9 stycznia 2012

O kotach, demonach, rycerzach i bliźniętach – rozmowa z Krzysztofem Maciejewskim.

Monika Olasek: Na papierowemysli.pl piszesz o sobie „konserwa i zgred”. Naprawdę jesteś taki straszny?
Krzysztof Maciejewski: Czuję się chwilami dinozaurem.... W wyborach głosuję na Jagiellonów, pamiętam PRL z całym dobrodziejstwem inwentarza. „Coraz bardziej otaczająca” nas rzeczywistość sprawia, że zmieniam się w tego staruszka z muppetowej loży szyderców. Z drugiej strony, jest w tym moim podejściu pewnie nieco autokreacji. Lubię nowinki techniczne, w pracy nieraz staję się p.o. informatyka - uwielbienie dla komputerów ciągnie się u mnie od czasów, gdy miałem Atari 800 XL - i tu znów wypływa kwestia „zgredostwa”...
MO: Większość powiedzmy „znanych” osób (a do takich zaliczam pisarzy, więc i Ciebie) woli się kreować na ciepłe, miłe postacie. A tu zgred i konserwa. Chcesz w ten sposób zniechęcić paparazzi?
Krzysztof: Paparazzi? Aż tak daleko moja wyobraźnia nie podąża...
MO: Nie wierzę. Twoja wyobraźnia kryje demony, wigilijnego K, ale paparazzi już nie?
Krzysztof: Pisarze nie są, przynajmniej w Polsce, celebrytami przyciągającymi fotoreporterów. W tym sensie paparazzi czyhający na mnie, ukryci w samochodach wysłannicy Super Expressu czy Faktu są mniej prawdopodobni od demonów na grani i wigilijnych potraw na K.
MO: OK, zostawmy paparazzi. Pozostając w temacie wizerunku zapytam o koty. W notce o autorze na Gryzipiórku i w zbiorku O choinka, czyli jak przetrwać Święta nazywasz się „osobistą ładowarką elektrostatyczną dwóch kotów”, na zdjęciu też jesteś w towarzystwie kota. Znów autokreacja czy faktycznie jesteś fanem kotów?
Krzysztof: Jestem, jestem... Dotyczy to całego świata zwierzęcego, ale w domu faktycznie mam dwa koty, względem których pełnię funkcję służalczą. A nazywają się - oczywiście - literacko - Frodo i Pippin...
MO: Czyli to Frodo i Pippin rządzą w domu?
Krzysztof: To oczywista oczywistość (śmiech). Ale ktoś powiedział w końcu: „Dla ludzi nie może być nic pochlebniejszego niż przywiązanie istoty tak dalece niezależnej”.
MO: To w końcu jak to jest - relacja Kot-Władca i Człowiek-otwieracz do puszek i głaskacz, czy jednak obopólny przywiązanie i szacunek dwóch inteligentnych, choć posługujących się innymi językami, istot?
Krzysztof: To jest jakiś rodzaj związku opartego na obcości, która przecież fascynuje i budzi szacunek. Ale na czym polega - pewnie nie ma jasnych odpowiedzi. Tak samo, jak nie wiadomo, czy to człowiek udomowił kota, czy kot człowieka...
MO: Pewne jest jednak, że koty od dawna fascynowały ludzi i są tajemniczymi stworzeniami. Kojarzę Twoje opowiadanie z psem w roli głównej (Kudłata straż ze zbiorku 31.10 czyli Halloween po polsku), psy (białe) pojawiają się też w Demonie na grani z Osiem. O kotach też pisałeś?
Krzysztof: O, tak! W Science Fiction nr 35 z 2004 roku (obecne SFFiH) ukazało się nawet moje opowiadanie pt. Kocie kształty o kotach, które tańcem próbują odnaleźć kształt Boga. Napisane wiele lat temu...
MO: W sumie powinnam się domyślić, że taka będzie odpowiedź. Będę musiała wobec tego koniecznie poszukać numerów archiwalnych. Zostawmy jednak koty i wróćmy do Krzysztofa Maciejewskiego. Na pytanie czego szukasz u mężczyzny, odpowiadasz (znów na papierowemysli.pl) „spokoju”, ale jednocześnie jako ulubionego bohatera wymieniasz Geralta z Rivii, który do najspokojniejszych nie należał. Czy to nie lekka sprzeczność?
Krzysztof: Bo właśnie sprzeczności nas definiują najlepiej, jesteśmy ulepieni z paradoksów. Wiedźmin nie był spokojnym człowiekiem, ale w głębi duszy marzył o spokoju... O cichym domku, gdzie mieszkałby sobie z Yennefer z dala od cywilizacji, magów, elfów. Definiują nas także dążenia - spokój wewnętrzny kojarzy mi się właśnie z ideą mężczyzny - może dlatego, że sam usiłuję sięgnąć tego ideału?
