Prezentujemy pierwsze z wyróżnionych opowiadań w konkursie "Gryzipiórek 2012".
Modlę
się do ciebie Boże, w którego nie wierzę…
Modlę
się zdartym na strzępy pacierzem”
(Witold
Zechenter – Modlitwa)
W
półmroku kościoła łatwiej było podejść do ołtarza.
Anonimowo. Przez nikogo nie będąc rozpoznaną. Stukot obcasów na
twardej, kamiennej posadzce nie denuncjował winowajcy. Jeszcze tylko
prośba o pomoc, małe, przelotne spojrzenie pełne bólu, posłane
figurce Frasobliwego. I tak nie patrzył, pogrążony w swoim
cierpieniu. Może była niesprawiedliwa?
Wstępując
na skrzypiący próg starego konfesjonału, uczyniła szybki znak
krzyża i wyszeptała powitanie:
-
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
-
Na wieki wieków.
-
Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu i tobie, ojcze… - wydukała
szybko i dość bezmyślnie podstawową formułkę, potem swoje dane,
wiek i ilość dzieci w małżeństwie, nim przystąpiła do rzeczy.
Właściwie nie zaczęła wyznawać grzechów, tylko pociągnęła
swój wewnętrzny monolog… Potoczyły się słowa, bolesne i
czyste. Jak paciorki rozerwanego różańca.
-
Wiadomo, że małe dzieci - mały kłopot. Duże… Też wiadomo.
Moja córka w tym roku szkolnym przygotowuje się do matury. Jestem
pełna obaw o jej przyszłość. Niby ma jakiś plan, chce studiować
w szkole artystycznej. Jest , jak to mówią, zdolna ale leniwa. W
dodatku pochłonięta zupełnie innymi sprawami niż nauka. Od kilku
miesięcy spotyka się z żonatym, dużo od siebie starszym
mężczyzną, poznanym w pubie. Podszedł do niej i zagadał. Córka
przyznała się do tej znajomości tylko mnie, prosząc o dyskrecję.
Mąż nic nie wie, za każdym razem kłamię mu, że ona spotyka się
ze swoim rówieśnikiem, kimś odpowiedniejszym. Utknęłam w tych
kłamstwach, wiem, że powinien wiedzieć o wszystkim, jak ja, ale
mój mąż jest człowiekiem porywczym, na pewno zareagowałby by
gwałtownie. Boję się, że córka by się zamknęła, może nawet
uciekła z domu. Próbowałam jej tłumaczyć, że taki związek nie
ma przyszłości, że jest młoda i nie powinna się angażować w
romans z mężczyzną, który ma żonę i jest obarczony dziećmi.
Powinna zrozumieć, że wyrządza im krzywdę , odbiera ojca
dzieciom i niszczy więź pomiędzy nim a tamtą kobietą. Przecież
starałam się ją dobrze wychować, w domu nie miała złego
przykładu. Nie miała takich wzorców również w dalszej rodzinie.
Myślałam, że jest wrażliwa i znajdzie sobie chłopaka, który ją
doceni a nie będzie wołał do siebie, w tajemnicy, spotykał z nią
po jakichś motelach, wtedy, gdy żona wyjeżdża. Tłumaczę , że
nie może go przyprowadzić do domu, pokazać najbliższym, nie ma z
nim nawet wspólnych zdjęć. Że nigdy nie będzie miała planów na
przyszłość, ten związek zabije w niej wszelkie złudzenia i
nauczy wyłącznie wyrachowania. Staram się wyperswadować jej ten
upokarzający układ. Bo to jest układ, który jej nie oferuje
niczego!
-
Czy córka podjęła z nim współżycie?
-
Tak.
-
Nie obawia się zatem konsekwencji, w postaci samotnego
macierzyństwa?
-
Poszłam z nią do ginekologa i zapisuje jej pigułki.
Za
kratką konfesjonału zawrzało. Nim kapłan wytoczył działa, ona
mówiła dalej:
-
Uważam, że lepsza jest antykoncepcja niż niechciana ciąża.
