Tytuł tego artykułu jest nieco przewrotny. Bo przecież żaden człowiek idealny nie jest. Do ideału można jedynie dążyć, ze świadomością, że jest nieosiągalny.
Zjawisko szybkiego rozwoju amatorskiej prozy zaistniało także w sferze krytyki literackiej. Jeden z jej gatunków – recenzja – wzbudził szczególne zainteresowanie blogerów.
Blogi z recenzjami mnożą się, jak grzyby po deszczu. Można śmiało rzec, iż pisanie recenzji literackich stało się wręcz modne. Niestety, jakość prezentowanych tekstów pozostawia wiele do życzenia. Nieliczni jedynie twórcy recenzji starają się o rzetelność i merytoryczną i warsztatową. Odnoszę wrażenie, że w recenzjach to nie utwór jest głównym bohaterem a recenzent. Recenzent, który, w swoim mniemaniu, jest Nieomylnym Autorytetem. Pytanie tylko, komu autorytety, zwłaszcza niezbyt solidne, są potrzebne. Ciekawy był wynik sondażu, przeprowadzonego przeze mnie wśród znajomych moli książkowych. Na pytanie, czy czytują blogowe recenzje i, co ważniejsze, czy kierują się nimi przy wyborze, z reguły wzruszali ramionami. Podawali takie powody sięgnięcia po książkę, jak: nazwisko już znanego autora, rekomendacja od znajomej osoby, informacja na okładce powieści czy opis w księgarni internetowej. Przyznam, że i ja mam podobne drogowskazy. Ale nie mam pojęcia, na ile zebrane przeze mnie informacje przekładają się na ogólne tendencje. Wiele blogów prowadzonych jest przez gimnazjalistki i licealistki. I to, niestety, ma odzwierciedlenie w ich recenzjach. Są szablonowe i nudne, takie… szkolne. Pełne wyświechtanych ogólnikowych sloganów typu: „to pozycja bardzo wartościowa”, „to książka, której nie wolno przegapić”, „polecam, bo naprawdę warto”. Niektóre blogerki (przeważa płeć piękna) mylą recenzję ze streszczeniem. Zdarzają się teksty, w których streszczenie utworu lub niektórych jego wątków zajmuje więcej niż połowę postu.
Najbardziej kuriozalne jest pouczanie autora przez recenzenta odnośnie tego, co w książce być powinno, a czego nie ma. Bo recenzent wie lepiej, jak ta książka powinna być napisana. I zamiast skupić się na ocenie rzeczywistej treści, rozwodzi się nad hipotetyczną.
Czytając blogowe recenzje, można odnieść czasami wrażenie, ze ich autorki piszą według jakiegoś szablonu, w dodatku niezbyt trafnego. Pisząc utwór, obojętnie, jaki, autor, nawet podświadomie, przekazuje jakby część siebie. Wyraża swoją indywidualność. Bo ona jest chyba najistotniejsza. A w recenzjach tej indywidualności, jest jak na lekarstwo. Jedna recenzja podobna do drugiej. De gustibus non est disputandum. Wszyscy niby wiedzą, o co chodzi. Czy ta sentencja oznacza jedynie informację, że gusta są różne i nie podlegają dyskusji? Moim zdaniem, nie. To przypomnienie, że opinia, czyjakolwiek, zawsze jest subiektywna. Dotyczy to także literatury. Literatura to sztuka. Subiektywna i na etapie tworzenia i w odbiorze. Rzetelny recenzent nie powinien o tym zapominać.
Osobnym zagadnieniem jest funkcjonowanie blogów z recenzjami w oparciu o darmowe egzemplarze książek z wydawnictw. Wydawnictwa, posyłając książkę blogierce, odbębniają swój obowiązek promowania wydanego u siebie utworu. Nieco lepiej pod tym względem mają self-publiserzy, bo tylko oni maja prawo wysłać swoją książkę do oceny. I mogą wybrać recenzenta. Dlaczego niektórym autorom zależy na recenzjach, nawet tak dyletanckich, jak większość blogowych? Lektura komentarzy pod tekstami na blogach świadczy raczej o nikłym zainteresowaniu potencjalnych czytelników. Często komentują osoby, prowadzące podobne blogi, przy okazji podsuwając spamik z adresem swojego bloga. Jak dla mnie, wygląda to dosyć żałośnie. Wydaje się, że temat recenzji zabrnął w jakąś ślepą uliczkę. Co powinni zrobić autorzy, aby ich książki nie padały ofiarą pseudorecenzentek? Może wyjściem byłoby tworzenie swoistego pisarskiego lobby, wspierającego tych blogerów, którzy się do swojej pracy przykładają i mają jakieś pojęcie o recenzowaniu? A może zdać się bardziej na czytelników? Nie za bardzo chce mi się wierzyć, że ktoś, kto dużo czyta i wie, czego od książki oczekuje, pokieruje się opinią gimnazjalistki czy licealistki.
Pewnym wyjściem jest zwrócenie się z prośbą o recenzję do innego autora. Bo, co ciekawe, recenzjami zajmują się też osoby piszące książki. Przyznam, że mam jednak w tej kwestii mieszane uczucia. Chyba pisania i recenzowania nie powinno się łączyć. Widzę tu potencjalną możliwość wpadnięcia w pułapkę swoistego nepotyzmu. To, rzecz jasna, moja, czysto prywatna, opinia.
Nikt nie lubi być krytykowany. Także pisarze. Ale są przygotowani na różnorodny odbiór swojego utworu. Doceniają krytykę, pod warunkiem, że jest konstruktywna i uczciwa. Parający się szeroko pojętą krytyką literacką usiłują nieraz wtłoczyć literaturę w jakieś sztywne ramy czy narzucić autorom wykaz prawidłowych i nieprawidłowych tematów. To zjawisko występujące od dawna. Walczył z nim chociażby Julian Tuwim w swoim słynnym wierszu Do krytyków. Zasklepianie się w schematach i stereotypach, zamiast indywidualnego podejścia, to chyba podstawowy błąd recenzentów, czy raczej nazywających się recenzentami.
Piszę czasami o przeczytanych książkach, ale nigdy źle. Bynajmniej nie z uprzejmości. Po prostu nie czytam utworów, które mi się nie podobają. Szkoda na nie życia. Dlatego w recenzowaniu widzę jakiś bezsens. Wyobrażam sobie, że czytanie na siłę książki, która nam nie pasuje, musi prowadzić do frustracji. Może to jest przyczyna, dla której niektórzy recenzenci są aż tak cięci?
Niektórzy powiadają, że najłatwiej jest krytykować. Chyba mają rację. Recenzentom, którym się wydaje, że mogą pretendować do tytułu nieomylnych znawców, polecam fraszkę Tadeusza Boya-Żeleńskiego:
Krytyk i eunuch z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi.
Tekst ten dał mi do myślenia. Niektóre informacje mnie poruszyły i zmusiły do zastanowienia, czy moje recenzje są dobre. Jednak nie zgadzam się ze wszystkim, co jest tu napisane.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam merytorycznie przyjrzeć się recenzji i poszczególnych punktach jej tworzenia. Na pewno w przyszłości postaram się poprawić niektóre części moich wypowiedzi.
To prawda że wiele blogów recenzenckich pisanych jest przez nastolatki. Niektóre wpisy wcale nie zachęcają ani do książki ani do samych recenzji. Ale jest parę pozytywnych punktów prowadzenia takich blogów. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że takie teksty po pewnym czasie wzbogacają. Każdy autor recenzji stara się poprawić i z czasem to widać w jego tekstach. Samo prowadzenie motywuje też do czytania, a także do wybierania wartościowszych pozycji.
Mam parę zaprzyjaźnionych blogów, gdzie autorki mnie motywują do czytania konkretnych pozycji. Korzystam z ich rad i rzeczywiście spędzam bardzo miło czas na lekturze.
Temat ten jest więc bardzo złożony. Jest wiele blogów, które omijam szerokim łukiem, ale po pewnym czasie pobytu w tym światku można znaleźć prawdziwe perełki.
Sama postanowiłam stworzyć blog z dwóch powodów. Po pierwsze od kiedy powstał tępo mojego czytania jak i różnorodność tematyczna bardzo mi się zwiększyła. Chciałam mieć też miejsce, do którego mogłabym wrócić po pewnym czasie i przeczytać swoje wrażenia, które z czasem mi się zacierają. Wiem że mało jest tekstów (wśród tych napisanych przeze mnie) które są naprawdę wysokich lotów. Ale jeśli komuś one przeszkadzają, to przecież nie musi mnie odwiedzać. Dlaczego więc zabraniać komuś tej przyjemności?
Barwinko,
UsuńDziękuję, że przeczytałaś mój artykuł i wnikliwie, z tego, co piszesz.
Na Twoje ostatnie pytanie nie znam odpowiedzi, bo ja nikomu przecież nie zabraniam pisać bloga z recenzjami. Ale zgodzisz się chyba, że autor recenzji powinien się do swojej pracy pzyłożyć.
Tekst powstał częściowo w oparciu o moje przykre doświadczenia. Dwie z moich powieści zostały przez dwie różne recenzentki po prostu streszczone. Piszę kryminały,a, w przypadku tego gatunku, streszczanie jest czymś gorszym niż dyletanctwo.
Życzę powodzenia i doskonalenia warsztatu pisarskiego.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPytanie było czysto retoryczne i absolutnie Cię nie oskarżam. Jeśli jednak taki był wydźwięk, to przepraszam.
UsuńMasz absolutną rację, że swoje pisarstwo (w jakiejkolwiek formie) powinno się doskonalić. Nie chodzi tylko o to żeby COŚ napisać, ale żeby DOBRZE napisać. A jeśli ktoś nie potrafi, powinien dążyć cały czas do poprawy.
Rozumiem Twoją frustrację jako pisarza. Ja jako czytelnik jestem zirytowana, kiedy czytam "recenzje" streszczające książkę. I zazwyczaj nie wchodzę ponownie do osoby, która w ten sposób pisze.
Barwinko,
UsuńNie masz za co przepraszać. Przeciez sama napisałam o różnych gustach i prawu do subiektywnej oceny.