MO: Czytając Twoje opowiadania widzę w nich dystans do świata, do rzeczywistości. Taki dystans jest w pewnym sensie związany ze stanem spokoju wewnętrznego. Faktycznie go osiągnąłeś, czy nadal szukasz?
Krzysztof: Szczęście osiągamy dążąc ku niemu - może ze spokojem jest podobnie?
MO: Jak zaklasyfikowałbyś swoje opowiadania? Przyznam szczerze, że mam z tym problem. Nastrój grozy i lęku, ale przy tym niezwykle piękny, prosty, chwilami wręcz poetycki język, bez nadmiernych wygibasów stylistycznych.
Krzysztof: Och, nie będę nawet próbował się „autoszufladkować”. Zostawiam to czytelnikom... Ze swojej strony mogę powiedzieć, że kiedy zaczynam pracę nad nowym utworem, to nigdy nie zakładam z góry, że będzie to fantastyka, horror czy opowieść obyczajowa. Zazwyczaj wątki w pewnym momencie same skręcają w kierunku grozy, światło się mroczy, blask ciemnieje etc. Przykładem mogą być moje opowiadania z antologii "O, choinka!" - świąteczny nastrój, kolędowanie na ekranie - i nagle z otchłani wypełza jakiś potwór...
MO: Czyli opowiadania niejako piszą się same? Ty tylko zaczynasz, a potem samo się toczy, właściwie bez Twojego udziału, Ty tylko nadajesz temu formę?
Krzysztof: Tak. Daję swym bohaterom autonomię, niech się nią nacieszą. Tym bardziej, że zazwyczaj w końcówce utworu zostaną jej w sposób drastyczny pozbawieni (śmiech).
MO: Czyli jednak to autor ma ostatnie słowo?
Krzysztof: Jednak.
MO: Stworzyłeś postać Perdykalomenopaulosa, muzy płci męskiej. Czy Twoja muza, pomagająca Ci w poszukiwaniu weny jak Perdykalomenopaulos Myronowi, także jest płci męskiej?
Krzysztof: (śmiech) Ciekawe, czy właściwie odczytuję intencję pytania? Moje muzy bez wyjątku były i są płci żeńskiej. To w Waszych, kobiecych oczach i twarzach szukam akceptacji dla mojej twórczości. Natomiast postać Perdykalomenopaulosa... Moją intencją w tym opowiadaniu było wyszydzenie pewnych utartych schematów. No wiesz - na temat pisarza tworzącego tylko i wyłącznie pod wpływem natchnienia. Moje zdanie w tej kwestii najlepiej wyraził jakiś pisarz, którego nazwiska nie pomnę – „codziennie siadam rano i zaczynam pracę - jeśli przyjdzie wena, powinna mnie zastać w trakcie pisania”. A muzy? Tu chodzi raczej o wspomnianą akceptację, czy nawet zachwyt, których szukam w ich oczach...
MO: Nie, nie, nie było takich podtekstów w pytaniu. Pytałam raczej o byt konceptualny. Jak wyobrażasz sobie swoje „wenę”? Siedzisz i pracujesz, a tu pojawia się Wena. I kim jest? Eteryczną dziewoją, szepczącą do ucha, czy właśnie bardziej muskularnym mężczyzną, kpiąco komentującym wszystkie Twoje myśli?
Krzysztof: Hmm... Raczej toczę wtedy rozmowy z którąś ze swoich osobowości mnogich (śmiech). Rozdwojenie jaźni bardzo pomaga pisarzom.
MO: Nie jestem do końca pewna, czy chcę znać odpowiedź na to pytanie, ale co tam, raz kozie śmierć. A ile tych osobowości posiadasz?
Krzysztof: Ale pytasz mnie, czy moje „drugie ja”?
MO: Pytam Ciebie, ale odpowiedzieć może Twoje drugie ja. Ilu Was siedzi w głowie Krzysztofa Maciejewskiego?
Krzysztof: Odpowiem poważnie (śmiech). Mam wrażenie istnienia dwóch Krzysztofów. Pierwszy z nich to wcielenie chaosu, bałaganu i emocji - być może jakaś moja artystyczna jaźń. Drugi jest nieco bardziej uporządkowany, przyziemny i stonowany - więc często temperuje wyskoki tego pierwszego...
