pandory” . Miłośniczka zwierząt, zapalona fanka kawy z mlekiem, zakochana w życiu. Publikowała opowiadania w zbiorach "31.10. Halloween po polsku" oraz "O, choinka! Czyli jak przetrwać święta".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!