Gdyby pod moim artykułem były same hymny pochwalne, dopiero by mnie to zaniepokoiło...
Hm, a mogłabym wiedzieć czemu mój komentarz został usunięty? :> Bo ja to raczej na odpowiedź liczyłam, nie na skasowanie...
OdpowiedzUsuńMogę tylko powiedzieć, że nie miałam z tym nic wspólnego
UsuńJak rozumiem sam się skasował, ok ;) W każdym razie nawiązując do poprzedniego tytułu, tego, który jest już teraz widoczny tylko w linku (a więc recenzent idealny), bo został zmieniony wraz z usunięciem mojego komentarza, pytałam jaki ten recenzent idealny być powinien? Bo z tekstu wynikało tylko jaki być NIE powinien, co się trochę z tytułem mijało. To teraz jeszcze spytam, czemu i tytuł uległ zmianie ;)
UsuńByłam tej zmianie przeciwna.
UsuńOdpowidam na Twoje pytanie. Recenzent idealny nie istnieje, co napisałam w artykule.
Sądziłam, że klarownie wyłożyłam swój przekaz. Ale cóż, słowo mówione, a tym bardziej pisane, nie zawsze dotrzymuje kroku naszym myślom.
To co piszesz to dla mnie bardzo cenna wskazówka na przyszłość.
Dziękuję i pozdrawiam
No tak, ja tak zawsze liczę na to, że tytuł powinien z tekstem współgrać, a nie być obok niego. I że jak ktoś chce poruszyć jakąś kwestię to się w nią faktycznie zagłębi i nie wystarczy mu odpowiedź, że "nie da się odpowiedzieć" ;)
UsuńSwoją drogą, aktualny tytuł bardzo mi się podoba. Tylko może zmieniłabym "recenzowanie" na "pisanie" ;)
usunęłam komentarz, ponieważ po przeczytaniu go, nasunęło mi się, że tytuł rzeczywiście sugeruje coś innego, niż oddaje tekst artykułu, dlatego go zmieniłam. a komentarz usunęłam, by nie pojawiło się niezrozmienie wśród innych komentujących, skoro już nie odnosi się do tytułu. pozdrawiam :)
Usuńizusr - dziękuję za wskazówkę.
UsuńTo może zamiast usuwać bez ostrzeżenia powinno się na niego odpowiedzieć w taki sposób, by potencjalni komentujący jednak zrozumieli przekaz?
UsuńRównież pozdrawiam ;)
izusr - gdyby zmienić "recenzowanie" na "pisanie" - to patrząc na tematykę naszego bloga, tytuł znowu by sugerował coś mylnego :)))
Usuńizusr - trafna uwaga :) admin bloga też się jeszcze uczy, nie bijcie! :)))
UsuńWięc ja nadal nie rozumiem dlaczego pisać każdy może, a recenzować już nie. Recenzowanie to chyba niższa "ranga"? To znaczy, w moim odczuciu jednak mniej trzeba potrafić, żeby napisać coś, odwołując się do czyjegoś tekstu niż żeby stworzyć coś zupełnie od podstaw.
Usuńizusr - tytuł artykułu "Pisać każdy może...", bo rozumiem, że do niego nawiązujesz - też jest przewrotny. Zwróć uwagę na pierwsze zdanie: "Pisać każdy może, problem tylko w tym, że nie każdy będzie chciał to czytać" - ten cytat pasuje zarówno do pisarza, jak do recenzenta.
UsuńNie nawiązuje do niczego, bo nie czytałam tu nic poza tym tekstem i dwóch o e-bookach. Po prostu się zastanawiam czemu się z blogerów na siłę robi recenzentów. I czemu blogerowi nie może się nie podobać, a jak już się nie podoba, to choćby napisał rzetelną, dobrze uargumentowaną recenzję, to i tak będzie złym człowiekiem, bo autorowi przez niego jest smutno.
UsuńIzusr,
UsuńO to, czy się podoba czy nie, chodzi najmniej. Nikt na siłę nie robi z blogerów recenzentów. To oni sami się tak określają. Swoje opinie sami nazywaja recenzjami i stosownie też tytułują swoje blogi.
Wszyscy tak robią?
UsuńNie wiem, co robią wszyscy. Mój artykuł dotyczy tych blogerów, którzy swoje blogi określają jako recenzenckie. I znakomita większość to bohaterki mojego artykułu.
UsuńZgadzam się z ogólną wymową tekstu, ale razi mnie etykietowanie i schematyczny charakter uogólnień - moja córka jest gimnazjalistką, a równocześnie dojrzałą, refleksyjną czytelniczką - jej opinie są przemyślane, choć się z nimi nie obnosi. Ktoś, kto krytykuje powierzchowność i schematyzm sam powinien ich unikać.
OdpowiedzUsuńBeato,
Usuń"Nieliczni jedynie twórcy recenzji starają się o rzetelność i merytoryczną i warsztatową."
Czyli nie wszyscy są be.
Dziękuję za przeczytanie artykułu i życzę córce powodzenia. Gdybyś podała adres jej bloga, chętnie tam zajrzę.
Pozdrawiam i Ciebie i córkę
"Najbardziej kuriozalne jest pouczanie autora przez recenzenta odnośnie tego, co w książce być powinno, a czego nie ma. Bo recenzent wie lepiej, jak ta książka powinna być napisana." Recenzent jest czytelnikiem, to dla niego napisana jest ta książka, ma prawo do wyrażenia swojej opinii i udzielania wskazówek. Funkcja postulatywna krytyki, jak najbardziej konieczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Various, całkowicie się z Tobą zgadzam. Dlatego pochwalam w artykule krytykę konstruktywną i uczciwą.
UsuńPozdrawiam
Various - masz rację... w zasadzie. I nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek przyzwoity pisarz wściekł się na recenzenta o uwagi rozumne, konstruktywne i przemyślane. Tzn. znam kilku takich, co się wściekali, ale są marginesem.
UsuńProblem, którego dotyczy ten tekst, to nie "wszyscy recenzenci" tylko "powiększająca się grupa, która powinna być marginesem a nie znaczną częścią".
Zdarzyła mi się kiedyś rozmowa z człowiekiem, który miał mi za złe ilość rzeczywistej historii w mojej fantasy. Żądał ode mnie, żebym pisał inaczej i nie przyjmował do wiadomości, że mam prawo do pisania WŁASNEJ opowieści a nie JEGO OPOWIEŚCI, KTÓREJ ON NIE UMIE LUB NIE CHCE NAPISAĆ.
I co powiesz o takim wypadku?
Ja powiem, że to był gość wyjątkowy. Ale ludzie z takim nastawieniem po prostu nie powinni brać się do krytyki, bo jeszcze nie dorośli.
Tekst powyższy dotyczy właśnie problemów z recenzentami, którzy nie dorośli. A nie tych, którzy poważnie podchodzą do zadania.
No i jeszcze jedno: w momencie opublikowania każdy tekst podlega ocenie. I powieść... i recenzja.
Krytyk może i powinien wyrażać swoją opinię, wskazywać rzeczy, ktore jego zdaniem nie wyszły itd. Po to jest. To wielka pomoc, jakiej krytyk udziela autorowi. Ale ma obowiązek robienia tego mądrze. :-)
Wszystko jest subiektywne, więc i "robienie mądrze" jest subiektywne, możemy sobie więc ustalać zasady, ale właściwie i tak wszystko robimy "pod siebie".
UsuńA ja się nie zgadzam. Jako autor nie oczekuję od blogerów fachowej krytyki, bo zawodowymi krytykami nie są. Interesuje mnie za to w jaki sposób odbierają książki, co im się podoba, co do nich trafia i jednocześnie wcale nie zamierzam wyciągać z tego żadnych wniosków. To są czytelnicy, którzy mają prawo pisać o książce co im się podoba. A ja jestem autorem, też piszę, tak, jak mi się podoba i nie zamierzam robić niczego, żeby moje "książki nie padały ofiarą pdeudorecenzentek" bo to takie same czytelniczki jak inne. A pomysł stworzenia pisarskiego lobby jawi mi się jak najgorszy z koszmarów. Spróbuj powiedzieć innej autorce, często facebookowej koleżance, że lepiej by było, gdyby zajęła się, czy ja wiem... hodowlą zwierząt futerkowych na przykład, bo to, co pisze, nie nadaje się do czytania.
OdpowiedzUsuńO wiele smutniejsza moim zdaniem jest sytuacja, kiedy autor próbuje dyskutować z recenzentem, broniąc swojego dzieła, które samo powinno się obronić. Taki już los pisarza ustawiajacego się pod publicznym pręgierzem: zawsze znajdą się tacy, którzy z jakichś powodów chętnie naplują mu w twarz.A takich należy omijać szerokim łukiem zamiast iść z nimi na wojnę.
Pozdrawiam.
Magdaleno, poruszyłaś ciekawy problem. Widziałam kilka razy pod blogowymi recenzjami odpowiedzi autorów recenzowanych książek. Dochodziło do żenujących kłótni, a autorzy wypadali po prostu śmiesznie...
UsuńPisarz musi sobie zdawać sprawę, że książka po wydaniu zaczyna żyć swoim życiem i powinien to zaakceptować. Każdy z nas, recenzent czy nie, ma prawo wyrazić opinię na temat dzieła, a zadaniem autora jest pokorne przyjęcie krytyki. Burzenie się stawia go w fatalnym świetle.
Cóż, ja się kilka razy kłóciłem, mając zresztą świadomość, że z byle kim i na próżno.
UsuńPowód był ważny: idiota gnojący książkę tylko dla własnej satysfakcji (za to bez zrozumienia, co czytał) szkodzi książce.
Książka jest dzieckiem autora... i żyje własnym życiem po puszczeniu w świat. To fakt.
A co pomyślicie o rodzicu, który bezczynnie patrzy jak grupa idiotów masakruje mu dziecko?
Nie zgodzę się z Gryzią. Zadaniem autora nie jest pokorne przyjmowanie krytyki, tylko pisanie.
A czytelnik za swoje kilkadziesiąt złotych nie kupuje sobie prawa do pastwienia się nad kimś, kto wykonał pracę i napisał książkę.
