Irytujący pisk porannego budzika nie dał się zagłuszyć ani poduszką zarzuconą na głowę, ani jeszcze trochę wyczuwalnym szmerglem od zeszłonocnej whisky. Po trzydziestu sekundach nieprzerwanego skowytu dźwięk przeszedł w pulsacyjne piski, a panel przy łóżku zmienił kolor na niebieski. Oznaczało to, że Opiekun wysłał informację do sztucznej inteligencji jego mieszkania, które za chwilę rozświetli poranne słońce zza podnoszących się rolet. Chwilę później poczuje zapach kawy. Derek zawsze zastanawiał się dlaczego system nie przydzieli mu lepszego gatunku pobudzającego napoju? Skoro jego obecność w biurze o szóstej jest aż tak konieczna, to chyba warto byłoby napędzić go od rana silniejszym paliwem?
W drodze do firmy wykorzystał jedną dziesięciominutową przerwę na kupno ciepłego pączka. Automat dodał kalorie do jego profilu przypominając skrupulatnie, że do rozpoczęcia jego zmiany zostało już tylko pół godziny.
- Jedź do firmy trzecią trasą, nie przekraczaj 50 kilometrów na godzinę – wydał komendę Opiekunowi i cieszył się dodatkowymi chwilami relaksu. Odsunął fotel samochodu bardziej do tyłu, włączył playlistę ulubionej muzyki na ciężkie ranki i wgryzł się w słodką przekąskę. Auto sunęło spokojnie dłuższą trasą sterowane precyzyjnie systemem opieki miasta.
Słońce wychylało się nieśmiało zza pomarańczowych chmur gdy przechodził przez bramkę kontrolną. Mijani współpracownicy z nocnej zmiany, których imion nigdy nie spamiętał, machali najpierw do kamer Opiekuna, potem do niego. Identyfikacja twarzy odbijała ich wirtualne karty, żegnając na kilkanaście godzin.
- Słyszałeś o nowym przydziale na szóste piętro? - usłyszał zza pleców, siląc się na krzywy uśmiech w stronę kamery.
- Na szóste? Po kim?
Amanda zasłoniła twarz kruczo czarnymi włosami i odwróciła głowę od obiektywu. Jej identyfikator zaświecił się jednak na zielono, a bramka otworzyła. Dopiero wtedy dostrzegła mniejsze, szklane oko obserwujące ją z podłogi.
- Cholera! Przysięgam, że wczoraj tu tego nie było. Kiedyś znajdę ten ślepy punkt... zobaczysz! - ostatnie słowo wykrzyczała machając nad głową ręką zaciśniętą w pięść.
- Amanda, szóste?
- A! No tak - uspokoiła głos zrównując z nim tempo kroku. A może to on przyspieszył do niej? - Jakiś analityk dostał zawału na stołówce. Podobno miał trzysta punktów nadwagi w profilu.
- Trzysta?! Jakim cudem?
- Bo żarł jak świnia i miał w dupie raporty na swój temat. Też powinieneś czasem spróbować.
- Żreć jak świnia?
- Mieć w dupie.
Doszli do głównego wejścia i ustawili się w kolejce do windy. Wybrali tę najbardziej z lewej, by uniknąć Wandy z księgowości. Zawsze rano opowiadała o swoim synu odnoszącym sukcesy na ósmym, w głównej siedzibie.
- No więc padł mordą w tłuczone ziemniaki i nikt nawet nie próbował mu robić usta usta. Pewnie byli już najedzeni - zarechotała dostatecznie głośno, by dwie dodatkowe kamery zwróciły się w ich stronę. Derek uspokoił je pojednawczym gestem i uszczypnął Amandę w ramię.
- Au! Nie tak mocno, bo się podniecę, a mam dziś dużo roboty.
- Am...
- Dobra już dobra. Więc na szóstym jest wolne miejsce czekające na świeży tyłek. I wiesz co?
- Co?
- Słyszałam, że to będzie twój.
Wysyczała jak nastolatka szczypiąc go w pośladek. Winda przyjechała po chwili i Derek wjechał na piąte piętro, nie wypowiadają po drodze już ani słowa.
Czterysta pięćdziesiątą szóstą poprawkę kodu podsystemu jedenastego z ósmej hierarchii drugiego poziomu skończył za pięć 18. Oczy wychodziły mu z orbit, ale wiedział, że odwalił dzisiaj kawał dobrej roboty. Zmiany były kosmetyczne. Jak zawsze. Żadnych wyższych funkcji. Nic związanego z algorytmami sztucznej inteligencji sprawującej pieczę nad całym kontynentem. Tylko drobne łatanie dziur tam gdzie ktoś zapomniał lub przeoczył jakiś niedoskonały fragment kodu. Starał się nie myśleć o tym, że niedługo to wszystko może się zmienić. Szóste, ostatnie piętro ich budynku było przepustką, na którą czekał od lat. Mając ją w ręku mógłby w ciągu dwóch lat uzyskać pozwolenie na transfer do sektora testowania, później analizy, aż wreszcie głównego kodowania. To tam pływały największe rekiny. Tam pisano pierwsze linijki kodów nowych funkcji. Nie znał nikogo kto się tym zajmował, ale całe rzesze informatyków dbały, by Opiekun działał od lat jak najlepiej naoliwiona maszyna trzymająca wirtualną rękę na pulsie tego i innych miast. Od zarządzania dystrybucją energii, przez kontrolę oczyszczalni wody, aż po temperaturę deski klozetowej w jego toalecie. Chciał wlać trochę smaru między tłoki tej maszyny, a nie tylko polerować jej karoserię.
Po pracy skoczyli z Amandą na piwo wykorzystując do granic możliwości ostatnie obniżki cen ich ulubionego napoju. Fantazjowali o wyższych uprawnieniach i możliwości rzucenia okiem na oryginalny kod. Choćby na sekundę. Jak zwykle snuli też domysły o innych placówkach.
- Słyszałem, że w Berlinie mają już te zautomatyzowane kawiarnie, do których robiliśmy poprawki w zeszłym roku.
- Ja czytałam, że są w Genewie.
- Tak czy siak ciekawe kiedy będą u nas? Czemu Londyn jest zawsze ostatni?
- Polityka, środki... diabli wiedzą. Chcesz jeszcze jedno?
Nie musiał odpowiadać. Jego mimika i gesty były oczywiste dla wszystkich zgromadzonych. Tym bardziej dla miejskiego systemu opieki. Amanda podeszła do baru odbierając już czekające na nią dwa piwa.
Po dwunastej wracali w stronę jego budynku ciemnymi uliczkami, podtrzymując się nawzajem. Ich rozświetlone sylwetki rejestrowane przez czujniki ochrony wyglądały jak pacynki na rękach średnio uzdolnionego lalkarza. Obserwator słyszał dźwięk nagranego głosu Dereka Rone`a proponującego kawę u niego. Przyspieszone tempo i rozszerzone źrenice Amandy Stiles sugerowały, że jej odmowa nie jest szczera. Po 2,23 sekundy przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Kobieta i mężczyzna szamotali się chwilę przy drzwiach, po czym nie zwalniając uścisku wpadli na klatkę i do domu, nie zwracając nawet uwagi na samodzielnie otwierające się przed nimi drzwi. Opiekun torował im drogę nie przerywając skanu nawet na ułamek sekundy. Kochali się w sypialni używając pozycji misjonarskiej i na jeźdźca. Stosunek trwał 23 minuty i 17 sekund. Analiza poziomu alkoholu w ich krwi wymagała zmiany godziny budzenia o 90 minut i dostosowania jadłospisu śniadania.
Poranna kawa smakowała lepiej. Informacja o dodatkowym, półtoragodzinnym odpoczynku dla ich dwójki też wprawiła ich w znakomity humor. W historii firmy nie zdarzyło się jeszcze, by taki bonus zapowiadał coś złego. Siedzieli więc naprzeciwko siebie, delektując się perfekcyjnie ściętymi jajkami oraz idealnym towarzystwem. Na początku ich znajomości zdarzało im się budzić rano z potwornym kacem moralnym. Szybko zrozumieli jednak, że zadręczanie się nie miało większego sensu. Mieli świetne posady, perspektywy na przyszłość i życie tak lekkie jak wszyscy ich znajomi. Czym mieli się stresować?
Do biura przyjechali dziesięć minut przed czasem. Rozstali się jak zwykle, wychodząc z windy w różnych kierunkach. W drodze na swoje miejsce Derek odebrał aktualizacje kodów i nalał sobie w kuchni kubek słabego latte. Nie potrzebował kofeiny, by trzymać się na nogach. Czuł się znakomicie. Chciał po prostu jeszcze przez chwilę się rozpieszczać.
Przywitał się z Danielem i Sarą z boksów obok i usiadł za biurkiem. Dopiero gdy włączył komputer i pociągnął trzeci łyk z kubka, zauważył firmową kopertę pod monitorem. Była zabezpieczona jednorazową pieczęcią ze znacznikiem RFID. Po jej otwarciu sygnał radiowy krótkiego zasięgu wysyłał wiadomość do systemu o odbiorze. Wewnątrz firmy takie listy stosowano tylko w bardzo konkretnych przypadkach. Zawsze wtedy gdy informacja o przeczytaniu notatki musiała zostać zanotowana w archiwum. W razie gdyby odbiorca chciał wypierać się, że ją otrzymał.
Przełknął ślinę. Sięgnął po cienką kopertę i zerwał pieczęć jednym szybkim ruchem. Jak plaster z rany. Nie zabolało go, ale też nie uspokoiło. Dopił szybko kawę, która nagle stała się za słodka i za słaba. Wyjął ze środka kartkę z urzędowym drukiem i czytał nie mogąc uwierzyć, że go to spotkało.
- Boże Derek, tak mi przykro! - wykrzyczała Amanda znad ścianki jego boksu. W rękach trzymała taką samą przesyłkę. Dyszała lekko. Wiedział dobrze, że nie z powodu krótkiego biegu do jego stanowiska. - Dopiero to przeczytałam. Ja... dostałam to miejsce na szóstym piętrze.
Spojrzał na nią z mieszanką radości, wściekłości i wyrzutów sumienia w oczach. Nie chciał uwierzyć, że to się dzieje. Co z nim teraz będzie? Co będzie z nimi? Dadzą sobie radę, mimo granicy, która właśnie wyrosła na ich drodze? Postanowił, że tak. Po prostu. Stwierdził, to nie zostawiając sobie miejsca na wahanie. Sytuacja będzie przecież ciężka dla nich dwojga. Muszą się wspierać.
- Wiem. Gratuluję – powiedział spokojnie uśmiechają się do niej szczerze. - Ja dostałem transfer do siedziby w Niemczech – dodał pokazując swoją przesyłkę.
Dwa dni później Derek był już w Berlinie. Nie było innej możliwości, zgodzili się co do tego bez dłuższej dyskusji. Zresztą wszystko ułoży się doskonale. Z szóstego piętra Amanda miała przecież bardzo szybką drogę do awansu. Za kilka miesięcy poprosi o przeniesienie do Berlina i zapewne jej się to uda. A jeśli nie, to przecież zautomatyzowany transport kosztował już grosze.
Po wyjściu z terminala wybrał taksówkę i wskazał jej systemowi żądany adres.
- Ulice są tu równie czyste i puste co u nas. Odezwę się później. Jak szóste piętro? - napisał do Amandy czekając na wieści o jej wyższej pozycji. Wczoraj była jeszcze w lekkim szoku. Dzisiaj na pewno zaczęła już przyzwyczajać się do nowego otoczenia. Nie odpowiadała. To dobrze. Znaczyło to, że miała pełne ręce roboty.
W biurowcu przywitała go Fran, Belgijka z idealnym akcentem, której mąż, jak się szybko okazało, został rok temu przeniesiony do Berlińskiego szpitala na Leipziger Platz. Uzupełniał jego kadrę.
- Z tymi nowymi robotami chirurgicznymi głównie się tam obija - zażartowała.
- A ty?
- Zaparzam kawę i przyjmuję sympatycznych młodzieńców w lobby tego biurowca. Dzwoń na informację jeśli będziesz czegoś potrzebował.
Derek uścisnął jej dłoń, potwierdził dane w cyfrowym identyfikatorze i stanął w kolejce do windy.
Na drugim piętrze znalazł swoje biurko bez problemu. Układ pomieszczeń był identyczny jak w londyńskiej placówce. Gdyby nie inne twarze za konsolami, mógłby przysięgnąć, że nadal jest w Anglii. Ustawił na blacie nim kilka prywatnych rzeczy. Zalogował się do systemu tylko po to, by po minucie zostać odciągniętym od klawiatury przez rudowłosego mężczyznę w jego wieku.
- Ty jesteś Derek? - zapytał tamten wychylając się zza niskiej ścianki jego boksu.
- Tak.
- Jestem Klaus. Witaj w Berlinie! Jak ci się u nas podoba?
- Przyjechałem prosto z lotniska.
Klaus cmoknął głośno mrużąc jednocześnie oczy.
- Tak nie może być. Wieczorem idziemy z kilkoma znajomymi na miasto. Masz ochotę?
- Jasne.
- Świetnie! Przed wyjściem, o 18.
Uścisnęli sobie dłonie, wymieniając się od razu danymi kontaktowymi. Derek wrócił do monitora z uśmiechem na twarzy.
Pierwszego dnia wyrobił tygodniową normę. Nie czuł jednak zmęczenia. Zadania, które przydzielił mu system były bardzo podobne do tych, nad którymi pracował od lat, ale dotyczyły nieco innej tematyki. Zresztą był pewien, że „świeżaki” zawsze mają ciężej. Za kilka miesięcy powinien dostać kolejny awans. Może wcześniej dostanie też inne zadania, coś z wewnętrznych kodów Opiekuna. Nie mógł się już doczekać. Póki co musiał tylko wytrzymać jeszcze trochę monotonię mniej istotnych zleceń. Miał przecież w tym doświadczenie, więc wiedział, że da radę.
Amanda odpisała dopiero wieczorem, gdy siedział z nowymi znajomymi w trzeciej z kolei kawiarni. Ona też świętowała. Należało się jej. Pisała, że na szóstym jest tak jak niżej, tylko trochę więcej głębokiej analizy struktur kodu. Nic czego nie byłaby w stanie opanować w dwa miesiące. Cieszyła się z większego boksu i szybszego sprzętu.
- Ale kawa jest tak samo paskudna – pisała na końcu sprawiając, że śmiał się sam do siebie.
- Odłóż ten telefon i opowiedz nam o angielskiej siedzibie – strofował go Klaus.
- Co chcecie wiedzieć?
- Wszystko! - wykrzyczeli podchmieleni Niemcy.
- Wiecie jak to jest, widziałeś jedną, to widziałeś je wszystkie - zażartował.
- A czytałeś o tych zautomatyzowanych kawiarniach w Paryżu? Nie mogę się ich doczekać!
- Ja słyszałem, że są w Genewie - odparł Derek z przyjemnością przyjmując kolejnego drinka, którego dopiero planował kupić. System zamówił go dla niego, realizując plan dzisiejszego wieczoru, który zakładał połączenie mężczyzny z bardziej uległą kobietą z tego działu. Kamera ukryta w suficie baru cały czas przesyłała dane do Obserwatora. Profil Dereka Rone’a został zaktualizowany o kilka nowych zmiennych. Model psychologiczny planujący działania związane z tym człowiekiem poszerzył się o 6 gałęzi możliwości. Zaplanowana dla niego ścieżka dawała 89% prawdopodobieństwa, że w tym miejscu będzie pracował bez głębszych refleksji przez 3 lata. Po tym czasie dostanie transfer do placówki w Szwajcarii, gdzie znów będzie pracował nad tymi samymi, tylko lekko zmienionymi kodami. Amanda Stiles była mniej podatna na kierunkowanie. Gdyby teraz ich nie rozdzielił, miałaby negatywny wpływ na posłuszeństwo obydwu jednostek. Ich profile wskazywały 98% szans na to, że kolejne zadania i awanse w firmie pozwolą mu na stałe rozdzielenie tej dwójki. Cieszyło go to na tyle, na ile pozwalały protokoły symulacji uczuć. Usuwanie jednostek nigdy nie sprawiało mu przyjemności.
Analiza grupy mężczyzn trwała 0,75 setnej sekundy. O pięć setnych za długo. Skompensuje to nowa farma serwerowa, której uruchomienie Opiekun zaplanował na przyszły miesiąc. Jego moc obliczeniowa powiększy się dzięki niej o 5%, co pozwoli wreszcie na objęcie jego zasięgiem również sektora wojskowego. Start zautomatyzowanego systemu obronnego hamowały już tylko niezbędne zmiany w kilku ustawach. Dobór jednostek do senatu, który prowadził od 4 lat, zapewniał mu 79% szans na zatwierdzenie jego planów.
Nowa serwerownia dawała też dodatkowe miejsca dla podopiecznych. 340 stanowisk pracy zostało już obsadzonych. Transfery i zadania rozdysponowane. Ludzie będą mieli się czym zająć, nie wchodząc w drogę jego dalszym projektom. Zresztą ich mięsiste palce biegające po klawiszach nie były nawet całkowicie bezużyteczne. Analizy odrzuconych kodów tworzone przez ludzi zawsze stymulowały protokoły symulacji poczucia humoru Opiekuna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!