21 czerwca 2012

Fragment powieści "Colette" Alicji Minickiej


Akcja została ulokowana w XXIV wieku, ale nie jest to science-fiction. W świecie, w którym żyją bohaterowie mojej powieści, rozwiązano szereg współczesnych ziemskich problemów, takich jak chociażby zanieczyszczenie atmosfery, przeludnienie czy brak alternatyw dla węgla i ropy. Jednak, nawet najnowocześniejsza technika, nie pomoże w uporaniu się z dylematami wynikającymi z niezmiennej ludzkiej natury.



Karolina była od niej wyższa i miała posągową figurę, podkreśloną jeszcze obcisłym kombinezonem z imitującego metal materiału w srebrzystym kolorze. Był to ostatni krzyk mody, nawet Laura o tym wiedziała. Tysiące kobiet w różnym wieku paradowało w takim stroju.
- Detektyw Mills – Laura przedstawiła się, błyskawicznie odzyskując właściwe sobie opanowanie. – Pani Karolina Bertillione?
- Tak. Proszę wejść. – Karolina odsunęła się od drzwi i gestem smukłej dłoni zaprosiła ją do środka.
To miejsce diametralnie różniło się od mieszkania Colette. Przede wszystkim było o wiele większe. Dwupoziomowy luksusowy apartament, urządzony wygodnie i gustownie, zapewne przez renomowanego i kosztownego dekoratora. Architektura miejska, zorientowana na maksymalne wykorzystanie terenów mieszkalnych, była mało zróżnicowana. Z tego powodu dużym zainteresowaniem cieszyły się zindywidualizowane projekty wnętrz mieszkalnych.
 Karolina wskazała jeden z foteli ustawionych niesymetrycznie wokół pięciokątnego stoliczka z przezroczystej i delikatnej odmiany glassopleksu.
- Może pani usiądzie – powiedziała.
Tym razem fotel okazał się superwygodny. Odnosiło się wrażenie, że dotyka się czegoś żywego i ciepłego.
 „Nowy biomateriał” – przemknęło Laurze przez myśl.
 Karolina z wdziękiem siadła na drugim fotelu. Założyła jedną nogę na drugą i, oparłszy się wygodnie, spojrzała wyczekująco.
- Już mnie przesłuchiwano i powiedziałam wszystko, co wiem – tonem głosu wyraźnie dawała do zrozumienia, że perspektywa tej rozmowy bynajmniej jej nie zachwyca.
- Byłyście z Colette sąsiadkami, czy dobrze się znałyście? – spytała Laura, ignorując tę uwagę.
- O nie – zaprzeczyła modelka. – Nie miałyśmy przecież ze sobą za wiele wspólnego.
- Jednak widywała ją pani, skoro mieszkałyście naprzeciwko siebie. Colette Crayon też była związana ze światem mody. – To „też” dodała celowo.
 Karolina żachnęła się i zmrużywszy oczy powiedziała chłodno:
- Niezupełnie, pani detektyw. Ja w tym świecie jestem wysoko notowana, a Colette próbowała się do niego dostać. Nie docierało do niej, że nie ma szans.
- Dlaczego?
- Przecież pani widziała te jej projekty – Karolina była niemal rozbawiona, że musi tłumaczyć coś tak oczywistego.
 Laura chwilę zastanawiała się nad następnym pytaniem.
- Nie znam się na projektach – zaczęła wolno. – Pani, to, co innego. Czy może mi pani powiedzieć, dlaczego te projekty są niedobre?
Jej rozmówczyni uśmiechnęła się sie z ledwo ukrywaną wyższością. Wprawdzie wiedziała, że pytanie o jej opinię było ze strony detektyw Mills subtelnym pochlebstwem, ale zwyciężyła w niej wrodzona próżność. Przyzwyczaiła się, że ją podziwiano.
- No cóż – rzekła z wystudiowaną obojętnością. – Widział to każdy, kto miał jakieś pojęcie o modzie. Marcel wyraźnie jej powiedział, że te projekty się nie sprzedadzą.
- Marcel? – Laura była zaskoczona ujawnieniem osoby, która nie figurowała w dokumentacji śledztwa. – Kto to jest?
- Nie wie pani, kim jest Marcel? – Błękitne oczy zrobiły się prawie okrągłe. Karolina patrzyła na nią z niedowierzaniem. – To najsłynniejszy projektant na świecie.