Czytelnik kupuje tylko bilet do wspólnej podróży przez cudzy świat. Czytelnik jest gościem w świecie autora, z czego wynika, że winien przed wejściem wytrzeć buty i zachowywać się grzecznie. Nie musi mu smakować, nie musi się zachwycać, może o tym głosno mówić - ale nie może pluć do zupy innym gościom.
Większość starć między autorami i recenzentami, blogerami, krytykami, bierze się stąd, że jedna ze stron narusza zasady dobrego współżycia, bynajmniej nie dlatego, że książka daje do tego powód. Podłe i złośliwe niby recenzje zdarzają się dlatego, że fajnie jest się nad kimś bezbronnym poznęcać - to daje poczucie wartości, mądrości i władzy, którego nie ma w domu, więc szuka się go gdzie się da: wrzucając chamskie komentarze pod tekstem, na forach, czy pisząc złośliwą recenzję.
Wzięłyście, Panie, pod uwagę taki przypadek?
Czy uważacie, że autor ma to pokornie znosić?
Dobra książka obroni się sama - ale tylko wtedy, gdy zostanie przeczytana i zrozumiana przed zaopiniowaniem.
Rozumiem Twój punkt widzenia i nawet w pewnym stopniu się z nim zgadzam, ale porównanie krytykowanej książki do dziecka nad którym pastwi się grupa idiotów wydaje mi się nieco nietrafione i mam wrażenie, że w tym się róznimy. W obronie dziecka rzucę się z gołymi pięściami na tę grupę idiotów jeśli zajdzie taka potrzeba, ale książka to jednak tylko książka. Mam do niej stosunek emocjonalny ale nie pójdę na wojnę z ludźmi, którzy ją opluwają w niewybredny sposób, bo tak lubią spędzać czas. Głównie dlatego, że to nic nie da, a ja z kolei nie zamierzam karmić ich chamstwa swoją frustracją. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Wiem, że szkodzą książce, wiem, że w świat idzie nieprawdziwy i niesprawiedliwy przekaz,kogoś, kto jej nawet nie przeczytał, ale cóż... Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Nie czuję się na siłach walczyć ze złośliwością i chamstwem, wolę je omijać. Przecież Ty z pewnością też nie wdajesz się w merytoryczną dyskusję jak Cię zaczepi jakiś palant na ulicy.
UsuńA ja nie karmię ich chamstwa moja frustracją... tylko pokazuję im miejsce dla chamstwa.
UsuńTa postawa wycofania się z konfrontacji prowadzi na dłuższą metę do bezkarności chamów. Do wychowywania następnego pokolenia w przekonaniu, że chamstwo gwarantuje sukces. Chcesz żyć w takim świecie?
Jeśli nie - to walcz.
Internetowe chamy to żałosne postaci, którym brak odwagi na cokolwiek, więc pastwią się, jeśli moga zrobić to bezkarnie.
A zatem wchodze w konfrontację, po to, żeby zepsuć im poczucie bezkarności, złamać pewność siebie zbudowaną na chamstwie.
To działa.
Jeśli analizujemy tę przykładową sytuację "chama na ulicy", to są możliwe następujące scenariusze:
1. grzeczne wymiksowanie się z kontaktu na wstępie
2. niegrzeczne wymiksowanie, jeśli grzecznie nie można
3. wołanie policje, jeśli zrobi się niebezpiecznie
4. walka o życie, jeśli policji nie ma.
W tym ostatnim wypadku nie masz wyjścia, nikt Cię nie pyta o argumenty. Bronisz się albo zostaniesz pobita. Możesz zostać pobita bez protestu albo walcząc. Ta druga opcja daje szanse ucieczki lub wygranej. Ta pierwsza - tylko krzywdę, fizyczną i psychiczną oraz bezkarność sprawcy. Co wybierasz?
Jesli porównujesz tę uliczną sytuację do internetowej - to krzywda fizyczna w sieci Cię nie spotka i w ogóle masz luksus odejścia w każdej chwili.
Ale w pewnym momencie przestrzeń sieciowa zostanie zajęta przez chamów. A potem nie tylko sieciowa.
Oddasz im to dobrowolnie?
Czy będziesz walczyć o to, żeby margines społeczny został marginesem?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńmiałam się nie odzywać, ale
UsuńPanie Piotrze, napisał Pan:
"Czytelnik kupuje tylko bilet do wspólnej podróży przez cudzy świat. Czytelnik jest gościem w świecie autora, z czego wynika, że winien przed wejściem wytrzeć buty i zachowywać się grzecznie."
moim zdaniem, niestety nie, czy Pan tego chce czy nie. Czytelnik ma prawo pełne ten cudzy świat przefiltrować przez swoje doświadczenia i emocje a wynik tego filtrowania może być kompletnie inny od zamierzonego przez Autora
i jeszcze napisał Pan:
"Dobra książka obroni się sama - ale tylko wtedy, gdy zostanie przeczytana i zrozumiana przed zaopiniowaniem."
a ja naiwnie myślałam, że czasy, kiedy obowiązywała jedynie słuszna interpretacja tego, co Autor miał na myśli, dawno już minęły...
jedno tylko chciałam podkreślić - w żadnej recenzji czy opinii nie powinny mieć miejsca wycieczki personalne.
UsuńNie jestem pewien, czy Panią zrozumiałem...
UsuńCzy nie zgadza się Pani z moją opinią, że gość powinien zachowywać się przyzwoicie w domu gospodarza? Czy też uważa Pani, że to Czytelnik jest twórcą przeczytanej książki?
Tego tez nie rozumiem:
"i jeszcze napisał Pan: "Dobra książka obroni się sama - ale tylko wtedy, gdy zostanie przeczytana i zrozumiana przed zaopiniowaniem."
a ja naiwnie myślałam, że czasy, kiedy obowiązywała jedynie słuszna interpretacja tego, co Autor miał na myśli, dawno już minęły..."
Czy Pani zdaniem ksiązka obroni się bez jej czytania i zrozumienia?
Czy obowiązek rozumienia, o czym się mówi, nie dotyczy recenzentów albo czytelników w ogóle?
Czy Pani może mi wskazać, w którym miejscu narzucam czytelnikom obowiązek myślenia tak, jak chce autor?
Może Pani nie wiedzieć (bo czytanie każdego mojego słowa nie jest obowiązkowe), że coś z 20 razy w tym roku naśmiewałem się z pytania CO POETA MIAŁ NA MYŚLI?
Ale jeśli chce Pani widzieć mnie jako takiego, co właśnie to pytanie traktuje poważnie - powinna Pani mieć do tego jakies podstawy...
No i nie mogę się dopatrzyć wycieczek osobistych w tym co napisałem... ani adresata tych wycieczek...
Przepraszam za sarkazm, bierze się on stąd, że bardzo często trafiam na nieporozumienia w tej kwestii. Proszę o odpowiedź...
Panie Piotrze,
Usuńjuż odpowiadam :)
Tak, Czytelnik też jest autorem i może dzieło interpretować inaczej. Prawa do tego nie widzę w Pana wypowiedzi. I to mi się nie podoba, tak samo jak u Erica-Emmanuela Schmitta, który w jednej ze swoich książek zamieścił na końcu różne swoje przemyślenia, w tym i takie, że "choć po wydaniu książka należy do Czytelnika, to on zawsze dodaje w myśli, że ma nadzieję, że do Czytelnika z talentem" (cytat niedokładny, bo z pamięci, ale oddaje sens wypowiedzi).
Co do zrozumienia książki - Pan napisał "pod warunkiem, że zostanie dobrze zrozumiana" - ale skąd wiadomo, co to znaczy dobrze? A nie można jej zrozumieć inaczej? Często dyskutuję o książkach i filmach i zawsze jestem zafascynowana tym, jak różnie odbieramy te same rzeczy, ale nie przyszłoby mi do głowy, że moja interpretacja jest tą najlepiej rozumiejącą.
Oczywiście, że recenzenci maja obowiązek zrozumieć książkę, ale tu, jak widzę, często sprawa rozbija się o to, że rozumieją ją inaczej niż chce Autor.
A to o wycieczkach osobistych absolutnie nie było do Pana, to było bardziej ogólne - tyle, że zastosowałam bardzo daleko idący skrót myślowy - nie pochwalam wycieczek osobistych w stronę Autora w recenzji, ale dopuszczam i daję prawo do różnego odebrania utworu.
Magdaleno,
OdpowiedzUsuńNie ma znaczenia, czy książka się podoba czy nie. Zgadzam się z Tobą, że recenzent jest także czytelnikiem (o ile książkę przeczyta). Chodzi o to, aby, na przykład, nie streszczać, bo większość z nas chce o treści ksiązki dowiedzieć się z tej książki a nie z recenzji. Mnie streszczono kryminalną intrygę co na to powiesz? Chciałabyś z recenzji dowiedzieć się, kto zabił?
Opisanie wrażeń z lektury jest jak najbardziej na miejscu. O to w gruncie rzeczy chodzi.
Dziękuję i pozdrawiam
A, tu się zgadzam, ale z tym się nie da walczyć. Miałam podobny przypadek, w kilku pierwszych zdaniach czytelniczka ujawniła przysłowiowe "kto zabił" :) Tyle że to nieuchronne i nie da się tego uregulować, bo to tak, jakby chciec Wisłę kijem zawracać.
UsuńPozdrawiam również.
Obawiam się, że z tą Wisłą i kijem masz rację. Ale chociaż można się poużalać...
UsuńA ja Wam powiem, że Wisły nie da się zawrócić kijem. Ale można kijem zawrócić byle jakiego człowieczka. I czasem trzeba to zrobić. W sposób odpowiedzialny i mądry... ale jeśli nic prócz kija nie działa, to co nam zostaje? Dać się zajeździć?