-
Trzeba było jej powiedzieć o konsekwencjach takiego grzesznego
współżycia! Jest bardzo młoda, chyba nie musi podejmować życia
seksualnego, jeżeli …
-
Ona twierdzi, że wszystkie koleżanki już dawno kogoś mają i z
nim się kochają. Była ostatnia w paczce swoich przyjaciółek.
Chciała za wszelką cenę kogoś mieć, znaleźć. Czuła się
gorsza. Cierpiała, bo inne spotykały się w weekendy i wakacje a
ona, ciągle z nami. Wciąż tylko przy rodzicach i z rodzeństwem.
Ksiądz nie ma pojęcia, jaka dzisiaj jest młodzież. Ta ciągła
presja na dorosłość, samodzielność, wolność i seks, to są ich
fetysze. Oni nie żyją ideowo. To inne pokolenie. My chodziliśmy
pod pomnik Mickiewicza i nosiliśmy oporniki w swetrach, ale oni chcą
się szybko urządzić, najlepiej wyjechać i nie być sami. Mówią,
że nasza walka i narażanie się niczego nie dały! Śmieją się i
szydzą ze Solidaruchów, bo większość z nich dorwała się do
koryta i korzysta „pełnym ryjem”. Walczyliśmy o ośmiogodzinny
dzień pracy a jak to się ma do podejmowania po studiach pracy na
akord, nieomal jak w wolontariacie, często bez pensji, byle tylko
się gdzieś zaczepić. Na co dzisiaj się wszyscy godzimy bez
sprzeciwu? Dymają nas banki. Tak mówią. I bankierstwo, o który
pisał Tuwim w „Kwiatach polskich”, że powinno zostać
rozpędzone, nadal się panoszy, pije polską krew i tylko emeryci
dostają coraz mniej, bo trzeba prowadzić wojny poza krajem, to
znaczy - zaprowadzać pokój. I to za duże pieniądze. A bezrobocie
jeszcze wzrośnie, młodych zniechęca decyzja o pracy do późnych
lat, bo kto ich będzie zatrudniał? Chcieliby mieć życie i
rodzinę, na wczoraj, na teraz, na zaraz, a tu nie ma żadnych
perspektyw. Chyba, że się świeci tyłkiem jak Doda albo drze
biblię jak Nergal. Reszta, nie będąc celebrytami od byle czego,
zostaje w tyle i pauperyzuje się, w coraz to szybszym tempie. Stąd
te kradzieże, rozboje, brak poszanowania dla starszych, bo walka o
pracę powiększa ten antagonizm wiekowy. Reklamy lansują życie
łatwe i przyjemne a kto je ma naprawdę? Nawet dzieciaki chcą
drogich zabawek, bo przed dobranocką je wszystkie pokazują! A tu
zbliża się gwiazdka i człowiek myśli, że im pod choinkę dać
może, co najwyżej dobre słowo, bo resztę zabierają rachunki. Mąż
ma taką pensję, że nam nawet na opłacenie czynszu nie starcza. A
co z resztą? Mamy czwórkę dzieci, wszystkie się uczą. Syn nie
dostał jeszcze grosza ze stypendium, a za pasem grudzień!
Dwadzieścia lat tutejsze rządy przekonywały mnie o swoich dobrych
intencjach, głosiły szlachetne prawdy o rodzinie i polityce
prorodzinnej. Z moją wielodzietnością doczekałam się tylko figi
z makiem. Nikt nie rozwiązał tego w sposób uczciwy i kompetentny.
Co tu się dziwić, że każda dziewczyna chce być dzisiaj tap madl
jak Krupa? Że im się nie chce uczyć, bo jak mają zgrabne tyłki
to nimi zarobią więcej i szybciej, niż ślęcząc nad książką
czy niszcząc wzrok przy komputerze.
