4 lipca 2012

Pan Gryzek i oryginalne pomysły

Minęły dwa tygodnie od mojej gryzipiórkowej premiery i miałem okazję obserwować Wasze reakcje na mój artykuł. Pojawiły się zarzuty, że za ostro potraktowałem autorkę pierwszego omawianego opowiadania, czuję się więc zobowiązany do odpowiedzi. Otóż – będzie banalnie i prosto – nikt nie musi do mnie przysyłać swojego tekstu. Ale jeśli to już robi, to chyba nie liczy, że napiszę mu laurkę pochwalną? Jaki jest właściwie cel tego cyklu? Mam oceniać teksty amatorskie. Po co? By na ich podstawie przybliżyć adeptom pióra tajniki warsztatu pisarza. Mógłbym długo dywagować na jakiś temat z działu creative writing, operując pustymi zdaniami i bezpodstawnymi mądrościami. Po pierwsze nie chce mi się filozofować, po drugie, taki tekst byłby tylko w połowie wartościowy, a właściwie nadawałby się tylko na elektroniczną makulaturę. Mędrkowanie, nabiera znaczenia, gdy poprzemy je dosadnymi przykładami – prawdziwymi przykładami, niewymyślonymi na potrzeby artykułu. Nie oczekujcie, że napiszę tekst pełen pochwał. Owszem, przysyłacie też całkiem niezłe teksty, ale to nie na nich będę się skupiał, bo nauka warsztatu polega na omawianiu błędów. Co Wam przyjdzie z tego, że powiem: Zosia – świetnie, Krzysiek – tak trzymaj, Jasiek – rewelacja! Ile się nauczycie z takich stwierdzeń? Na chwilę poczujecie się wielcy i... to wszystko. Z drugiej strony jeśli powiem: Zosia – katastrofa, Krzysiek – do dupy, Jasiek – nie umiesz pisać, to też nic z tego nie wyniknie. Krytyka musi być konstruktywna, musi zawierać konkretne informacje i musi wskazywać, jak naprawić błędy. Wszystko inne jest nic nie wartym pustosłowiem. Często słyszę, jak młodzi piszący chwalą się, że znajomym i rodzinie bardzo się podobają ich teksty. To niestety nie jest wartościowa opinia. Mamusia, babcia, ciocia i najlepsza przyjaciółka, najpewniej nie powiedzą nam prawdy. Nie liczmy na to. W ich oczach będziemy nowym Mickiewiczem, kiedy tylko napiszemy pół niezgrabnej rymowanki. Nie wierzycie? Pewnie, że nie wierzycie. Ale tak niestety jest. Nie pytaj rodziny i znajomych, co sądzą o Twoim opowiadaniu, bo nigdy nie usłyszysz miarodajnej opinii. Kogo więc pytać? Założyć konto na jednym z portali literackich – polecam Weryfikatorium i Portal literacki. Tam też nie jest idealnie – zdarza się, że komentarze pod naszym tekstem pochodzą od idiotów, ale często znajdzie się ktoś, kto ma coś sensownego do powiedzenia. Od obcej osoby mamy szansę usłyszeć prawdę, a nie szereg pochlebstw, bo „tak wypada”. Znam wirtualnie pewnego młodego studenta, który od kilku lat „buszuje” po Weryfikatorium, publikując swoje teksty i uczy się w ten sposób warsztatu. Rok temu wydał swoją pierwszą książkę, zresztą - całkiem niezłą. Mowa o Piotrze Senderze. Można nauczyć się czegoś na portalu literackim, pod warunkiem, że człowiek nie jest kretynem i umie sobie wyciągnąć wnioski.