UsuńPozostanę jednak przy swoim zdaniu, choć bardzo mnie cieszy, że są jeszcze tacy idealiści jak Ty :) Nie czuję się "zajeżdżana", a o książkach mogą pisać, co chcą, bo takie prawo czytelnika.(Choć oczywiście przykro mi, gdy piszą źle). Nie dotykają mnie specjalnie obelgi obcych ludzi, którzy w życiu nie widzieli mnie na oczy, których nie znam i nawet nie wiem, czy rzeczywiście istnieją, a talentu pedagogicznego nie posiadam i nie zamierzam wychowywać nikogo, prócz mojego syna.
UsuńSzanuję Twoją postawę i zgadzam się z nią, o ile dotyczy tak zwanego realu, bo w sieci jest bezcelowa. Niczego nie osiągniesz, a narazisz się na coraz bardziej niewybredne ataki. Uważam, że najlepszą bronią jest ignorancja. Po co dawać się prowokować komuś, kto własnie na to liczy?
Kiedyś broniłbym sensu długich polemik. Dzisiaj bronię tylko sensu polemiki w ogóle. Im krótsza, tym lepsza, ale w atakach ludzi, o jakich mówimy jest wspólny środek: liczą na bezkarność. Skuteczne ukaranie psuje im zabawę cudzym kosztem...
UsuńAby wyeliminować zjawisko - kara nie musi być surowa. Powinna za to być nieunikniona.
Przykładowo: jeśli mamy osobę ubliżającą innym - nagłaśnianie jej postawy i nazywanie pomaga ją izolować i chroni innych ludzi przed nią.
Warto to robić?
Żeby zakończyć dyskusję, która robi się czysto akademicka, powiem jedno: dla mnie, autor wdający się w "pyskówki" z czytelnikiem, recenzentem, krytykiem itd. jest nieco żałosny. Przepraszam za obcesowe okreslenie, ale nie udało mi się znaleźć lepszego. To oczywiście tylko i wyłącznie moja refleksja :)
UsuńPozdrawiam.
Pani Magdaleno,
UsuńW moim artykule nie ma nawet pół słowa na temat "pyskówek" Autora z recenzentem. Wypowiadam się na temat streszczania i spoilerowania.
Asekuracyjnie dodam, że nie pisałam też o negatywnej czy pozytywnej ocenie utworu, bo recenzentowi, jako czytelnikowi, ksiązka ma się prawo podibać lub nie podobać.
Pani komentarz nie ma zatem nic wspólnego z treścią mojego artykułu.
To tylko tak, gwoli wyjaśnienia.
Pozdrawiam
Ma Pani rację, przepraszam, bo ja tu dyskutowałam z Piotrem Olszówką i trochę nam dyskusja "odjechała" od głównego wątku :)
UsuńNie ma problemu, ja tak to rozumiałam, ale nie lubię niejasności.
UsuńPozdrawiam
Artykuł ciekawy i mądry, ale dodałabym jedno zastrzeżenie: nie dotyczy tylko blogerów, ale recenzji/recenzentów w ogóle, także tych na portalach, serwisach internetowych, a nawet w prasie. Nie ograniczałabym tych uwag - przynajmniej większości z nich - wyłącznie do blogów książkowych.
OdpowiedzUsuńAnna
To i ja się wypowiem: jestem zwykłym czytelnikiem - blogerem. Nie recenzentem, nie krytykiem, tylko osobą lubiącą czytać literaturę wszelaką i piszącą własne, szczere opinie na temat książki, na swoim blogu. Nie piszę recenzji i swoich wpisów tak nie tytułuję, bo wiem, że one nie są recenzjami. Oceniam szczerze, piszę co myślę. Nie analizuję powieści, nie przedstawiam argumentów, czy powieść jest dobra czy zła. Piszę o swoich wrażeniach.
OdpowiedzUsuńCzytam dość sporo polskich autorów, czytam e-booki, debiuty itd. Czasami autorzy zaglądają na moją stronę i zostawiają komentarze do moich opinii. To cieszy :) nawet jeśli komentarze zawierają uwagi do mojego tekstu.
Kiedy jednak otrzymuję komentarz, że mój wpis to NIE RECENZJA i nic nie wnosi do oceny książki, że NIE MOGĘ być pośrodku, wystawiając ocenę 4/6, wtedy ręce mi opadają...
Powiem szczerze, że w takiej sytuacji odechciewa się czytać polskiej literatury...a przecież nie o to chodzi...
pozdrawiam serdecznie
Twój blog znam i często do niego zaglądam. W żadnym wypadku nie jesteś bohaterem mojego artykułu.
UsuńZdecydowanie należysz do tych, o których napisałam:
"Nieliczni jedynie twórcy recenzji starają się o rzetelność i merytoryczną i warsztatową."
Chciałam jeszcze raz tylko podkreślić, że wszystkie opinie zawarte i w artykule i w moich komentarzach odzwierciedlaja tylko i wyłącznie moje subiektywne spojrzenie. Nie czynię z nich absolutnie "jedynych słusznych poglądów". Pluralizm sprawia, że możemy się nawzajem od siebie uczyć.
Pozdrawiam i życzę następnych sukcesów
Swoją wypowiedzią chciałam jedynie zaznaczyć, że sporo nas, blogerów - zwykłych czytelników, zmęczonych jest tą sytuacją autorzy kontra blogerzy (albo blogerzy kontra autorzy ;) jak kto woli). Większość z nas chce po prostu czytać i dzielić się swoimi opiniami, bez wojny podjazdowej, bez pobudek osobistych. Szczere opinie i tyle. Może niektóre wpisy nie są profesjonalną analizą utworu, ale dla grona czytelników naszego bloga są wartościowe.
UsuńPowtórzę się pewnie mówiąc: nie wrzucajmy do "jednego wora" blogerów i recenzentów/krytyków, bo to zupełnie inna grupa ludzi.
pozdrawiam
pozdrawiam
Przeczytałam tekst notki oraz komentarze zawarte pod nią.
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałabym napisać, że za fachową recenzentkę się nie uważam, lecz za... recenzentkę amatorkę (?). Nie twierdzę, że moje teksty są świetne czy nawet dobre, po prostu chcę w nich przekazać to co czułam podczas czytania. Lecz zdanie o tym, że osoby piszące o książkach to nie recenzenci raczej do mnie nie trafiło. Oczywiście, nie wszyscy (czy raczej nikt) są zawodowymi recenzentami, większość uważa to raczej za hobby, ale skoro tak to kogo można nazwać tym profesjonalnym krytykiem? Osoby, które pobierają za to pieniądze czy osoby, które są znane bo czytają i piszą o lekturze?
Klaudio,
UsuńJa pisałam o osobach, które same uważają, że prowadzą blogi z recenzjami. A to powinno do czegoś zobowiązywać. Prosta zasada, nie tylko dla blogerów, by robić rzetelnie, to co się robi dobrowolnie.
Poruszyłaś ciekawą kwestię. Chyba trudno w jakiejkolwiek dziedzinie sztuki wyznaczyć wyraźną granicę między amatorstwem a profesjonalizmem.
Pozdrawiam
Alicjo - można wyznaczyć tę granicę. Reguły sztuki są jasne. Reguły krytyki też. Reguły uczciwości podobnie.
UsuńRecenzentem jest człowiek, który wie, czym jest recenzja i umie ją napisać.
Recenzentem profesjonalnym jest taki, który umie zrozumieć książkę lepiej i dogłębniej niż tzw. zwykły czytelnik.
Tylko tyle... i aż tyle.
Dowcip polega na tym, że człowiek, który zabiera głos publicznie, zakłada, że to, co powie, jest ważne i potrzebne.
Takie są zawsze uczucia i wrażenia czytelnika. Ale już jego fachowe porady dla autora nie zawsze, bo nie każdy czytelnik zna się na pisaniu lepiej niż pisarz (chociaż tacy bywają).
Dlatego bloger (albo krytyk) powinien mówić szczerze o swoich uczuciach... ale nie ma prawa pomiatać autorem tylko dlatego, że spodziewał się innej książki.
Tymczasem takie wypadki zdarzają się dość często.
I również ich dotyczy powyższy tekst.
Krytyka porusza się zawsze po grząskim gruncie, powinna być ostrożna.
Z recenzentami podobnie jak z autorami. Jedni i drudzy uważają się za profesjonalistów wykonujących dobrze swoje zadania, od jednych i drugich oczekuje się rzetelności, umiejętności, warsztatu itp. a niejednokrotnie ich dorobki pozostają wiele do życzenia. Jacy autorzy, tacy recenzenci? Nigdy nie sugerowałam się recenzją książki umieszczoną na blogu, chociaż miałam przyjemność (?) z niejedną się zapoznać. Zastanawiam się czemu czytelnicy kierują się przy zakupie książek takimi 'opisami' ich na blogach? Przecież te strony mają po ileś tam wejść, a wydawnictwa w dalszym ciągu wysyłają im książki (chociaż większość tytułów jest mi zupełnie obca i nie wywołuje nawet odrobiny ciekawości), a z powyższego artykułu wynika, że blogerzy minęli się z powołaniem. Z drugiej strony fajnie tak dostać książkę za free :)
OdpowiedzUsuńZ jednym punktem mogę stać się bohaterką Twojego artykułu, ponieważ mój blog nosi nazwę Moje recenzje książek, choć od samego początku (pierwsze posty, to już w ogóle były tylko jakieś krótkie opisy) nie kwalifikowały się do tego rodzaju tekstu. Wiem teraz, że nie oddaje ona poprawnie charakteru moich tekstów (nazwę wymyśliłam mając 14 lat), ale nie zmieniam nazwy bloga, ze względu na to, że już z taką mój blog jest rozpoznawalny.
OdpowiedzUsuńPonadto recenzja jest dość szerokim pojęciem, powszechnie używanym do każdej formy wyrażonej opinii na temat dowolnego produktu czy usługi. Dlatego nie zmieniłam jeszcze w nazwie wyrazu recenzja na bazgroły (choć coraz bliższa jestem pomysłowi tej zamiany, aby w końcu przestano mi zarzucać brak profesjonalizmu, do którego nigdy się nie przyznałam i nie mam takiego zamiaru).