-
Nie powinnaś pozwalać córce na łykanie pigułek
antykoncepcyjnych! To nie jest postawa chrześcijanki, prowadzić ją
do lekarza, żeby dał na nie receptę! A w ogóle powinnaś jej
powiedzieć, że życie płciowe podejmuje się po ślubie, nie
prędzej. I nie z żonatym mężczyzną. Jak możesz spokojnie
patrzeć na rozbijanie czyjejś rodziny?!
-
Co mam zrobić?
-
Zakazać. Zamknąć w domu, jeśli będzie trzeba, ukarać. Dobra
matka przewiduje konsekwencje i walczy z grzechem swoich dzieci, a
jeśli nie ma innego wyjścia, potępia i stosuje sankcje. Kto mocno
kocha ten surowo karze! A co do tych postaw życiowych, to jest wielu
ludzi działających w oazie, chodzą na piesze pielgrzymki. Pełno
młodych, w sanktuariach, na spotkaniach z Ojcem Świętym… Takie
postawy się liczą, nie wolno czerpać garściami z brudu tego
świata, ale szukać czystości i za nią podążać. Córka twoja
jest młoda, jeszcze można jej zmienić charakter, tylko potrzeba
stanowczości, konsekwencji i dobrego przykładu.
-
A jeśli nie zechce posłuchać? Ucieknie z domu i i tak zrobi swoje?
Przecież ja ją kocham. Modlę się, by jej błędy spadły na moją
głowę…
-
Możesz być pewna, że tak się stanie. Ona powinna wiedzieć, że w
kwestiach moralnych się nie pertraktuje. Są zakazy i surowa
dyscyplina! A Twoja ustępliwość jest banalizowaniem zła.
Oswajaniem szatana!
-
Boję się, że stracę córkę…
-
Wiesz co mówił Pan o grzesznych członkach? Kiedy twoje oko grzeszy
- wyłup je! A dłoń, gdy grzeszna - to ją odrąb!
-
Tu nie chodzi o mnie. Tylko o moje dziecko!
-
Każda matka bywa egoistką, jeśli uważa, że dziecko jest jej dane
raz na zawsze i do końca. Pan uczynił cię służebnicą i powołał
do macierzyństwa, nie powiedział, że masz się go trzymać za
wszelką cenę. Najważniejsze jest dobro i owoce jego. A twoje
zakłamanie wobec męża rodzi między wami przepaść, kopiesz rów,
w który pewnego dnia wpadniesz i nawet ukochana córka nie poda ci
wówczas ręki!
Słuchała
tych słów z narastającym przerażeniem. Ma się wyrzec swojej
córki? Ma ją może wyrzucić z domu?
-
Proszę księdza, ja tu przyszłam po pocieszenie. Wiem, że córka
źle czyni i ona również ma taką świadomość. Jednak zakochała
się w tym mężczyźnie i pozwala się wykorzystywać w imię tej…
-
Miłość to uczucie wzniosłe, czyste, zdolne do każdego
poświęcenia i do każdej ofiary! Tobie nie jest potrzebne
pocieszenie tylko pokuta!
-
Ale ja się staram ją zrozumieć. Modlę się o kogoś, kto stanie
na jej drodze i nauczy prawdziwej miłości.
-
Chcesz z Bogiem prowadzić handel wymienny?
-
Nie. Widzę, że jest samotna i staram się ją zrozumieć…
-
Musisz jej uświadomić występek i dać odczuć odrazę, jaką w
tobie wzbudza jej postępowanie. Mąż ma więcej charakteru od
ciebie, dlatego wolisz, żeby o niczym nie wiedział!
-
Jestem schorowana, od lat mam kłopoty z sercem i ciężką nerwicę.
Marzę o spokoju w domu. I żebyśmy zawsze byli zgodni, razem.
-
Tu nie chodzi o sielskie marzenia ale o potępienie dla twojej córki!
Czy nie zdajesz sobie sprawy z grzechu zaniechania, jaki popełniasz
wobec Boga? On jest najważniejszy, jako sędzia, przede wszystkim!