Przejdźmy do dzisiejszego tekstu. Dostałem całkiem ciekawe opowiadanie Kaes od niejakiego Grześka. Tematyka jest niezbyt oryginalna, ale czy musi? Chyba nie. Zatrzymajmy się na chwilę przy tym zagadnieniu. Na świecie napisano już tyle książek, że ciężko dziś wymyślić coś oryginalnego. Właściwie każda nowa historia była już kiedyś omawiana. Jak więc sprawić, by opowieść była jedyna w swoim rodzaju? Otóż niestety, prawdą jest, że wszyscy się powtarzamy. Wszyscy w kółko piszemy o tym samym, ale to nic. Nie chodzi o to, by pomysł był wydumany, by odkrywał coś nowego. Ważne jest, żeby pokazać nasz punkt widzenia. W nadesłanych tekstach często widuję wydumane pomysły i mam radę: Nie kombinujcie! Nie o to chodzi, by silić się na karkołomne, dziwne fabuły. Od tego, co piszemy, ważniejsze jest, jak piszemy. Możesz wziąć nawet najbardziej wyświechtany motyw w literaturze, dajmy na to: nieszczęśliwa miłość. Ile takich historii już opowiedziano? Mnóstwo. Do znudzenia. Ale jeśli nadasz swojej opowieści własny styl, dołożysz dobrze poprowadzoną fabułę, wciągającą narrację i bogaty język, to masz szansę stworzyć coś dobrego. Pisarz, to po prostu dobry gaduła.
Wróćmy do opowiadania Grześka. Mamy tu mężczyznę osądzonego o zamordowanie żony, czekającego na wyrok śmierci w więziennej celi. Pomysł słaby, często wykorzystywany, szczególnie znany z amerykańskich filmów. Ale, wedle powyższego, jeśli Grześkowi udałoby się ciekawie go ująć, byłoby w porządku. Niestety, tu jest problem. Opowiadanie jest za krótkie, by móc rozwinąć temat w satysfakcjonujący dla czytelnika sposób. Temat jest potraktowany powierzchownie. Wybór tak poważnego motywu, zobowiązuje. Tak samo, jak nie zamkniesz tematu kary śmierci na dwóch stronach, czy aborcji na czterech, tak samo nie przedstawisz wystarczająco świata skazanego na śmierć więźnia, na tych trzech stronach, które zaprezentowałeś, Grześku. Jeszcze raz: im temat poważniejszy, tym bardziej zobowiązuje.
Natknąłem się kiedyś na konkurs o podobnej tematyce – należało na maksymalnie dwóch stronach napisać o skazanym na śmierć więźniu. Na tej przestrzeni należało przedstawić skazanego, zbrodnię, którą popełnił i wykonanie wyroku (takie były wymogi konkursu). Projekt z góry skazany na porażkę. Takich konkursów nie można traktować poważnie. Organizatorom prawdopodobnie po prostu nie chciało się za dużo czytać :(
Interesujące jest, dlaczego autor opatrzył tytuł uwagą „opowieść z przeszłości”. Nie widać tu żadnej przeszłości. Nie ma tu żadnej zamierzchłej historii. To kierowanie czytelnika na manowce, lub niepotrzebna pozostałość po niezrealizowanym planie.
Autor używa też za dużo wielokropków:

Żeby teraz… - próbował się uspokoić - …teraz, jak się ustatkowałem… tak mnie po prostu… powieszą?

To nagminny problem młodych piszących. Dlaczego, na Boga, wydaje się Wam, że wielokropki nadają zdaniom jakiejś głębszej wymowy? Nie nadają. W każdym razie bardzo rzadko. Po czym poznać amatorski tekst? Po wielokropkach właśnie. Otwórzcie pierwszą lepszą powieść i policzcie, ile jest wielokropków na jednej stronie. Jeden? Wcale?
Następny problem:

Od czasu jak zabrali Lipnego, stał się bardziej nerwowy. Nie mógł już leżeć bezczynnie w wyrze. Chodził w kółko po celi. Cały czas nasłuchiwał, najmniejszy szmer za ścianą przeobrażał się w jego głowie w tupot kroków. Za każdym razem, gdy przychodził klawisz z jedzeniem, dostawał jakichś skurczów żołądka. Raz spróbował spożyć posiłek, ale gdy tylko połknął pierwszy kęs, od razu zwymiotował. Ledwo zdążył dobiec do kibla i tyle z tego było. 