Ale z drugiej strony pocieszyłaś mnie tym artykułem. Dobrze, że jako blogowa "recenzentka" nie powinnam pisać schematycznych, "szkolnych" recenzji, jak niektórzy się o to upominali. Nigdy tak nie pisałam i nie chcę tak pisać. Dlatego, że mój blog powstał głównie dla siebie samej, a nie dla uczniów poszukujących opracowania lektur bądź "gotowego zadania domowego".
Jestem świadoma niedoskonałości swojego warsztatu pisarskiego, ale również widzę postęp w ciągu minionych 6 lat. I wiem, że nie pisząc nie będę się rozwijać.
Dlatego uważam, że krytykowanie grupy blogerów-recenzentów (w szczególności wrzucając ich jednego worka - wiem, że nie pisałaś o wszystkich, ale na pierwszy rzut oka można to tak odebrać) może przynieść więcej szkód niż pożytku, ponieważ zniechęceni przestaną sięgać po literaturę polską, przestaną pisać, a w końcu może i czytać. Przyjemność, z którą łączy się także rozwój intelektualny, przestanie nią być. Co za tym idzie - zastój w rozwoju.
Pozdrawiam
Ktrya,
UsuńJak już pisałam, zawsze wyrażam tylko moje prywatne opinie.
Nie sądzę, aby mój artykuł miał taką (czy jakąkolwiek) siłę sprawczą i zniechęcił do pisania i czytania.
I nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto kocha ksiązki, przestał je czytać.
Recenzje są gatunkiem literackim. Jeżeli ktoś wysyła między ludzi swój utwór (wiersze, prozę czy cokolwiek innego, na przykład recenzję)to musi być przygotowany na krytykę. Jeżeli brak mu psychicznej odporności, to może lepiej niech da sobie spokój.
Ja odniosłam wrażenie, że niektórzy recenzenci blogowi uważają, iz dotyczy to tylko autorów książek. A tymczasem recenzję też można jak najbardziej ocenić i skrytykować. Recenzenci nie są nietykalni.
Szczerze mówiąc, liczę na poprawę sytuacji, gdy rozwinie się szerzej raczkujący na razie self-publishing. Powstanie być może giełda dobrych recenzentów i coś w rodzaju konkurencji. Wtedy recenzent, piszący streszczenia czy spoilery, nie będzie dostawał książek do oceny. A recenzenci skupią się na rzetelnej i wnikiwej ocenie książki, którą najpierw z uwaga przeczytają.
Tak się rozmarzyłam...
Przepraszam za przydługi wywód.
Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów
Tak się rozmarzyłam
Oczywiście, że wszystko podlega krytyce. Oby tylko konstruktywnej.
UsuńNatomiast jeśli chodzi o dobór recenzentów, to nie ma co tu ukrywać, chodzi o pieniądze. Na blogach zarówno wydawnictwa jak i autorzy robią sobie darmową reklamę. Teraz zawodowi recenzenci wylatują na bruk, bo nikomu nie opłaca się płacić profesjonalistom, skoro mogą mieć recenzje za darmo. A ich rzetelność i jakość odgrywa drugorzędną rolę. Niestety.
Pozdrawiam i życzę spełnienia marzeń
Najpierw wyskrobałąm długą wypowiedź, ale później jak na eunucha przystało siorbnęłam dobrego trunku i stwierdziłam, że nie warto drzeć kotów i do tego Was bloggerzy zachęcam, winny się tłumaczy, pamiętajcie.
OdpowiedzUsuńSkoro autorka wie jaki recenzent-blogger być NIE powinien niech sama się tym zajmię, na identycznej zasadzie co blogger krytykuje książki, zamiast zabrać się do pisania. Moim zdaniem uzasadniona analogia.
Popularne jest wylewanie wiadra pomyj na bloggerów, jeśli komuś to humor poprawia, droga wolna i smacznego.
Kasiek,
UsuńA gdzie Ty widzisz to wiadro pomyj? Krytykować można i książkę i recenzję. Czas, by blogerzy, piszący recenzje, też byli na to przygotowani.
Każdy robi jak uważa i kazdy ma prawo do własnego zdania. A ja mam takie, że nie podobają mi się streszczenia (chcę samodzielnie zapoznać się z treścią) i spoilery (chcę wiedzieć, kto zabił, po przeczytaniu kryminału, a nie przed). Taki mam kaprys.
Pozdrawiam i wyluzuj
A gdzie napisałam, że Ty wylałaś owo wiadro? Atmosfera w necie gęsta się robi i ostatnio zmasowany atak na blogerów.
UsuńNie podoba Ci się spojler ok. nie czytaj bloga z takowymi, lub napisz mejla.
A zresztą... nie masz pretensji w notce tylko o to...
I naprawdę jestem wyluzowana
Kasiek,
UsuńPrzepraszam, sądziłam, że te pomyje to o moim artykule, w końcu pod nim komentujesz.
Skąd mam wiedzieć, że recenzja zawiera spoiler? Na forach o grach komputerowych jest taki zwyczaj, że, gdy ktoś pisze coś z solucji, to w kwadratowych nawiasach pisze dużymi literami, że to spoiler.
Z tym zmasowanym atakiem na blogerów chyba trochę przesadzasz.
Pretensji nie mam, po prostu opisuję pewne zjawisko tak, jak to widzę.
Nauczona przykrym doświadczeniem, nie czytuję recenzji kryminałów. Na wszelki wypadek...
Pozdrawiam
Po przeczytaniu zaczęłam się zastanawiać: a na jakim poziomie jest mój blog? Czy jako licealistka jestem gorsza od jakiejś pani nauczycielki, która przeczyta książkę i ją opisze? Otóż nie wydaje mi się. Owszem, na pewno moje opisy książek (bo raczej do recenzji to temu jeszcze kaawałek) nie są jakieś megadługie, superprzemyślane i opisane od każdej strony jak zwykli to czynić recenzenci. Ja po prostu piszę trochę o treści, wyrażam swoje zdanie i piszę to, co myślę. To samo powiem mojej przyjaciółce, która zapyta o daną książkę. Nie staram się być na siłę inteligentna i oczytana ani nie pokazuję jak ja to wiele czytałam. Czytam tyle, ile chce i to co mi się podoba. A to, że są to dość krótkie opisy nie znaczy, że są gorsze od tych długich. Bo z reguły długie recenzje omijam szerokim łukiem-ile można rozwodzić się nad książką, która została już napisana, nie trzeba pisać kolejnej książki opisującej książkę, tylko, moim zdaniem, krótki komentarz. Bardzo często decyzję, którą książkę kupię lub przeczytam podejmujemy czytając zapowiedzi. Więc nie potrzeba nam suprextradługich opisów i wywodów, wystarczy krótka informacja i opinia. I właśnie tak piszę swojego bloga.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu komentarzy i posta stwierdziłam, że chyba nie wiem co tu robię i zaczęłam się zastanawiać, czy warto prowadzić bloga z recenzjami, które recenzjami nie są. Przemyślę to sobie.
Jeśli pozwolisz, napiszę w punktach, bo poruszyłaś kilka ważnych tematów.
Usuń1. Czy jako licealistka jestem gorsza od jakiejś pani nauczycielki, która przeczyta książkę i ją opisze?
Cóż, pewnie mniej od nauczycielki się uczyłaś. Ale "mniej" to nie znaczy "z mniejszym pożytkiem"
Żyjemy w takich czasach, że nauczyciel powinien udowodnić uczniom, że może ich czegoś nauczyć. Jeszcze w czasach moich rodziców wystarczyło, że sprał ich linijką po łapach. :-)
2. Owszem, na pewno moje opisy książek (bo raczej do recenzji to temu jeszcze kaawałek) nie są jakieś megadługie, superprzemyślane i opisane od każdej strony jak zwykli to czynić recenzenci.
Zawsze w szkole miałem problem z pisaniem "na długość". Pisałem, ile uważałem za stosowne, byle składnie.
W ostatnich latach coraz częściej spotykam się z głosami gimnzjalistów i licealistów, którzy mają problem z pracami pisemnymi, bo oczekuje się od nich długości a nie sensowności tekstów.
Otóż mówię to publicznie jako filolog i pisarz: długość nie jest kryterium. Liczy się sens. W dawnych wiekach Rzymianie na bardzo długą przemowę pewnego posła odpowiedzieli: "Zapomnieliśmy już, co mówiłeś na początku. A reszty nie rozumiemy, bo nie pamiętamy początku".
Ale w wymuszaniu długości pisania jest sens wychowawczy: trenuje się w ten sposób sprawność w pisaniu.
A zatem: trenuj sprawność, ale kiedy piszesz dla siebie - pisz tak, żeby najlepiej powiedzieć co myślisz. Czasem KRÓTKO znaczy NAJLEPIEJ.
Monaleasa,
UsuńJa też omijam szerokim łukiem długaśne recenzje i zgadzam się z Piotrem Olszówką, że nie w tym rzecz.
Nie jestem jakimś recenzenckim znawcą i, co zawsze pokreślam, kieruję się moimi doświadczeniami i subiektywnym odbiorem. Napisałam o tym, co mnie osobiście w blogowych recenzjach razi, tzn. streszczanie i spoilerowanie. Zwłaszcza to drugie jest dla mnie, jako autorki kryminałów, szczególnie naganne.
Pozdrawiam i zyczę sukcesów literackich (recenzja to także literacki gatunek)
Posłuchajcie, dyskutujecie bez wyznaczenia granic między blogiem "prywatnym" a blogiem "recenzenckim", zawodowym. A to w sumie łatwo rozróżnić...
OdpowiedzUsuńTak, granica jest bardzo prosta do przeprowadzenia, tylko jej przeprowadzenie nie leży w interesie obu stron: wydawcy i autora, autorki bloga. Na czym cierpią zwykle najbardziej autorzy książek.
Jeśli kupię książkę i napiszę o swoich wrażeniach podczas lektury - ok, to moja sprawa.
Jeśli jednak dostaję książkę od wydawnictwa - przepraszam wszystkich blogerów - to już jest co innego. To forma zapłaty wydawnictwa za profesjonalizm. Wydawca w takim przypadku może i powinien wymagać nie wrażeń, tylko recenzji. Choćby tego, żeby teksty nie były zrzynami z materiałów wydawniczych, świadczyły o przeczytaniu i ZROZUMIENIU książki.