Powinnaś bronić honoru i boskich przykazań. Zamiast tego
pozwalasz córce żyć w grzechu cudzołóstwa, kłamiesz swojemu
mężowi, tolerujesz zdradę i przeniewierstwo!!! Opamiętaj się!
Idź zaraz do domu i uświadom mężowi, że wasza córka oddaje się
bezwstydnie obcemu mężczyźnie, nie zważając na przykazanie
szóste, siódme, ósme i dziewiąte! Córce postaw ultimatum, że
albo porzuci ten odrażający związek albo nie ma już wstępu do
waszego domu! Jako pokutę naznaczam ci trzykrotne odmówienie
Litanii do Wszystkich Świętych…
Nie
słuchała tego dłużej. Podniosła się z klęczek i wyszła z
konfesjonału z podniesionym czołem. Nie spojrzała w stronę
Frasobliwego. Przyjdzie tu jutro jeszcze raz i pomodli się w
skupieniu. Teraz wszystko w niej krzyczało.
Wspaniały tekst. Aż się wzruszyłem...
OdpowiedzUsuńA mi się dziwią, że nie lubię dzieci :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Szkoda, że aż tak bardzo realistyczne, bo na pewno wiele Polek może się z bohaterką utożsamiać.
OdpowiedzUsuńŁagodna matka - surowy ksiadz, kto wygra? Dobrze napisane z werwą -
OdpowiedzUsuńJak sądzę, księża już tak drastycznie sprawy w dzisiejszych czasach nie traktują, a przyczyn sytuacji tego typu problemów wielu naszych rodzin należy niestety upatrywać w nas samych i w braku odnoszenia do Boga naszego życia codziennego a co za tym idzie zaniku wartości, których dzieci już nie wynoszą z domów.
UsuńMuszę dodać, że to opowiadanie pobudza do myślenia, gdyż nie bardzo rozumiem o co właściwie w nim chodziło, czy o ból serca z powodu kłopotów z córką, czy o pokazanie jak zareagował w tej sytuacji ksiądz. Co przeważa i dlaczego.)
UsuńNie wiem, jakos mnie nie ruszyło. może przez tego księdza, który jest pewnie uosobieniem wielu realnych takich postaci. choć własciwie to powinno własnie mnie ruszyć... chyba tak jak ta kobieta musze przyjśc tu jutro jeszcze raz i poczytac w skupieniu.
OdpowiedzUsuńnatanna nie będę udawała, że wiem co autorka miała dokładnie na myśli, jednak mi spodobało się jak ujeła dwa spojrzenia na daną sprawę. Matka broniąca córkę za wszelką cenę, ksiądz z moralnym potępieniem. Nie odnoś tego emocjonalnie do ksiedza- nikt tu nie atakuje. Jest on symbolem pewnej postawy. Tekst napisany zgrabnie - nie ocenia, podaje fakty. Jaki wniosek wypływa z tego opowiadania? Na to pytanie musi odpowiedzieć sobie każdy z nas,ale indywidualnie.
OdpowiedzUsuńNie, nie odebrałam tego jak ataku, gdyż wiem, że przy konfensjonale bywa różnie, jeden ksiądz nie rozgrzesza,a drugi tak. Opowiadanie też moim zdaniem jest takie z życia wzięte, a racje są po obu stronach jakby nie spojrzeć, gdyż każdy na tę samą sprawę patrzy ze swojego punktu widzenia. Nie mniej sama stwierdzasz, że w tym opowiadaniu jest on symbolem pewnej postawy a jakiej,wiadomo,nieprzejednanej, a przecież nie zawsze tak jest.
UsuńSwietne opowiadanie, wciagnelo mnie bardzo i zachecilo by samej cos czesciej pisac ( lubie sobie cos tam skrobac w kaciku, ale raczej na blogu nie zamieszczam, moze teraz nabiore odwagi) Jasne, ze bede tu zagladac, choc wlazlam przez przypadek! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń