10 października 2014

Kreatywne pisanie - Słów kilka o pisaniu "na głąba"


Czytając opowiadania przysłane na konkurs, w którym mam zaszczyt być jurorką, nachodzi mnie refleksja, że (Bogu dzięki) wszyscy autorzy wykazują się wysoką zdolnością do empatii, bez względu na prezentowany poziom warsztatu. Poruszają poważne problemy społeczne, poddają wątpieniu sens otaczającej nas rzeczywistości, a czasem niespodzianie wykorzystują pozornie banalny temat, by skłonić czytelnika do głębszych przemyśleń.
Jest jednak ogromna różnica między „skłonieniem”, czyli zainspirowaniem odbiorcy, a wyłożeniem mu „kawa na ławę” tego, co chcemy przekazać naszym tekstem. Podam przykład (zmyślony):

Załóżmy, że mamy opowiadanie o kobiecie, która straciła rodzinę. Autor przedstawia najpierw na kilku stronach, jak szczęśliwe życie toczyła bohaterka u boku męża i dzieci, jak czuła się kochana i spełniona, aż z czasem popadła w rutynę i przestała doceniać to, co miała. Uznała to za oczywiste, automatyczne, podświadomie czuła wręcz, że to wszystko się jej należy. Potem przyszedł szok: mąż i dzieci zginęli, powiedzmy, w wypadku. To nie przypadek, że wymyśliłam właśnie taki scenariusz. Podobnych tekstów w nadesłanych opowiadań jest wiele. Może się zdawać, że to banalna fabuła, jednak z każdego pomysłu można zrobić świetny tekst. Jestem zwolenniczką przekonania, że żaden pomysł na książkę/opowiadanie nie jest zbyt banalny, by warto było się go podjąć. Wszystko zależy, jak dany temat ukażemy. Ale wróćmy do naszego zmyślonego opowiadania. Autor w dalszej części przedstawia dramat bohaterki, do której powoli dociera, że nie doceniała swojego szczęścia. I na koniec częstuje czytelnika soczystą porcją morałów, które mniej więcej będą wyglądały tak:

Chwytaj dzień, człowieku, bo nie wiesz, co cię czeka w przyszłości. Ciesz się życiem, bo może się ono w każdej chwili odmienić. Kochaj ludzi, bo jutro może ich nie być. Zatrzymaj się na chwilę, by poczuć zapach drzew z pobliskiego lasu. Przestań gonić, a poczujesz, że żyjesz. Nie zajmuj się przyziemnymi problemami, które tylko kradną ci energię. Zastanów się, co jest dla ciebie najważniejsze i pielęgnuj to.

Może spytacie teraz, ale co jest nie tak? O co chodzi? Przecież to wszystko bardzo ważne i mądre.

Wiele książek zawiera właśnie takie uniwersalne przesłanie. Ale sięgnijcie po trzy wybrane powieści lub opowiadania, które mają taką wymowę i zajrzyjcie do ostatniego akapitu. Czy znajdziecie tam taki zbiór morałów, swoiste podsumowanie całości tekstu, wyłożone jak na niedzielnym kazaniu? Różnica polega na tym, że pozycje te przedstawiają swój zbiór „morałów” między wierszami. Czytelnik sam ma je wydedukować z treści.

I tu przechodzimy do sedna tego wpisu: autor musi zaufać czytelnikowi. Zaufać jego inteligencji, zdolności do empatii, analitycznego myślenia i wyciągania wniosków. Nie traktujmy czytelnika jak głąba, któremu trzeba wszystko wyłożyć czarno na białym, bo inaczej nie zrozumie. Szanujmy go. Wierzmy w niego. To, co piszemy, wcale nie jest takie nowatorskie. Książki są odbiciem życia. Zdajmy się na to, że czytelnik też ma jakieś doświadczenie i będzie potrafił połączyć to, o czym czyta, ze swoim własnym życiem. Kiedy wchodzimy do restauracji, kelner nie pyta nas, po co tu przyszliśmy. Wie, że przyszliśmy coś zjeść. Kiedy człowiek bierze do ręki książkę, wie, że będzie zawierała jakieś przesłanie.

W środowisku literackim istnieje pewna nieoficjalna zasada, że o emocjach się nie pisze. Emocje się pokazuje. Nie piszmy więc, że nasza bohaterka po stracie rodziny, była smutna, zagubiona, samotna, zrezygnowana. Pokażmy to. Stwórzmy sytuację, która zmusi ją do konkretnego zachowania. Niech czytelnik zobaczy, jak bardzo zmienił się schemat jej codziennych reakcji, pod wpływem przeżytej tragedii. Pozwólmy mu uruchomić swoją wyobraźnię. Niech podświadomie zacznie szukać w pamięci sytuacji z własnego życia, które będzie mógł powiązać z sytuacją bohaterki. Czytelnik nie przeżył podobnej tragedii? To nic. Wszyscy jesteśmy obserwatorami. Wszyscy znamy ludzi, którym coś takiego się przytrafiło, czytamy gazety, oglądamy filmy, a ostatecznie potrafimy sobie też wyobrazić, co by było gdyby...

Szczegóły pokazywania uczuć zależą już od indywidualnej taktyki autora. Osobiście uważam, że im mniej opisów emocji, tym lepiej. Opis zawsze narzuca prywatny sposób widzenia danej sytuacji przez autora i odbiera czytelnikowi pole dla wyobraźni.

Skoro autor odbiera czytelnikowi możliwość uruchomienia własnej wyobraźni, to czytanie staje się mechanicznym odruchem. Tłumacząc mu za każdym razem jak krowie na granicy (przepraszam, musiałam :), że w jego książce/opowiadaniu chodzi o TO, TO i jeszcze TO, zanudzi go na śmierć. Zostawiając miejsce dla wyobraźni, umożliwiamy czytelnikowi aktywny udział w naszej historii. Poza tym, nikt nie lubi, jak mu się prawi morały. Z drugiej strony każdy czytelnik oczekuje świadomie, a czasem mniej świadomie, że książka będzie miała jakieś przesłanie. Więc sprzedajmy mu je niespostrzeżenie – ukrywając je między stronami naszej opowieści.


Agnieszka Turzyniecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!