Gdyby wydawca wymagał profesjonalnej recenzji napisałby do zawodowych recenzentów, a nie do zwykłych blogerów.
UsuńKiedy dostałam pierwszą książkę do recenzji od wydawnictwa, zastanawiałam się jak napisać tą recenzję, by wypadła ona w miarę profesjonalnie. Ale dlaczego tak niby miałoby być? Przecież nigdy nie pisałam profesjonalnie i skoro pomimo tego wydawnictwo zwróciło się do mnie z prośbą o recenzję, tzn. że im mój styl pisania odpowiada. Nie mają prawa oczekiwać profesjonalnej recenzji od blogera, który takich recenzji nie pisze. Jeśli chcą profesjonalizmu, niech piszą do profesjonalistów. Tyle.
Co innego, kiedy blogger sam pisze do wydawnictwa i zapewnia profesjonalizm w świadczonych usługach. Ale o tym nie będę się wypowiadać, bo sama do wydawnictw nigdy się nie zgłaszałam.
Takie rozróżnianie jakości recenzji dla siebie (swoich książek) i dla wydawnictwa świadczy o pewnej nieuczciwości blogera wobec czytelników bloga. Dlaczego książki od wydawnictw mają być lepiej traktowane niż książki z biblioteki czy z własnego księgozbioru? Może od wydawnictw mają być jeszcze lepiej oceniane?
Źle interpretujesz moje słowa. Nie chodzi mi o to, że część książek recenzujesz, a o części tylko opisujesz wrażenia. Mam na myśli blogi, których autorzy czy autorki dostają książki od wydawców. To już jest zawodowe.
UsuńA dostajesz książki od wydawców, bo oni sobie w ten sposób obniżają koszty reklamy. Przykro mi to pisać, ale tak jest.
Ja pisałam o tym wyżej, że wydawcom wygodniej i taniej jest wysłać książki do blogerów niż profesjonalistów.
UsuńJestem tego świadoma i świadomie się na to zgadzam.
Ale chyba to Ty źle zrozumiałeś moje słowa. Ja pisałam o blogach, na których są recenzowane książki otrzymane od wydawnictw. I nie wiem czemu określasz je zawodowymi. Przecież nie są one zawodowe (mój np. taki nie jest). Wśród tej całej masy blogów z recenzjami książek znam tylko dwa zawodowe (profesjonalne). Ale przecież, to nie o nich mowa w artykule.
głos na szybko do samego artykułu i własnych doświadczeń: przeniosłam się z recenzjami na bloga po tym, jak "moja" redakcja postanowiła zacząć zarabiać na recenzjach i pozbyć się mnie-niewygodnej z zespołu. Miałam zamiar założyć własną stronę, ale po namyśle stwierdziłam, że to zajmuje jednak zbyt dużo czasu, a blog daje mi ten komfort, że mogę ustawić kilka tekstów, żeby się dodawały w określonym czasie i nie muszę się wtedy martwić formatowaniem itp. Nie czuję się blogującą recenzentką, jestem po prostu recenzentką, a blog to tylko forma przedstawiania tekstów. Myślę, że ktoś powinien w końcu zapanować nad zalewem coraz to nowych blogów, bo potem niektóre wydawnictwa wrzucają wszystkich z blogami do jednego, dość krzywdzącego, worka. Nie chce mi się za każdym razem tłumaczyć, że blogerką nie jestem i nie mam nic wspólnego ze streszczającymi i spoilującymi gimnazjalistkami...
OdpowiedzUsuńIzabelo,
UsuńNie ma potrzeby się tłumaczyć przed kimkolwiek. Przecież każdy, kto przeczyta, sam oceni.
Wydaje mi się, że ten artykuł poruszył pewnie te osoby, których nie dotyczy...
Naszła mnie taka refleksja po komentarzu od Sardegny, której blog z recenzjami tak mi się osobiście podoba, że umieściłam na moim link.
Pozdrawiam
Ano chyba trzeba podejść do zagadnienia tak, jak Izabela: recenzent jest recenzentem, ze wszystkimi wynikającymi stąd zobowiązaniami do jakości.
UsuńCzy pisze na blogu, czy w czasopiśmie, to naprawdę bez znaczenia.
A co mają zrobić recenzenci-amatorzy?
Pisać rzetelnie, najrozumniej, jak potrafią.
Pamiętać przy tym, że fakt pisania recenzji nie daje nikomu patentu na nieomylność...
Kłopot tylko w tym, że ci recenzenci, którzy przejmą się taką radą - to nie są adresaci krytyki w artykule, o którym rozmawiamy.
A ci, do których te uwagi się odnoszą - raczej nie wezmą ich sobie do serca...
Bo jedno jest pewne: recenzowanie to nie jest zabawa dla każdego.
Nie mam zamiaru się tłumaczyć :). Problem w tym, że kiedy zwracam się do nowych wydawnictw, prezentując siebie jako recenzenta, część tych wydawnictw klasyfikuje mnie jako "blogera" ze wszystkimi niezbyt ciekawymi konsekwencjami takiego podejścia - i to przed tymi wtłaczającymi wszystkich w jedne ramki muszę się tłumaczyć... Zalew blogerek z przypadku bardzo psuje opinię tym, którzy próbują pisać recenzje rzetelne.
Usuń>Alicja Minicka
OdpowiedzUsuń"pisałam o osobach, które same uważają, że prowadzą blogi z recenzjami. A to powinno do czegoś zobowiązywać."
Jasne :-)) A co z osobami, które same uważają, że są pisarzami? :-))
***
>Izabela Mikrut
"Myślę, że ktoś powinien w końcu zapanować nad zalewem coraz to nowych blogów, bo potem niektóre wydawnictwa wrzucają wszystkich z blogami do jednego, dość krzywdzącego, worka."
Kto? Kto powinien zapanować? To jest bardzo precyzyjne pytanie.
I drugie: w jaki sposób ten ktoś powinien zapanować?
***
>Ekipa Gryzipiórka
Nie wiem, czy Wy wszyscy w jakiś sposób firmujecie każdy tekst na tym blogu, czy każdy działa na własną rękę. W każdym razie trochę paradnie to wygląda, kiedy Alicja Minicka napada na ludzi, którzy sobie o książkach piszą. Jakoś na tych ludzi Gutowska-Adamczyk nie napada. Pilipiuk nie napada. Dehnel nie napada. Wroński nie napada. No nie słyszałem, żeby napadali, a gdyby jednak napadali, to i tak z innych, niż Wasze, pozycji napadają.
Łapiecie?
:-)))
>Alicja Minicka
Usuń"pisałam o osobach, które same uważają, że prowadzą blogi z recenzjami. A to powinno do czegoś zobowiązywać."
Jasne :-)) A co z osobami, które same uważają, że są pisarzami? :-))
Wyrus, domagasz się odpowiedzi od innych. A co powiesz na to:
Otóż pisarzy weryfikuje najpierw wydawca. A potem rynek. Nie wystarczy sobie napisać, jeszcze trzeba wydać.
Żeby zostać blogerem czy blogerką, wystarczy skorzystać z gotowego szablonu na jednym z niezliczonych blogerotworów.
Kumasz różnicę?
Wydawca weryfikuje? Pfff... Serio?! W przypadku self-publishingu też?
UsuńIzusr,
UsuńOstatecznie weryfikują czytelnicy. I tradycyjne wydania i self-publishing. Na dobrą sprawę recenzja jest takim samym utworem, jak powieść czy wiersze. Z elementami self-publishingu. Istotne, moim zdaniem, jest to, że utwór idzie między ludzi. Po prostu recenzenci muszą się przyzwyczaić, że będą tak samo oceniani, jak każdy inny autor.
Tak na marginesie, mój artykuł nie jest bynajmniej pierwszym, krytycznym wobec blogerów recenzujących książki. I na pewno nie ostatnim.
Teraz to mam wrażenie, że Pani sama sobie zaprzecza. "Ostatecznie weryfikują czytelnicy." Weryfikują. Zgadzam się. I dzielą się swoją opinią (tudzież weryfikacją) na blogu, za co potem się na nich "krzyczy", bo miało prawo się nie spodobać. "Po prostu recenzenci muszą się przyzwyczaić, że będą tak samo oceniani, jak każdy inny autor." Ale o to właśnie chodzi! O to chodzi, że ten "każdy inny autor", a przynajmniej część autorów okazuje się zupełnie nieprzyzwyczajona do krytyki...
UsuńIzusr,
UsuńMasz prawo za krytykę literacką uważać streszczanie i spoilerowanie (bo o nich głównie jest mowa w moim artykule, może powinnaś go uważniej przeczytać.)
Ja do takiej "krytyki" nie mam najmniejszego zamiaru się przyzwyczajać.
Ponadto w komentarzach wyraźnie zaznaczyłam, że nie zajmuję się w moim artykule kwestią negatywnego czy pozytywnego oceniania książki. Daję recenzentom prawo do własnego gustu, jak każdemu czytelnikowi.
Do Ciebie należy wybór, czy dyskutujesz uczciwie, czy naginasz.
Pozdrawiam
Zacznijmy od tego, że nie nazywam blogowania krytyką literacką, bo to by była jakaś kpina.
UsuńI przeczytałam Pani artykuł bardzo uważnie (mam wrażenie, że aż za), o streszczaniu i spoilerowaniu znalazłam JEDNO zdanie: "Niektóre blogerki (przeważa płeć piękna) mylą recenzję ze streszczeniem. Zdarzają się teksty, w których streszczenie utworu lub niektórych jego wątków zajmuje więcej niż połowę postu." Faktycznie, jeśli sam autor nie wie o czym pisze, to nie ma nic dziwnego w tym, że czytelnicy nie rozumieją jego tekstów.
Pozdrawiam również :)
"Czytając blogowe recenzje, można odnieść czasami wrażenie, ze ich autorki piszą według jakiegoś szablonu, w dodatku niezbyt trafnego. Pisząc utwór, obojętnie, jaki, autor, nawet podświadomie, przekazuje jakby część siebie. Wyraża swoją indywidualność. Bo ona jest chyba najistotniejsza. A w recenzjach tej indywidualności, jest jak na lekarstwo. Jedna recenzja podobna do drugiej."