MO: Gdy przeczytałam Twoje opowiadanie Haiku Orfeusza, po prostu zaniemówiłam z zachwytu. Nie dość, że pięknie napisana proza, rewelacyjny pomysł, mail od Kaliope – absolutny majstersztyk, to jeszcze te fantastyczne haiku. Nadal je pisujesz, czy to tylko jednorazowa wena, na potrzeby opowiadania?
Krzysztof: Dziękuję. Prawdę mówiąc, te haiku to jakiś odprysk moich młodzieńczych harców na niwie poezji. Chyba większość z nas w wieku kilkunastu lat pisała wiersze. Niektórym zostało to na całe życie. Ja skłaniam się ku prozie. Ale w Haiku... znalazły się fragmenty dawno napisanych strofek. Czyli - to był taki misterny plan upublicznienia moich nastoletnich dokonań (śmiech).
MO: Dużo takich perełek z czasów nastoletnich kryje się jeszcze w Twoich szufladach? Opowiadania? Powieści?
Krzysztof: Jeszcze nigdy nie napisałem powieści... A w szufladach są głównie wiersze, bo opowiadania poddaję rewitalizacji i zamieszczam w różnych miejscach.
MO: A wiersze wyjdą kiedyś z szuflad, czy pozostaną już w nich? Może trafią, jak haiku, do opowiadań?
Krzysztof: Wiesz, im jest bardzo dobrze w tej ich Szuflandii (śmiech). Ale jeśli jakiś postanowi zaistnieć w opowiadaniu, to może dam mu szansę?
MO: Osiem, zbiorek Twoich opowiadań, wydany w tym roku, to kolejne opowiadania, które mnie powaliły. Ale chyba największe wrażenie zrobił na mnie Album bladej pamięci. Przedstawiasz obraz Sądu Ostatecznego zupełnie inny od tego, który zwykle mamy przed oczami. Czy naprawdę sądzisz, że tak to może wyglądać? Kulturalna pogawędka, teczka z dokumentami i wóz albo przewóz?
Krzysztof: Tak się to odbywa, sam to przeżyłem (śmiech). Cały czas jesteśmy poddawani osądowi i o tym jest to opowiadanie.
MO: W sumie ta wersja bardziej mi odpowiada niż wycie potępionych i smród otchłani piekielnej. Stale jesteśmy poddawani osądowi. I faktycznie uważasz, że w niebiańskich archiwach jest taki bałagan i mnóstwo nieścisłości? To byłoby nawet dość pocieszające - może coś udałoby się przemycić, przecież każdy popełnia błędy...
Krzysztof: No widzisz - odnalazłaś w tym opowiadaniu pozytywną stronę. Wierzę w ten rozgardiasz tam, na górze...
MO: Zafascynowała mnie też postać Pożeracza Snów z opowiadania Potwór i drzewo. Niby demon, ale wydaje się wręcz łagodny w swoim podejściu do drzewa. To dość oryginalny pomysł. Zwykle demony budzą strach i przerażenie (jak w innych Twoich opowiadaniach). Są dobre i złe demony?
Krzysztof: Demon jest w każdym z nas, a wartościowanie typu dobry/zły niekoniecznie znajduje za każdym razem zastosowanie. Dodam może, że postać Pożeracza Snów znajdzie pewne swoje rozwinięcie w powieści, którą właśnie piszę.
MO: Zdradzisz jakieś szczegóły?
Krzysztof: Och, za wcześnie na takie nieprzystojne obnażenie (śmiech). Zdradzę tylko, że mottem książki jest cytat z powieści Jonathana Carolla Dziecko na niebie...
MO: No to ja już nie mogę się doczekać. Wracając do dobrego demona, mam wrażenie, że w wielu Twoich opowiadaniach jest takie drugie (w sensie pozytywne) dno - niby demon, a jednak nie do końca zły, niby Sąd Ostateczny, ale jednak lekki rozgardiasz i coś uda się przemycić. Może dlatego tak dobrze się je czyta - są wielowarstwowe. Ale skoro mowa o warstwach, to zapytałabym o debiut literacki. Osiem wyszło niedawno, więc jesteś na bieżąco z tym tematem. Mam wrażenie (może mylne), że debiut literacki to zdarzenie właśnie warstwowe - lub etapowe, jak kto woli. To kiedy Autor ma największą tremę? Gdy pokazuje swoje teksty pierwszemu czytelnikowi (rodzina, przyjaciele), gdy wysyła do wydawnictwa, czy gdy wreszcie książka trafia do księgarni?
