5 czerwca 2012

Czy jestem za młody, by pisać? - Piotr Olszówka

                            Writing

Tytułowe pytanie pada dość często. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że pisarz jest od pisania swoich historii a nie od zachęcania ewentualnych debiutantów do potencjalnej twórczości - zatem zupełnie naturalna jest odpowiedź: "Jak masz wątpliwości, to nie pisz i nie zawracaj głowy".
Zarazem jest to odpowiedź okrutna - ostatecznie pyta człowiek potrzebujący pomocy. Zanim się go odeśle do diabła - wypada pomóc choć trochę... w końcu każdy piszący kiedyś zaczynał.
Ale uwaga: człowiek, który zdecyduje się pisać i publikować - oddaje swoje intymne myśli przypadkowym i obcym osobom, które bardzo często dobiorą się do nich bez sentymentu. Odporność jest pisarzowi potrzebna bardziej niż ten mityczny talent - brak talentu nie prowadzi do załamania psychicznego.
Aby potencjalni pisarze, którzy zechcą skorzystać z poniższych porad, mogli rozwinąć sobie tę odporność chociaż trochę - ujmę temat nieco złośliwie. Pamiętajcie, że na pewno spotkacie o wiele bardziej przykrego czytelnika, przynajmniej jednego na stu.
Zatem od początku: co to znaczy "za młody", co jest potrzebne, żeby pisać, od czego właściwie są pisarze i co się kryje za tytułowym pytaniem... A raczej: co w tym pytaniu może zobaczyć obcy człowiek nagle poproszony o opinię?
Starość teoretycznie powinna pociągać za sobą dojrzałość i doświadczenie. Nie zawsze tak jest, ale tego się właśnie spodziewamy - czyli człowiek stary wedle oczekiwań powinien być lepszym pisarzem niz młody. Chciałoby się przyjąć, że można być za młodym, ale nie za starym. To teoria, w praktyce człowiekowi staremu często wyobraźnia nie służy a do tego w wieku podeszłym często już się nie chce wielu rzeczy i to jest właśnie wskazówka: jeśli już nie chce się nam pisać, to znaczy, że jesteśmy za starzy i nie warto zawracać głowy sobie i innym tym tematem. Ale człowiek, któremu się nie chce - zazwyczaj nie pyta o radę.


