26 grudnia 2012

Dobroczynność - ile z niej zostało?



                                    

W te ciepłe święta, trochę samotnie spędzane w Krakowie, naszła mnie pewna myśl, kiedy po raz kolejny słuchałam jednej z moich ulubionych piosenek Georga Michaela
Praying for time. Kto zna, wie dobrze, jak silne oddziaływanie ma tekst tego utworu, zwłaszcza w takie dni, jak Boże Narodzenie. Od pięciu miesięcy mieszkam w pięknym grodzie Kraka i muszę powiedzieć, że jest to miasto przyjazne, urodziwe i całkiem sympatyczne, pomińmy już największe zanieczyszczenie powietrza w całej Polsce. W tym mieście wciąż coś się dzieje, jest teatr, są wystawy, wernisaże, koncerty, co dla takiej małomiasteczkowej istoty jak ja, jest nie lada rarytasem. Nie ma możliwości  żeby się nudzić, zawsze jest coś do zobaczenia. Jest jednak jedna strona Krakowa, która niemalże na każdym rogu ulicy daje o sobie znać. Nigdy, w żadnym miejscu na w Europie, a mieszkałam już w kilku, nie widziałam takiej ilości kloszardów. Nie mylmy pojęcia „kloszard” z ulicznymi grajkami, którzy, choć często pozbawieni talentu, jednak coś tam sobie brzdąkają, nikomu się nie narzucając. Wśród nich zdarzają się też perełki, jak młody chłopak śpiewający często na Plantach przy akompaniamencie gitary, czy dwaj chłopcy w wieku zaledwie sześciu, czy siedmiu lat, którzy pięknie grają na skrzypcach. Jednak to nie oni są udręką miasta, a raczej jego ozdobą, czego nie można powiedzieć o całej masie żebraków, zaczepiających miejscowych i turystów na Rynku Głównym, ale również w innych częściach miasta – właściwie nie ma tu żadnych granic. Często – o zgrozo – są to małe, umorusane dzieci, wyciągające brudne rączki po symboliczną złotówkę. I teraz pojawia się dylemat – dać, czy nie dać? Nie dać, bo jeśli dam każdemu, kto mnie zaczepia, a zaczepia mnie ktoś co krok, to sama niedługo będę musiała żebrać. Ale jak tu nie dać dziecku? Martwi mnie to, że przecież te dzieci nie wpadły same na to, żeby prosić o pieniądze. Ktoś je tego nauczył, ktoś pokazał jak i – przede wszystkim – ktoś od nich bierze te wyżebrane pieniądze. Gdzie ostatecznie ląduje ta moja złotówka? Czy oby na pewno nie u ojca – pijaka, który wyda ją wiadomo na co? Mam z tym problem, nie potrafię przejść koło takich przypadków obojętnie, bo kiedyś zrobiłam coś, czego sobie jeszcze długo nie wybaczę. 
Był to początek dwudziestego pierwszego wieku, mieszkałam wtedy w Luksemburgu i niewiele ukrywając, harowałam jak wół, na czarno, w jakiejś chińskiej, włoskiej, portugalskiej, czy hiszpańskiej restauracji. I oto na święta los się do mnie uśmiechnął – wreszcie dostałam wolne i mogłam spokojnie pojechać na Boże Narodzenie do domu. Szczęście moje sięgało zenitu, jako że jako jeszcze dość smarkata dziewuszka, mocno mi się tęskniło za maminą spódnicą. Dzień przed Wigilią miałam wcześnie rano autobus do Wrocławia, wstałam więc podekscytowana i spieszyłam się, by zdążyć na dworzec. Na dworze lał deszcz, a ja z walizką na kółkach przemierzałam Avenue de la Liberte – czyli, o ironio, Aleję Wolności. I wtedy zaczepił mnie młody mężczyzna, Francuz. Był elegancko ubrany, zadbany, wyglądał na oko na trzydzieści dwa lata. Spytał, czy nie miałabym jakiś pieniędzy, bo ukradziono mu portfel, a on właśnie chciał jechać do domu do Francji, na święta. Rzuciłam mu zimne, oschłe: „NIE”. Nauczona, że „żebrakom się nie daje”, po prostu zignorowałam tego człowieka i poszłam dalej. Lecz to, zobaczyłam w jego oczach na sekundę zanim się odwróciłam, prześladuje mnie do dziś. Ten człowiek nie był żebrakiem. Jego wzrok, jego głębokie rozczarowanie nie kłamało – mężczyzna mówił prawdę, dopiero po jakimś czasie zdałam sobie z tego sprawę. Mogłam mu dać te pieniądze. Powinnam była. Mogłam. Jaki z tego wniosek? Dobroczynność jest dziś przereklamowana i wyświechtana na wszystkie strony. Z drugiej strony ilość żebrzących i ich podejrzane motywy – te dwie rzeczy sprawiają, że przechodzimy obojętnie obok tych, którzy naprawdę potrzebują. Ale jak ich odróżnić? Pozwólcie, że na koniec przytoczę tłumaczenie piosenki, która zmusiła mnie do myślenia i przywołała stare wspomnienia: 




Modląc się o czas 


To są dni szczodrości
Możliwe, że ostatnie
Rozejrzyj się teraz wokoło
To są dni żebraków i tych, co mają w bród

To jest rok głodującego człowieka
Jego miejsce jest w przeszłości
Ręka w rękę z ignorancją
I uzasadnionymi wykrętami

Bogaci ogłaszają się biedakami
A większość z nas nie ma pewności
Czy nie mamy zbyt wiele
Lecz mimo to zaryzykujemy
Bo Bóg przestał się interesować
Wydaje się, że gdzieś po drodze
Puścił nas wszystkich samopas
Odwrócił się a wszystkie Boże dzieci
Uciekły tylnym wyjściem

Tak trudno kochać, o ile więcej jest powodów do nienawiści
Trzymając się nadziei
Gdy o żadnej nadziei nie ma mowy
A urażone niebiosa nad nami mówią, że jest już o wiele, wiele za późno,
Więc może powinniśmy wszyscy modlić się o czas

To są dni pustych rąk
Och, trzymasz się, czego tylko się da
A dobroczynność to płaszcz, który zakładasz dwa razy do roku

To jest rok winnego człowieka
Twa telewizja wciąż to nadaje
I zdajesz sobie sprawę, że to, co wydawało się dalekie jest tuż obok

Więc krzyczysz przez swoje drzwi
"To, co mam jest moje, a nie wasze.
Być może mam zbyt wiele, ale zaryzykuję
Bo Bóg przestał się interesować"
Trwasz przy rzeczach, które ci sprzedano.
Czy zakryłeś oczy, gdy usłyszałeś
Że On nie może powrócić
Bo nie ma dzieci czekających na Jego powrót

Tak trudno kochać, o ile więcej jest powodów do nienawiści...
Trzymając się nadziei, gdy o żadnej realnej nadziei nie ma mowy.
A urażone niebiosa nad nami mówią, że jest już o wiele za późno,
Więc może powinniśmy wszyscy modlić się o czas 

George Michael 
Praying for time

                                                                                             Agnieszka Turzyniecka

2 komentarze:

  1. Masz rację, ciężko dziś odróżnić wyłudzaczy od prawdziwie potrzebujących... ja też mam z tym problem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy ma z tym problem podejrzewam. Może trochę uspokoic sumienie dawanie na konkretną, sprawdzoną organizację dobroczynną, która da to naprawde potrzebującym, a nie tym, którzy wydzadzą na alkohol np. ale to tez nie jest pewnik.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!