UsuńTen szablon zawiera też streszczanie. Widzę, że lubisz mieć podane na patelni. Skoro piszę, że streszczanie jest zmora większości pseudorecenzji i piszę o powtarzających się szablonach, to chyba zwiążek logiczny jest? To po pierwsze. Po drugie, nie napisałam, że artukuł jest tylko o streszczaniu i spoilerowaniu. Użyłam słowa "głównie". A to oznacza, że poruszam też inne kwestie.
Powiem szczerze. Usiłujesz wykazać, podobnie jak opisywane recenzentki, że jesteś od autora mądrzejsza. Ale nie za bardzo Ci wychodzi.
I jeszcze jedno. Komentarz, na który odpowiadałaś, zawierał przede wszystkim (to to samo co "głównie" i też nie oznacza "tylko") wyjaśnienie, że w artykule w ogóle nie odnoszę się do pzytywnej lub negatywnej oceny książki.
UsuńMoże warto, oprócz uważnego przeczytania tekstu, starać się go jeszcze zrozumieć?
Wyrus,
OdpowiedzUsuńNapad jest przestępstwem. Chyba powinieneś zgłosić to do prokuratury. Dobrze, że jesteś czujny, bo nikt oprócz Ciebie napadania nie dostrzegł. Bystrzacha z Ciebie! :-)))
Nie ma jak uciec w anegdotę; bardzo to literackie - furda tam merytoryczne argumenty, w końcu nie od tego są oświeceni Humaniści, a co dopiero Artyści.
UsuńNieprawdaż?
:-))
Wyrus,
UsuńBardzo mi miło,że moją żartobliwą odpowiedź potraktowałeś jako anegdotę. Ale to anegdota nie jest i obawiam się, że Twoja definicja merytorycznego argumentu pochodzi z tego samego podwórka.
W moim artykule piszę o osobach, które streszczają książki i wrzucają spoilery (na przykład pisząc, kto zabił w kryminale).
Ja uważam, że jest to zwykłe dyletanctwo. To moja opinia i mam do niej pełne prawo. Więcej, mam prawo napisać na ten temat artykuł.
Ty, natomiast, możesz pozostać przy swoim zdaniu, a bohaterki mojego artykułu mogą nadal pisać streszczenia i spoilery. Pełna wolność. Czyż to nie wspaniałe? .).).)
"W moim artykule piszę o osobach, które streszczają książki i wrzucają spoilery (na przykład pisząc, kto zabił w kryminale). Ja uważam, że jest to zwykłe dyletanctwo."
UsuńOK, kumam, a na dodatek zgadzam się z Tobą - to jest zupełne dyletanctwo.
***
Moim zdaniem nie rozumiesz, o co biega i dlatego zabawnie podskakujesz. Otóż biega o to, że w ogóle to, iż ludzie piszą sobie na swoich blogach coś tam o książkach, jest dla Ciebie problemem ważnym na tyle, że aż tekst o tym problemie napisałaś i powiesiłaś. Proponuję coś takiego: jeżeli czytałaś "Powieść" [The Novel] Jamesa Michenera, to ją sobie przpomnij; jeżeli nie czytałaś, to przeczytaj. Tuszę, bo widzę w Tobie niemały potencjał, że jeśli sobie przypomnisz to, co w tej książce Michener powiedział (albo się tego dowiesz), to przestaniesz się przejmować blogami, piszącymi licealistkami, recenzjami i resztą tego, co nie jest istotne dla Artysty.
Trzymam kciuki :-)
Wyrus,
UsuńNapisałam, bo lubię pisać. Mam na koncie kilkadziesiąt takich artykułów, na różne tematy. Piszę o tym, co zaobserwowuję. Wyciągasz powierzchowne i pochopne wnioski.
Idąc tokiem Twojego rozumowania, musiałeś bardzo przejąć się moim artykułem, skoro o nim piszesz. Ale, wierz mi, nie wszyscy tak mają.
"Moim zdaniem nie rozumiesz, o co biega i dlatego zabawnie podskakujesz."
Wypowiedzi na takim poziomie nie są dowodem na polot i dowcip. Raczej na co innego. Na co, taktownie przemilczę.
Komentarze powinny odnosić się do treści artykułu, a nie do mojej osoby.
Łapiesz?
"Wypowiedzi na takim poziomie nie są dowodem na polot i dowcip. "
UsuńNie są, bo nie miały być.
Dobra, rozdrabniamy się, więc może wróćmy do istoty sprawy. Napisałem tak: - Jakoś na tych ludzi Gutowska-Adamczyk nie napada. Pilipiuk nie napada. Dehnel nie napada. Wroński nie napada. No nie słyszałem, żeby napadali, a gdyby jednak napadali, to i tak z innych, niż Wasze, pozycji napadają.
Masz jakąś sensowną eksplikację tego, że wymienieni na blogerów nie napadają, a Ty napadasz?
Czy może takiej eksplikacji nie masz?
Wyrus,
OdpowiedzUsuńJednak nie łapiesz.
OK, to już nie będę pytał czy umiesz wyjasnić to, że Gutowska-Adamczyk na ludzi nie napada, Pilipiuk nie napada, Dehnel nie napada, Wroński nie napada, a Ty napadasz.
OdpowiedzUsuńI nie jest istotne, czy umiesz odpowiedzieć, czy nie - istotne jest to, że już odpowiedzieć nie możesz, co widzi każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie.
Wyrus,
OdpowiedzUsuńSłyszałeś o logice?
Żeby tłumaczyć się z napadania na kogoś, musiałabym najpierw potwierdzić, że napadam. A ja nie potwierdzam. Twoje pytanie jest bezsensowne. Uroiłeś sobie, że ja na kogoś napadam i jeszcze żądasz abym to urojenie uzasadniała. Nie jestem psychiatrą.
Dyskusja dotyczy argumentów lub kontrargumentów do zawartych w nim tez. O napadzie można by ewentualnie mówić, gdybym kogoś oczerniała. A Ty zgodziłeś się z tym, co napisałam.
W gruncie rzeczy sprawa jest prosta. Mój artykuł ma prawo zaistnieć w sieci dokładnie w takim samym stopniu, jak teksty blogerek.
Ciekawe tylko, czy starczy Ci oleju, by tę prostą kwestię zrozumieć?
Jak chcesz podyskutować o TREŚCI ARTYKUŁU, proszę bardzo. Ale jak znowu będziesz wyskakiwał z "napadami", to sobie Ciebie podaruję. Są pewne granice a ja wykazałam wystarczająco dużo cierpliwości.
"Mój artykuł ma prawo zaistnieć w sieci dokładnie w takim samym stopniu, jak teksty blogerek. "
OdpowiedzUsuńJasne, że tak.
***
"Ale jak znowu będziesz wyskakiwał z "napadami", to sobie Ciebie podaruję."
Nie ma sprawy.
:-))
Zgadzam się z artykułem w stu procentach. Dawno chodziło za mną żeby coś takiego napisać. Poruszyłaś prawie wszystkie kwestie, które mnie osobiście denerwują na blogach recenzenckich. Oprócz tego denerwują mnie jeszcze błędy ortograficzne pojawiające się coraz częściej. Nie mówię o literówkach, końcówkach czy "czeskich pomyłkach"ale o ordynarnych ortografach. Nie dalej jak dziś przeczytałam na blogu uznanej recenzentki zdanie: "kupię tę książkę jak tylko się ukarze". Brak słów...
OdpowiedzUsuńSama piszę opinie o książkach na moim blogu i choć w tytule bloga mam słowo "recenzja" to raczej skłaniam się ku opiniom. Nie piszę wydumanych tekstów o czytadłach ani paraliterackich esejów o wybitnych dziełach. Raczej staram się opisać uczucia, które towarzyszą mi przy czytaniu. Mimo, że mam wykształcenie humanistyczne, jakąś wiedzę o literaturze, a książki czytam od najmłodszych lat nie pokuszę się nigdy o paraliteracką ocenę czyjegoś dzieła, ani o tekst czysto krytyczny, bo uważam, że nie mam do tego kompetencji. Śmieszą mnie tego typu wpisy na blogach, których autor obraca się w kręgu pospolitych czytadeł, romansideł czy wręcz najniższych lotów harlequinów, a recenzje pisze jakby to było nie wiadomo jak olśniewające dzieło. A pod spodem w komentarzach ma same pochwały. Denerwuje mnie też pisanie tylko i wyłącznie pozytywnych opinii, bo recenzentka np zna autorkę i boi się ją skrytykować (a nuż nie dostanie kolejnego gratisowego egzemplarza). Jeśli widzę na blogu długą listę różnorakich wydawnictw współpracujących z blogerką to też staram się takie miejsca omijać szerokim kołem. Uważam, że nie ma na świecie człowieka, któremu podoba się każdy rodzaj literacki i każdy gatunek.Ostatnio na jednym z blogów znalazłam taką oto zachętę do współpracy: "Chętnie podejmę współpracę z każdym wydawnictwem, jestem otwarta na propozycje, potrafię w każdej książce znaleźć coś dobrego" Takim pseudo-recenzentom z góry dziękuję. Nie mam ochoty czytać recenzji o tym, że książka gniot, ale za to okładka przepiękna i dlatego warto ją kupić.
Inną kwestią jest, że coś, co komuś się podoba mi może zupełnie nie przypaść do gustu, a wtedy taki recenzent dostaje szału. Zdarzyło mi się w komentarzach kilka razy wyrazić konstruktywnie wyargumentowane zdanie odmienne od opinii recenzenta. Najczęściej w konsekwencji otrzymywałam obraźliwe maile lub złośliwe komentarze. Dlatego twierdzę, że blogowi recenzenci nie potrafią przyjmować krytyki i dlatego też bardzo sporadycznie komentuję blogowe wpisy.
Jeśli pozwolisz podlinkuję Twój tekst w poście na moim blogu.
Pozdrawiam.