Skoro pytamy, czy nie jesteśmy za starzy, to znaczy, że nie. Po co się tym martwić?
Ale co z byciem za młodym w takim razie?
Pisanie wymaga pewnej dojrzałości - nie tyle w sensie wieku czy życia, co po prostu dojrzałości do pisania. Chris Paolini zaczął poważnie pracować nad Eragonem w wieku piętnastu lat - chociaż dzieło nie należy do wybitnych, jednak możemy przyjąć, że autor właśnie wtedy dojrzał do twórczości. Dla odmiany wśród pisarzy, których znam osobiście, wielu jest w wieku poważnym, a zaczynali pisać na emeryturze - jednakże mają oni wyobraźnię żywą i aktywną a fantazję bujniejszą niż niejeden dwunastolatek. Przykłady można mnożyć długo, bo dojrzałość do pisania nie ma wiele wspólnego z datą urodzenia, chociaż życiowa dojrzałość pomaga w samej pracy pisarza: pozwala patrzeć na siebie i swój "wyrób" z dystansem i krytycyzmem. Ale gdzie nie pomaga życiowa dojrzałość?
Tylko po czym w takim razie poznać, że dojrzeliśmy do pisania? To akurat jest bardzo łatwe: jeśli od napisania swojej opowieści nie możemy się powstrzymać, to znaczy, że już trzeba to zrobić.
Może nasz tekst zachwyci czytelników a może pojadą po nas jak Małysz po skoczni - to już kwestia dojrzałości naszego warsztatu. Jeśli na pisaniu nam zależy, to będziemy go rozwijać. Jeśli nie - wycofamy się po pierwszej próbie. Warto pamiętać, że dojrzałość warsztatu, a dojrzałość do pisania to dwie różne rzeczy. Pierwszą możemy, a raczej: musimy wypracować. Druga przychodzi z całego naszego życia - nie przeszkadza, jeśli to życie było jeszcze stosunkowo krótkie, byle nie udawać starszego i mądrzejszego niż się jest.
Inaczej mówiąc - lepiej jest pisać o rzeczach, które się rozumie. Doświadczenia macierzyńskie wymyślone przez faceta czy trzynastoletnią dziewicę mogą mieć mnóstwo wdzięku, ale będą na swój sposób śmieszne, a czasami straszne. Młody (albo młodociany) pisarz powinien stale mieć przed oczami hasło: GADAŁ ŚLEPY O KOLORACH. To oszczędza wiele przykrości i upokorzeń.
Tych ostatnich oszczędzi nam umiejętność pisania, czyli dojrzałość warsztatowa. I od razu mówię z własnego doświadczenia: na to nigdy nie jest się za młodym, im wcześniej człowiek zacznie pisać, tym więcej będzie miał czasu na naukę. Ja sam zacząłem wymyślać swoje historie około dwunastego roku życia, na szczęście nie przyszło mi do głowy, żeby je jakoś utrwalać i nie mam w związku z tym powodu, żeby się ich wstydzić. Dzięki temu, że przez cały czas ćwiczyłem, nauczyłem się nieźle pisać na długo przed pierwszym dobrym pomysłem na fabułę. W moim wypadku dojrzałość warsztatowa wyprzedziła gotowość do opowiadania. Sytuacja odwrotna jest dla piszącego bardzo trudna, dlatego każdy powinien pisać jak najwcześniej i jak najintensywniej rozwijać warsztat. Obejmuje to też analizę dzieł mistrzów. Jeśli zamierzamy pisać romanse, bo akurat je lubimy, to wcale nie znaczy, że niczego nie nauczymy się od Mickiewicza czy Cervantesa. Dawni mistrzowie przetrwali w pamięci po pięćset - tysiąc lat dlatego, że na to zasłużyli, a zatem patrzmy, jak to się robi? Warsztatu można nauczyć się tylko poprzez samodzielną analizę najlepszych osiagnięć.
Wreszcie ostatnia kwestia, która pomoże nam się określić: po co są pisarze? Co robią, co jest ich zadaniem?
Ano pisarze są od wymyślania opowieści, która zrobi wrażenie na czytelnikach. Pisząc - skupmy się na zwykłym czytelniku, jakiego chcemy poruszyć, a nie na kolegach po piórze czy krytykach. Jest na świecie dość bestsellerów, które nie przypadły do smaku literatom - piszmy więc najlepiej, jak uważamy za stosowne. To czytelnicy są jedynymi sędziami, którzy nas obchodzą. Piszmy dla ludzi, których lubimy. Ci pozostali i tak nie docenią.
A co ze wsparciem od starszych kolegów po piórze?
Udzielanie porad kolegom o mniejszym doświadczeniu dla pisarza jest funkcją wtórną i trochę daremną. Daremną, bo każdy sam układa swoją opowieść i nikt tego za nas nie zrobi, to czynność wyjątkowo osobista i niepowtarzalna. Można pomóc w nauce pisarskiego rzemiosła, ale nauczyć się tego każdy musi osobiście. Z pomocą albo bez - nieważne. Ważne, że na własny rachunek.
Dlatego nie należy mieć żalu do pisarza, który odmówi udzielania porad. Ostatecznie nauczyciel odpowiada za ucznia - a kto by chciał odpowiadać za coś, na co nie ma wpływu?
Prosząc o pomoc pamiętajmy o tym, że prosimy o część doświadczenia, które może do naszych potrzeb nie pasować, człowieka, który nie ma obowiązku odpowiadać za nasz rozwój, w czasie, który jest za krótki, by realne doświadczenie przekazać.
Jeśli chcemy obcego czlowieka zapytać o siebie - zastanówmy się najpierw: skąd on może o nas wiedzieć cokolwiek? Co my samy wiemy o sobie? Taka odpowiedź jest niezłym, a przy tym naszym własnym, tworzywem literackim.
Warto też wtedy zastanowić się, czy pytamy, bo chcemy wiedzieć (a, jak wyżej była mowa, niewiele się dowiemy), czy też chcemy aby odpowiadający nas utulił, otoczył opieką, troską i zrozumieniem... Tylko dlatego, że jego wyobraźnia do nas przemówiła. Czyli: szukamy wiedzy o sobie czy mamusi?
Pamiętajmy, że opowiadanie bajek, to jeszcze nie rodzicielstwo. Nie szukajmy u literatów tego, czego szukają dzieci u rodziców.
Przypomnę wywód Kartezjusza: Wątpię, więc myślę. Myślę, więc jestem.
Jeśli wątpimy w naszą zdolność do pisania - użyjmy zwątpienia jako materiału. Pisanie jest drogą, na którą się wchodzi a po jakimś czasie z niej schodzi. Dojrzewanie i przemijanie jest częścią zawodu. Zwątpienie również.
W tym zawodzie nie wątpią tylko głupcy i grafomani, jednakże oni nie czują potrzeby pytania o cokolwiek. Za to potrzeba pytania powinna nas skłaniać do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi.



Dyskusja:


Co sądzisz o tym artykule? Czy można być za młodym, by pisać? Kiedy jest się dojrzałym do pisania? Jak postrzegasz swoje "młode" teksty?

23 komentarze:

  1. Ja uważam, że nie ma czegoś takiego jak "za młody" - pierwsze opowiadanie napisałam mając 6 albo 7 lat. Później zaczęłam publikować w internecie i to było ok: ludzie mi powiedzieli, co sądzą, a ja widziałam, co można poprawić. I widzę efekt.

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwszy, jakże naiwny tekścik napisałam w wieku 7 lat. nie nadawał się do niczego :)) im wcześniej się zacznie, tym lepiej, bo ma się czas na wyćwiczenie warsztatu.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak byłem nastolatkiem, to pisałem straszne rzeczy :)) ale nie żałuję, bo czegoś sie przez to nauczyłem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasne, że te pierwsze teksty są słabe, ale jeśli widać progres - a najczęściej widać - to jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze zawsze są słabe. Takie musza być. A jeśli są dobre, to znaczy, że autor te naprawdę pierwsze ukrył. No i dobrze. Nie ma powodów do publikowania byle czego, ale od byle czego każdy zaczyna.

      Usuń
  5. Problem polega na tym, że aby pisać, trzeba wiedzieć, o czym się pisze. A od nastolatka trudno wymagać wiedzy w pewnych "życiowych" kwestiach. Dlatego często "młodociane" teksty są naiwne. Trudno, żeby szesnastolatek pisał np. o skomplikowanym związku damsko-męskim, bo sam takiego nie przeżył... Ważne jest więc, żeby się skupiać na tematach, które się dobrze zna i tak jak pisze autor artykułu, nie udawać, że się wie więcej, niż się naprawdę wie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja, racja. Ciężko pisać o czymś, czego nie znasz. Dlatego ważny jest tak zwany "research", a nawet obserwacja innych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie nie można być zbyt młodym na pisanie, ale można chcieć zbyt szybko się wybić. Przed epoką Internetu było o tyle łatwiej, że praktycznie nie istniała alternatywa dla wysyłania do wydawców, i to, co nie przeszło przez ich sita, zwykle w końcu umierało śmiercią naturalną w szufladach i na dyskach.
    Ja swoją pierwszą powieść (grubo ponad 300 stron) napisałem w wieku 16 lat, po czym wysłałem ją do pewnego dużego wydawnictwa z niezłomnym przekonaniem, że najdalej za rok wedrę się na listy bestsellerów. Dostałem tak druzgocący list od redaktora, że przez parę miesięcy chodziłem, jakby mnie kto kopnął tam, gdzie nie powinno się kopać samców. Były to jeszcze te wspaniałe czasy, gdy redaktorzy rzeczywiście poświęcali parę słów (czasem nawet ręcznie) na uzasadnienie odmowy, zamiast posługiwać się gotowymi szablonami, czy - jak ostatnio bywa coraz częściej - w ogóle milczeć.
    A podstawowym błędem, jaki wtedy popełniłem, było zżynanie od... no, mniejsza o to, od kogo. Wydawało mi się naiwnie, że skoro on mógł tak, to i u mnie zadziała.
    A od chwili, w której po raz pierwszy pomyślałem, że chcę pisać, do ukazania się mojego pierwszego tekstu drukiem upłynęło dziesięć lat. I o ile mając lat 15 pisałem bez najmniejszych wątpliwości i z lekkością latawca na wietrze, o tyle im głębiej właziłem w puszczę, tym forma stawiała większy opór, a niepewności i wahania mnożyły się jak króliki w Australii.
    Teraz jestem cały posklejany ze zwątpień i nadal stukam, więc szansa jakaś chyba jest. Marquez kiedyś powiedział, że pisarza poznaje się nie po tym, co drukuje, ale po tym, co wyrzuca do kosza. Dopiero od niedawna wiem, że miał świętą rację. Kosz mam pełen, a czystopisów tyle, co kot napłakał.

