24 maja 2012

Dzika energia - Marina i Siergiej Diaczenko - recenzja Karoliny Dyja


Szczerze mówiąc, nigdy nie lubiłam fantastyki. Rozczarowałam się Władcą Pierścieni, nie polubiłam Hobbita. Od tamtej pory raczej omijałam literaturę tego typu.
Przygoda z Dziką energią zaczęła się od piosenki (śpiewa ją Rusłana Łyżeczko, zwyciężczyni Festiwalu Eurowizji sprzed ośmiu lat). Przeglądając komentarze pod filmikiem na Youtube dowiedziałam się, że teledysk i sam utwór są inspirowane powieścią Mariny i Siergieja Diaczenków. Ciekawość przezwyciężyła uraz do fantastyki – kupiłam książkę.
Zaczyna się zwyczajnie. Młoda dziewczyna wprowadza nas w swoje życie. Poznajemy Miasto, tajniki pracy piksela, uczestniczymy w wielkim widowisku energetycznym oraz tak zwanej „godzinie energii” – czasie, kiedy całe miasto podłącza się do gniazdek, pobierając swoje pakiety energii życiowej na kolejny dzień. Mieszkańcy są częścią olbrzymiej machiny, zależni od nieludzkiego systemu nagród i kar. Tylko wieczorami, w zaciszu swoich domów, szeptem opowiadają sobie baśniowe historie o Zakładzie, który rozprowadza energię. Wierzą, że w tym miejscu wszystkim żyje się lepiej…
Główna bohaterka jest szczęściarą. Pracuje na prestiżowym stanowisku piksela, a pracodawcy ją doceniają. Nie musi martwić się o porcję energii na kolejny dzień. Mimo tego nie waha się w obliczu nieszczęścia przyjaciółki: Ewa została ukarana za pomyłkę w czasie energetycznego widowiska. Łania ryzykuje wszystko, co ma – a jednak pomaga.
Czemuś ty taka… dzika? – pyta ją nieznajomy na ulicy. To słowo staje się kluczowe.
Śmierć przyjaciółki, spotkanie z Rimusem i pobyt w gnieździe Przepiórki i jej rodziny zmieniają życie bohaterki na zawsze. Łania dowiaduje się, kim jest, zdaje sobie sprawę, jak jałowe było do tej pory jej życie.


Zasiedziałaś się na dole. Idź do góry, Dzikusko - radzi jej Rimus. Dziewczyna idzie za jego radą: rozpoczyna poszukiwania rytmu. Wszystkie późniejsze działania mają jeden cel: odnaleźć siebie i swoją indywidualność wśród wszechobecnej syntetyki. Łania nie zadowala się łatwymi rozwiązaniami. Nie ustaje w poszukiwaniach. Odnajduje Dziką Energię. Od tej pory jest niezależna od Zakładu.
Jak główna bohaterka sobie dalej poradzi, przeczytajcie sami, duża doza zaskoczenia nie pozwoli oderwać się od książki.
 Pisarskie małżeństwo z Kijowa zaskoczyło mnie w bardzo pozytywny sposób. Wciągnęłam się w świat Łani dzięki dynamicznej akcji i ciekawym, a jednocześnie zaskakująco prostym opisom. Niezauważalna wręcz obecność muzyki tylko dodaje książce uroku. Tworzy inspirującą powieść – rytm. Wspomniana na początku piosenka Dyka enerhija to jeden z kilku przykładów wykorzystania książkowych motywów.
Kolejnym plusem Dzikiej energii jest kreacja głównej bohaterki. Łania to postać niesamowicie wiarygodna i ludzka. Przeżywa wiele rozterek, popełnia błędy, czasem przecenia siły. Polubiłam ją za dobre serce i indywidualność. Słowa Rusłany charakteryzują ją najlepiej jak mogą: Im więcej oddasz swojej siły innym , tym silniejszym się stajesz, bo generatorem Dzikiej Energii jest twoje własne serce. A ono nigdy się nie zatrzyma.
Dzika energia to świetna propozycja dla tych, którzy szukają w fantastyce czegoś nowego. To nie kolejna baśniowa opowieść o magach, elfach i bohaterach. Przedstawiona w nietypowy sposób, skłania do refleksji: czy jestem jak sintety idące na łatwiznę, czy raczej biorę przykład z Łani i szukam mojej własnej Dzikiej Energii?