Anka,
UsuńDziękuję za zainteresowanie i miłe słowa. Tekst możesz podlinkować, sądzę, że warto poinformować o Gryzipiórku. Polecam Twojej uwadze zamieszczone tu ciekawe felietony, opowiadania i recenzje. Może któreś z opowiadań zrecenzujesz?
Pozdrawiam serdecznie
Moim zdaniem osoba, która popełnia tak rażące błędy interpunkcyjne (m.in. "mimo, że" i przecinek przed "ani"), nie powinna się tak oburzać na "ordynarne ortografy" u innych.
UsuńKrytyka blogerów piszących o książkach nie jest bezpodstawna, ale nie rozumiem, dlaczego wrzuca się wszystkich do jednego worka.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńElenoir,
UsuńNie wrzucam wszystkich do jednego worka.
"Nieliczni jedynie twórcy recenzji starają się o rzetelność i merytoryczną i warsztatową."
Czyli to, co napisałaś, nie jest zgodne z prawdą. Bardzo nie lubię przeinaczania moich słów.
Co do błędów (wiem, że to było do Anki) to masz rację, że powinno się ich unikać. Ale czasami się zdarzą. Ja, na przykład, mam nieraz wątpliwości z przecinkami.
Ssobiście wolę ciekawą recenzję, z indywidualnym podejściem do utworu, niż poprawne pod względem ortografii i gramatyki streszczenie (juz nie wspominając o spoilerach).
Pozdrawiam
Eleinor,
Usuńnapisałam jeden komentarz na temat Twojej wypowiedzi, który usunęłam, bo pomyślałam, że nie ma sensu wdawać się w dyskusje, kto jakie błędy popełnia i w jakiej ilości. (szczerze mówiąc Twoje wpisy też nie są od nich wolne. Ale... przejrzałam twojego bloga i dawka megalomanii i "nieomylności", jaką tam prezentujesz, mnie po prostu powaliła...Kobieto, czepiasz się wszystkiego i wszystkich, zaczynając od autorów popularnych powieści (Agnieszka Lingas-Łoniewska), na uznanych autorytetach polonistycznych kończąc (prof. Jerzy Bralczyk). To, że Ty czegoś nie rozumiesz, nie znaczy, że to jest niezrozumiałe. A sugerowanie komuś, żeby przestał pisać to już jest szczyt, no właśnie czego? Dla mnie nie tylko megalomanii, ale pewnego rodzaju bezczelności. Nawet profesjonalni recenzenci tego nie czynią.Zarzucasz autorom stosowanie kolokwializmów i mowy potocznej, a tymczasem sama ich używasz w swoich postach w dużych ilościach. Co to za podwójne standardy? Jeden może, drugi nie? A nie zastanowiłaś się, że to może być celowy zabieg stylistyczny?
Według mnie Tobie się krytyka myli z krytykanctwem.
Teraz już wiem, dlaczego oburzasz się o wrzucanie wszystkich recenzentów do jednego worka. Bo Ty czujesz się od nich lepsza, co według mnie nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. jesteś takim samym recenzentem-amatorem, jak każdy inny bloger. Może Twoje recenzje są bardziej przemyślane i głębsze, ale negatywna wymowa, która z nich przebija nie dodaje im profesjonalizmu, a wręcz zniechęca do dalszego czytania.. Mam wrażenie, że Ty nie czytasz dla przyjemności, tylko po to, by skrytykować. Na siłę szukasz błędów, żeby je potem z satysfakcją wypunktować. Tak jest w każdej Twojej recenzji. Tylko czy na pewno o to chodzi w recenzowaniu? Moim zdaniem, nie.
Weź pod uwagę, że nie ma osób nieomylnych, idealnych. "Jesteśmy tylko ludźmi, a nie Aniołami".
Pozdrawiam
Elenoir,
UsuńZ ciekawości zajrzałam na Twój blog i muszę Ci powiedziec, że bardzo mi się podoba. Z zainteresowaniem przeczytałam recenzję z "Planu Sary", którą mam w moich najblizszych planach czytelniczych. Trochę za dużo piszesz o samej fabule, to, oczywiście, tylko moja prywatna opinia, wyjątkowo tego nie lubię. Zobaczę, czy moje wrażenia z lektury będą zblizone do Twoich.
Gratuluję bloga i pozdrawiam
Anko, nie chcę zaśmiecać tej dyskusji rozpisywaniem się o moim blogu i udowadnianiem Ci, że nie masz racji (poza stwierdzeniem, że i ja popełniam błędy). Osoby trzecie, które chcą sobie wyrobić zdanie na ten temat, zapraszam do źródeł. Konia z rzędem temu, kto doszuka się na moim blogu potępiania kolokwializmów czy krytykowania prof. Bralczyka.
UsuńAlicjo, wielu blogerów pisujących o książkach nie tworzy recenzji, raczej zapisuje swoje wrażenia. Nasze teksy są bardzo subiektywne, w ogóle nie czujemy się zobowiązani do przestrzegania jakichkolwiek reguł rządzących tym gatunkiem. Nie należy się spodziewać, że wpis na blogu będzie przypominał prasową recenzję. Tu, wydaje mi się, tkwi źródło nieporozumień między blogerami "książkowymi" i resztą świata:).
UsuńZdanie o wrzucaniu wszystkich do jednego worka nie odnosiło się bezpośrednio do Ciebie, po prostu wielu komentatorów wypowiedziało się w tym tonie.
Eleinor,
OdpowiedzUsuńJezeli ktoś wrzuca swoją twórczość do sieci, prowadzi bloga, to musi się liczyć z ewentualną krytyką. Jest taka sama reguła i dla autorów książek i dla tych, co o tych książkach piszą, obojętnie, czy nazwą to wrażeniami z lektury czy recenzją.
Ja osobiście najbardziej cenię sobie właśnie wrażenia. Gdy ktoś nie chce być oceniany i krytykowany, to jest tylko jeden sposób, pisać do szuflady.
Nie wiem czy to pod wpływem Twojego artykułu, ale na kilku blogach z recenzjami nie tylko książek, ale również filmów zauważyłam w tytułach recenzji mniej więcej takie sformułowania "...,uwielbiam spojlery". Np.: "Królewna Śnieżka i Łowca (oczywiście, że są spoilery)", "Gra o tron" (spojleruję, bo lubię)". Swoją drogą -spojleruję- co to za wyraz! Jak widać niektórzy "recenzenci" są dumni ze swoich spojlerów i ile tekstów by się o tym nie napisało i tak do niewielu dociera co chciało się przez tekst powiedzieć.
UsuńAnka,
UsuńMyslę, że najbardziej skrzywdzone są te osoby, które piszą uczciwie i rzetelnie, wnoszą do recenzji swoje własne wrażenia, przekazują coś indywidualnego.
Ze względu na nie, chciałabym, by coś się zmieniło. By Autorzy (i Wydawnictwa) przestali dawać książki do oceny pierwszej z brzegu blogerce i zaczęli uważnie się tym blogom przyglądać, by wybrać najlepszych. To chyba jedyny sposób.
Pojawiły się już pierwsze jaskółki, do Autorów zaczyna docierać, że blog blogowi nierówny. To kwestia tylko przełamania pewnych stereotypów.
A swoją drogą, cieszę się z tego, co napisałaś o komunikatach na blogach. To uczciwe ze strony blogerek. Kto nie chce czytać spojlerów (na przykład, ja) ominie taką recenzję szerokim łukiem. Brawa dla tych blogerek!
UsuńPani Alicja Inkwizycja ;)
OdpowiedzUsuńTo ja poproszę o "Indeks blogów zakazanych"...
Anonimowy,
UsuńNie widzę związku zmoim artykułem. Nie sądzę, aby na jego podstawie można było wysnuć wniosek, że coś komuś narzucam. Generalnie sprzeciwiam się spoilerowaniu i streszczaniu. Jeżeli komuś one nie przeszkadzają, to jego sprawa.
Zaręczam, że tylko do Ciebie należy decyzja, co czytasz w sieci. Ja nai nie mam na to wpływu ani mnie to nie interesuje.
Pozdrawiam i zachęcam do bardziej konstruktywnych wypowiedzi.
A w jakim celu napisała Pani ten artykuł? Skoro sprzeciwia się Pani spojlerom i streszczaniu i - dodatkowo - zaręcza Pani, że to od Pani zależy, co Pani czyta w sieci, to może po prostu lepiej omijać takie blogi? Po co pisać o nich artykuł?
UsuńPani nie ma wpływu na to co ludzie czytają w sieci ani Pani to nie interesuje, myśli Pani, że nas interesuje to, co Pani czyta? I czy się Pani z tym zgadza czy nie? Coś tu nie gra... Jeszcze raz zapytam, skoro Pani ma takie podejście ("Zaręczam, że tylko do Ciebie należy decyzja, co czytasz w sieci. Ja nai nie mam na to wpływu ani mnie to nie interesuje.") to w jakim celu powstał artykuł? Czy uważa Pani, że skoro ją nie obchodzi, co czytają w sieci inni, to czy innych obchodzi co czyta Pani?
Witam, pani Alicjo, a jakie ma Pani kompetencje do pisania jaka winna być recenzja, a tym bardziej (o zgrozo!) recenzent? Szkoła Ekonomiczna takowe daje?
OdpowiedzUsuń"Chyba pisania i recenzowania nie powinno się łączyć. Widzę tu potencjalną możliwość wpadnięcia w pułapkę swoistego nepotyzmu."
napisała Pani Alicja, autorka trzech powieści, recenzentka...
Pozdrawiam,
Maja
Maju,
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz odpowiadam. Nie przypuszczałam, że jeszcze ktoś tu zajrzy.
W moim profilu na Gryzipiórku nie ma informacji, że jestem recenzentką. I ja sama nigdy się za takowa nie uważałam i nie uważam. Zamieszczone tu moje opinie o książkach umieszczono w dziale "Recenzje", więc masz prawo sobie pokpiwać.
Piszę o książkach dobrze, bo czytam tylko takie, które mi się podobają. Recenzent to jednak coś więcej. Tak uważam.
Tym nie mniej, muszę, przynajmniej częściowo, zgodzić się z Tobą.
Pozdrawiam