    A jeszcze co do pisania o tym, co się zna. Przede wszystkim nie należy tego mylić z prostodusznym autobiografizmem - grzech wielu żółtodziobów uważających, że nikt przed nimi nieszczęśliwie się nie zakochał i nie imprezował na studiach. I chyba nie chodzi też o to, by robić gruntowny research (choć bez niego dupa mokra). Ja osobiście definiuję to tak: pisać o tym, co znam, to znaczy pisać o tym, co jest mi bliskie, co mnie obchodzi. A sztuka zaczyna się w chwili, gdy próbuję znaleźć dla tego najodpowiedniejszą formę.

    Przepraszam za rozwlekłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcinie, śledzę wszystkie Twoje komentarze (również na FB)i widzę, że masz bardzo rzeczowe podejście do sprawy pisania i publikowania. Trzymam kciuki za Twój sukces :)

      Usuń
  8. Uff... no i mam teraz wątpliwości ^^
    Ale to zawsze. Research jednak działa, więc...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Michał, ja Ci zaraz przyjadę do Krakówka i Ci wybiję z głowy wątpliwości. Młotkiem.
    :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gryzia,
      To samo uważam. Gdybyś potrzebowała pomocy, to też mam młotek...

      Usuń
    2. Przybywaj :)
      Przy okazji jakieś piwo się przyda, najlepiej rany leczy ^^

      Usuń
  10. Ten artykuł rozwiał kilka istotnych wątpliwości odnośnie mojej "twórczości" i dalszych poczynań.
    Dziękuję!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się przydał. Wątpliwości i kleski artystyczne mogą być krokiem naprzód albo do tyłu. Od człowieka zależy, w którą stronę pójdzie.

      Usuń
  11. Hm, akurat Paolini to zły przykład. Dziani i ustosunkowani rodzice, którzy mu to ułatwili.
    W sumie to poruszasz, Piotr, dwie kwestie: kiedy zacząć pisać - i kiedy zacząć publikować. One nie są tożsame, choć w czasach internetu granica się zaciera, bo co napisane, to hyc!, do czytelnika.
    Moim zdaniem - wtedy jestem gotowy, kiedy mam odwagę komuś tekst pokazać, wiek nie ma nic do rzeczy. Potem to już subiektywna ocena potencjalnego wydawcy (albo decyzja autora, że sam siebie publikuje). To co innego, inna bajka... inne kryteria.
    Romek Pawlak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, poza Paolinim są pewnie tysiące innych w tej sytuacji ale dziani rodzice sprawili, że o nim słyszałem. Chodziło mi raczej tylko o kwestię dojrzewania do samego pisania... a nie o wartość napisanej rzeczy.

      Usuń
    2. Wiem, ale właśnie w przypadku tych bardzo młodych autorów - najbardziej Paoliniego, ale ja znam jeszcze co najmniej dwa przypadki polskie :D - otóż w ich przypadku pytanie, czy do pisania dojrzał młody autor/autorka, czy... wynajęty przez rodziców redaktor :-)
      Pamiętaj, że oceniamy wyniki. Czyli dowiadujemy się, że ktoś młody dojrzał, kiedy pojawia się książka :)
      Ja jednak widzę różnicę pomiędzy wczesnymi debiutami Dukaja czy kiedyś Marka Pąkcińskiego, a obecnymi "debiutami"...

      Natomiast sama kwestia dojrzenia do pisania jest nieweryfikowalna, moim zdaniem, nie da się jej nawet uogólnić - brak narzędzi. Widzimy tylko skutki.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  12. Późno jest, narobiłem błędów i muszę je poprawić...
    No to jeszcze raz:

    To też jest kwestia o wiele niższej kultury słowa, w jakiej wychowują się dzieci. Podam prosty przykład: kiedyś się tyle nie klęło. Dzisiaj większości ludzi do komunikacji wystarczy kilkanaście słów, w tym 6 uniwersalnych bluzgów. Efekt: wtedy do zrozumiałego wyrażania swoich myśli i stanów emocjonalnych trzeba było pracować słowami, dzisiaj często wystarczy przestawiać szyk tego samego zdania i zmienić intonację. Efekt: człowiek używajacy bogatszego języka postrzegany jest jako dziwadło.
    I to na poziomie zwykłej komunikacji a nie twórczości literackiej.
    Dostrzegam pewne nadzieje na zmiany ale tej zmiany mogę już nie dożyć...