To jeden z wielu przykładów na to, że nie panujesz nad językiem. Najpierw mamy „wyro”, „jakichś”, potem „spożyć posiłek”, dalej „kibel”. Zdecyduj się, albo piszesz niskim językiem, albo neutralnym, albo górnolotnym. U Ciebie jest wszystko, choć przeważa język niski, co wcale nie jest najlepszym wyborem, bo momentami ocierasz się już o granicę dobrego smaku. Cierpi rytm opowiadania, cierpi płynność. Panowanie nad językiem to sprawa dość skomplikowana, przychodząca w miarę pisania, z czasem powinno być lepiej.
To nie jest złe opowiadanie, ale nie jest też strzałem w dziesiątkę. Należałoby rozwinąć temat, zagęścić fabułę, wzmocnić wrażenie czytelnika, że ma do czynienia z krzywdą ludzką, na przykład przez szersze ukazanie bohaterów sprzed tragedii. Zabójcą tego opowiadania jest pośpiech. Autor chce jak najszybciej sprzedać swój pomysł, po łebkach, nie rozczulając się wiele ani nad bohaterem, ani nad fabułą. Przyhamuj. Kto Cię goni? Tylko Twoja własna niecierpliwość. Masz całą wieczność, by rozwinąć temat, zastanowić się nad jego przekazem i puentą. Bo tutaj tak naprawdę nie ma żadnej puenty – przedstawiony tekst, to tylko urywek z życia skazanego. Kadr wyrwany z jego myśli, ale co ma z tego wynikać dla czytelnika? Grześku, zastanów się, co chciałeś czytelnikowi ukazać. Fakt, że skazany na śmierć jest załamany, nikogo nie zaskakuje. Co innego, gdyby w bohaterze dokonała się jakaś przemiana wskutek obecnej sytuacji. Gdyby przeszedł wewnętrzną metamorfozę, a przecież jest to całkiem prawdopodobne, w tak dramatycznej sytuacji. Niecierpliwość jest złym doradcą pisarza. Jeśli komuś pisanie się dłuży, to nie powinien marzyć o karierze autorskiej. Są jeszcze inne zawody.


*Marzena Zamek - jest nieźle, ale uważaj na dialogi. Dialog musi zawierać jakieś informacje, natomiast u Ciebie pełno jest pustych rozmów w stylu: Co słychać?, W porządku. Długo nie wiadomo, o co właściwie chodzi w opowiadaniu. Spróbuj sprecyzować, inaczej zirytowany czytelnik rzuci Twój tekst w kąt.
*Rusek Marakamba - za dużo opisów, tekst jest przez to nużący. Przedstawiasz całkiem ciekawą fabułę, ale za bardzo rozwleczoną.







Pan Gryzek

4 komentarze:

  1. A propos niepanowania nad językiem. Gryzipiórek - magazyn literacki, a pan Gryzek rzuca idiotami i kretynami z częstotliwością godną lepszej sprawy. Szewc bez butów chodzi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodziło o panowanie nad językiem literackim. Nie myl pojęć.
    Pan Gryzek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie mylenie pojęć, to zwrócenie uwagi na pewien rodzaj hipokryzji. Termin "magazyn literacki" to fajnie brzmi, daje + 10 do profesjonalizmu i w ogóle, tyle, że powinna za nim iść kultura (czyli owe panowanie) języka. Nie tylko literackiego (choć na Boga, w "magazynie literackim", powinno się używać tylko takiego).
      Pozdrawiam
      Miszka

      Usuń
  3. Krytyka powinna być, wązne, zeby była rzeczowa. Ale pochwały tez sa konieczne, dodają skrzydeł. :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!