Krzysztof: Trema pojawia się za każdym razem, przy każdym etapie - przynajmniej tak dzieje się w moim przypadku. Bo wszystko jest nowe i nieznane - pierwsze reakcje czytelników i wydawców, oczekiwanie - trzeba mieć dużo cierpliwości (śmiech)... Potem stres przychodzi przy czytaniu recenzji, przy spotkaniach autorskich i... przy udzielaniu wywiadów.
MO: Żartujesz chyba, że teraz też masz tremę. To w końcu Ty jesteś konserwą i zgredem - to ja powinnam się bać Twojej autokreacji i mieć tremę, że rozmawiam z Pisarzem (i mam). Czyli jednak, biorąc pod uwagę te stresy, wydanie książki nie jest takie łatwe dla autora?
Krzysztof: Indywidualna sprawa, jak sądzę... Mówimy wszak o debiucie, a to jest zawsze spełnienie jakiegoś marzenia, dla pisarza jednego z najważniejszych w życiu. Marzyciele są zestresowani.
MO: Drążmy dalej Twoją twórczość. Opowiadanie Rycerze w opresji opublikowane na niedobreliterki.pl i opowiadania ze zbioru Bizarro dla początkującychGliniany rycerz, Rycerz z wytrąconym mieczem i Rycerz marnotrawny – to cztery (może jest ich nawet więcej) z Twoich opowiadań, gdzie bohaterami są rycerze. Czyżby pociągało Cię bieganie z mieczem i uwalnianie dziewic od smoków?
Krzysztof: Po prostu bardzo lubię konwencję fantasy, także w jej humorystycznej odmianie. Powiem Ci, że z tym mieczem trafiłaś „w sedno tarczy” (śmiech). Ja nawet dla potrzeb internetowego wcielenia przybrałem pewien przydomek kojarzący się jednoznacznie czytelnikom tego gatunku. Kilka lat temu na forum Gazeta.pl/Książki dość często pojawiały się komentarze niejakiego Drussa - to byłem ja... Kiedyś przeczytałem powieść Davida Gemmella pt. Legenda, w której główną postacią był właśnie Druss - niegdyś wspaniały rycerz, teraz staruszek... W moim internetowym nicku nie chodziło nawet o identyfikowanie się z tym bohaterem, ale o nastawienie do... czytania. Oto bowiem w książce, która miała być tylko i wyłącznie czytadłem, której okładka była przerażająco wręcz beznadziejna, odnalazłem więcej, niż oczekiwałem. Niby mamy do czynienia z tzw. heroic fantasy, ale postaci u Gemmella są zachwycająco wielowymiarowe. Nie oceniam książek wedle okładek, czy działów literackich - właśnie od tamtej pory...
MO: Skoro już zahaczyliśmy temat książek, to jakie pozycje zrobiły na Tobie największe wrażenie? Takie „must read” Krzysztofa Maciejewskiego?
Krzysztof: Książki takich pisarzy, jak: Italo Calvino, Alessandro Baricco, Stephen King, Graham Swift, Ian McEwan, Jorge Luis Borges, Jonathan Carroll... Mógłbym długo wymieniać.
MO: A konkretne tytuły? Takie, które rzuciły Cię na kolana.
Krzysztof: Z wymienionych autorów - Niewidzialne miasta Italo Calvino, Ocean morze Baricco, Lśnienie Kinga, Światło dnia Swifta, Pokuta McEwana, Biblioteka Babel Borgesa, Kraina Chichów Carolla...
MO: Jakie cechy musi mieć książka, żeby Cię zachwycić? Na co zwracasz największą uwagę, czytając?
Krzysztof: Och, wyjątkowo trudne pytanie! Książka musi spełniać wiele mych kaprysów (śmiech). Język, struktura opowiadania, bohaterowie, z którymi można się utożsamić (a to zwykle znaczy, że są dobrze napisani), świat przedstawiony...
MO: Czy te same wymagania stawiasz sobie jako autorowi? Tak samo krytycznie oceniasz swoje teksty? (Tak, wiem, ostateczna ocena należy i tak należy do czytelnika.)
Krzysztof: Staram się być wobec siebie jeszcze bardziej krytyczny.
MO: Przygotowując się do naszej rozmowy znalazłam niezwykle ciekawą informację, że poprowadziłeś podczas Grojkonu 2011* prelekcję na temat Motyw bliźniąt w horrorze. Naprawdę taki motyw przewija się w kulturze grozy?
Krzysztof: Naprawdę - przy czym najczęściej są to strasznie zużyte kalki w rodzaju „dobry bliźniak i zły bliźniak”, „tajemne, bliźniacze więzi” etc.
MO: Pokusisz się o krótkie omówienie z przykładami? To może być bardzo interesujące.