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy jestem za młody, by pisać?
    Nie sądzę aby można było pisanie ograniczyć wiekiem. Każdy moment jest dobry na rozpoczęcie pisania. Czy stary czy młody, lepiej lub gorzej powinien pokazywać swój świat który widzi, który śni, który wymyśla na jawie. Wiele osób wcześniej pisze że pierwsze próby są często nieudane, mierne i nadają się jedynie do szuflady. Z tym się całkowicie zgadzam. Sam też przez to przechodziłem. Dlatego mam taka propozycję. Może niektórzy jej przytakną, inni zapewne wyśmieją. Pisanie zaczyna się od krótkich prób ujęcia w słowa swoich uczuć. To wg mnie podstawa wszystkiego. Krótka formą szlifowania warsztatu, dostępną każdemu i w każdym wieku może być list. Oczywiście mam na myśli list tradycyjny, pisany odręcznie na papierze, może to być nawet serwetka w kawiarni. List można pisać do rodziny, przyjaciół, znajomych. To pomoże w świadomej selekcji tego o czym pisać a co pominąć. List można też pisać do samego siebie. Myślę że większość z nas wie, jak trudne jest szczere przelanie na papier opinii o sobie samym. I to wg mnie jest świetna nauka pisania dla każdego. Tak więc spróbujmy wskrzesić pasję pisania listów,a umiejętność pisania i ładnego wyrażania się znów powróci.
    Kiedy zacząć wydawać swoje dzieła?
    Jestem za tym żeby każdy robił to jak najwcześniej. Każda wydana książka, opowiadanie, nowela to przykład dla innych że można, że nie trzeba być kimś znanym i szanowanym żeby zaistnieć. Nawet sam Stephen King powiedział że kiedyś pisał i wydawał rzeczy okropne. Trzeba pamiętać, że każda wydana książka wzmocni poczucie wartości i chęć do dalszego rozwoju każdego raczkującego autora. Chciałbym żeby w Polsce rynek wydawniczy zabrał się na poważnie za promocje polskiego pisarstwa. Efekty mogą nas zaskoczyć. Jest tylko jeden mankament. Brakuje nam tylko wydawnictw dla początkujących. A może się mylę?

    OdpowiedzUsuń
  14. Pisać można w każdym wieku- Tak myślę. Ja zaczęłam mając około siedmiu lat, trochę ambitniej i systematycznie, jak skończyłam 13, ale jednego jestem pewna...Do dziś się uczę... i wciąż mam niedosyt wiedzy, ale też paradoksalnie wykazuję się większą pewnością pióra...Dojrzałość to nie metryka, jak mawiam...a umiejętność samokształcenia, samodoskonalenia ...znałam ludzi, którzy mieli 70 a byli niedojrzali...więc jest w nas coś co pozwala na zdrowo zdroworozsądkowe podejście do nas...samych...samokrytyka. Nie ilość wydanych prac jest wykładnią nawet nie ilość pochlebnych opinii, recenzji a ważne jest nasze poczucie wartości. Pewność, że czynię wszystko, aby pisać dobrze...To trudne do osiągnięcia, ponieważ bywa, że szukamy wsparcia w dobrym słowie o nas, jako o ludziach, o nas jako o twórcy...A gdzie w tym wszystkim nasze zdanie...O nas samych...? Bywa, że go brak, lub jest nieczytelne. Utknęło gdzieś między naszymi emocjami.
    Pisać jeśli jest taka potrzeba, pragnienie trzeba niezależnie od opinii innych. Co nie znaczy być głuchym. Zdrowy rozsądek, samoocena, umiejętność powiedzenia mea culpa. to coś, co pomaga mi osobiście w pisaniu...Kocham być "opowiadaczem historii" cytat pana Zdanowicza. Więc piszcie, piszcie niezależnie od wieku...Moje pamiętniki sięgają lat 70.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!