Krzysztof: Z bliźniętami jest o tyle ciekawa sytuacja, że stanowią jakiś rodzaj żartu stworzenia. Bo z jednej strony to jakby przypadek uwięzienia pojedynczej duszy w dwóch ciałach, a z drugiej - identyczny bagaż genetyczny i odwieczne konflikty... Archetypy nawet. Dobry bliźniak kontra zły bliźniak to dychotomia mająca swoje początki jeszcze w mitach sumeryjskich - Ormuzd vs Aryman, prawda? Tytuły nasuwające się w tym momencie to Dwaj bracia... Braci Grimm, Zły bliźniak Gary'ego Troupa, Sekrety nieśmiertelnego Nicholasa Flamela Michaela Scotta...Jest horror małżeństwa Eddingsów - niezbyt dobry - pt. Pieśń Reginy... Dalej: częstym motywem występującym w książkach i filmach z kręgu grozy są eksperymenty na bliźniętach - niestety, ten motyw ma prawdziwe źródło w niezbyt odległej historii i badaniach doktora Mengele. Jest tych wątków co niemiara. Bo tak naprawdę bliźnięta wzbudzają strach - wystarczy przypomnieć sobie pewne dwie, urocze dziewczynki ze Lśnienia Stanleya Kubricka. Ach - klauzula ujawnień - jestem ojcem bliźniąt!
MO: A co było wcześniej - zainteresowanie motywem bliźniąt czy dopiero Twoje bliźnięta sprawiły, że zwróciłeś na ten motyw uwagę?
Krzysztof: Nie interesowałem się tym tematem wcześniej. Pewnych rzeczy trzeba jednak doświadczyć osobiście...
MO: Czy jako zarówno teoretyk, jak i praktyk tego zagadnienia, wykorzystasz (a może już wykorzystałeś, tylko o tym nie wiem) motyw bliźniąt w jednym ze swoich opowiadań?
Krzysztof: To jest rzecz godna rozważenia, chociaż dość trudno jest uciec ze ścieżki schematu. Pisarzowi równie trudno, co czytelnikowi, który ma określone oczekiwania wyrosłe z lektur i kinowych seansów.
MO: Niedawno zaczął się nowy rok. Masz jakieś postanowienia noworoczne?
Krzysztof: Mniej czytać, więcej pisać... Chociaż nie będzie to łatwe, bo w tej materii podzielam zdanie Borgesa, który mawiał: „Niech inni chełpią się stronicami, jakie napisali; mnie napawają dumą te, które przeczytałem”.
MO: Dobre postanowienie. Wobec tego życzę, aby udało się go dotrzymać i niecierpliwie wyglądam na księgarnianych półkach powieści z Pożeraczem snów w jednej z ról oraz opowiadania o bliźniętach na Gryzipiórku. Dziękuję za poświęcony mi czas i miłą rozmowę.
Krzysztof: To ja dziękuję.


*Grojkon to ogólnopolski festiwal kultury i rozrywki zrzeszający miłośników fantastyki i gier fabularnych oraz wszelkiego rodzaju pokrewnych grup (fani filmu, gier komputerowych, pasjonaci kultury japońskiej). W 2011 r. odbyła się 5 edycja festiwalu.



Krzysztof Maciejewski - rocznik 1971, dziennikarz, recenzent, pisarz, którego ulubionymi zajęciami są czytanie i pisanie (miły zbieg okoliczności). Ojciec bliźniąt i osobista ładowarka elektrostatyczna dwóch kotów. Posiadacz niezliczonych regałów z książkami. Ponad wszystko nie cierpi obłudy.
Publikował w wielu gazetach i czasopismach. Wyróżniony w konkursie Gildii Horroru za krótkie opowiadanie grozy. Opublikował zbiór opowiadań „Osiem” w Wydawnictwie Forma. Jego opowiadania znalazły się także w antologiach: „City 1. Antologia polskich opowiadań grozy”, „City 2. Antologia polskich opowiadań grozy”, „Bizarro dla początkujących”, „Śmierć w okopach”, „2011. Antologia współczesnych polskich opowiadań”, „31.10. Halloween po polsku” oraz "O, choinka! Czyli jak przetrwać święta".

1 komentarz:

  1. "Mniej czytać, więcej pisać..."- to jest bardzo trafne... "Chociaż nie będzie to łatwe, bo w tej materii podzielam zdanie Borgesa, który mawiał: „Niech inni chełpią się stronicami, jakie napisali; mnie napawają dumą te, które przeczytałem”. Dla mnie te słowa to: sedno prawdy, mojej, jako być lub też nie- autorki

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!