                                                                 * * *
 Pokój, stanowiący miejsce pracy najsłynniejszego projektanta, imponował rozmiarami. Na kilkunastu ogromnych ekranach widniały szkice i gotowe projekty. Dwa główne warsztaty, stojaki z syntetycznymi arkuszami, stały w narożnikach po obu stronach olbrzymiego okna, zajmującego niemal całą zewnętrzną ścianę.
Projektant stał pochylony nad stołem i uważnie studiował jakiś szkic. Uniósł głowę natychmiast, gdy tylko weszła i zamknęła za sobą drzwi.
Od razu do niej podszedł, obrzucając ją pełnym uznania spojrzeniem.
- Zapewne pani Laura Mills – uśmiechnął się.
Była zaskoczona jego wyglądem. Spodziewała się jakiegoś ekscentryka, a tymczasem Pierre Delacroix okazał się zwyczajnym mężczyzną średniego wzrostu, szczupłym i wysportowanym, bez śladu siwizny na brązowych sfalowanych włosach sięgających ramion. Miał około pięćdziesięciu lat.
Nie był ubrany ekstrawagancko i nie nosił nadmiaru ozdób, jak projektant mody ze stereotypu w jej głowie. Na przegubie jego lewej ręki błyskał jedynie mifon.
Od razu skojarzyła, że widziała go parę razy w serwisach informacyjnych.
„Muszę czasem uważniej posłuchać wiadomości” – pomyślała.
Wskazał jej fotel:
- Proszę usiąść. – Sam zajął krzesło tyłem do okna.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci Colette Crayon.
Marcel w zamyśleniu przez chwilę się jej przyglądał.
Wreszcie powiedział:
- Jak pani zapewne wie, nasz dom mody nie podjął współpracy z Colette.
- Czy to pan zadecydował o odrzuceniu jej projektów?
- Tak – odparł bez wahania. – Jestem współwłaścicielem „Boutique” i głównym projektantem. Do mnie należy ostateczne zatwierdzanie projektów do realizacji albo ich odrzucenie. Z Colette rozmawiałem czysto prywatnie, na prośbę Carli. Nie znałem jej przedtem.
- Proszę mi szczerze powiedzieć – Laura pochyliła się w kierunku Marcela, jakby nie chciała uronić żadnego słowa. – Czy projekty Colette były aż tak niedobre?
- Nie, nie były – odparł zdecydowanie. Po chwili dodał: – Powiem więcej, były świetne.
- Więc dlaczego je pan odrzucił?
Milczał. W końcu powiedział:
- Chyba nie za wiele pani wie o świecie mody.
- Nie wiem nic.
Marcel pokiwał głową.
- Colette też nie wiedziała. Była taka naiwna. Idealistka bujająca w obłokach. Świat mody był dla niej za brutalny. To świat dla takich drapieżników jak Karolina. Colette chciała sprzedawać swoje artystyczne wizje, a one kiepsko się sprzedają.
- Pan przecież też jest artystą – wtrąciła, nieco zbita z tropu jego wywodami.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Pani mi się bardzo podoba. Ja handluję na co dzień złudzeniami, a pani poszukuje prawdy.
Wstał z krzesła i wyciągnął w jej kierunku rękę, mówiąc:
- Chciałbym pani coś pokazać.
Dotknął przycisku na mifonie. Ściana rozsunęła sie, ujawniając przyciemniony pokój pozbawiony okien. Gdy weszli, zapaliło się światło, doskonale imitujące naturalne światło słoneczne. Pomieszczenie było malarską pracownią i jednocześnie galerią.
Szczególną uwagę przykuwał obraz wiszący centralnie na ścianie na wprost wejścia. Przedstawiał zachód słońca nad jakąś planetą. Czerwonawe światło było tak sugestywne, że zdawało się jakby przenikać na zewnątrz obrazu, poza jego ramy.
Zafascynowana Laura podeszła bliżej. Przez dłuższą chwilę przyglądała się niezwykłemu widokowi.
Na prawo, na sztaludze stał niedokończony obraz. Granatowe odcienie na wzburzonym morzu i skłębionych chmurach potęgowały nastrój grozy.


Colette, Alicja Minicka, Wydawnictwo Radwan - do nabycia w księgarniach.
 

16 komentarzy:

  1. Ponieważ zarzucono mi brak konkretnych argumentów - wpisuję tutaj bardzo konkretnie w odniesieniu do fragmentu (z fragmentu) powieści.
    Pokazuję tylko problemy w redakcji literackiej owej sceny

    "Architektura miejska, zorientowana na maksymalne wykorzystanie terenów mieszkalnych, była mało zróżnicowana. Z tego powodu dużym zainteresowaniem cieszyły się zindywidualizowane projekty wnętrz mieszkalnych." - to brzmi jak z folderu promującego usługi developera. Warto nadać temu zdaniu literacki charakter.

    "Założyła jedną nogę na drugą" - tu zastosowano dość ryzykowne zniekształcenie frazeologizmu "założyć/zakładać noga na nogę", co oznacza konkretna pozycje nóg podczas siedzenia. Tu dodatkowo zastosowanie liczebników spowodowało, że... możemy domniemywać, ze miała jeszcze jakieś nogi

    "perspektywa tej rozmowy bynajmniej jej nie zachwyca." - ja bym sprawdziła, czy to jest poprawnie. Mnie zatrzymało.

    "Jej rozmówczyni uśmiechnęła się sie z ledwo ukrywaną wyższością. Wprawdzie wiedziała, że pytanie o jej opinię było ze strony detektyw Mills subtelnym pochlebstwem, ale zwyciężyła w niej wrodzona próżność. Przyzwyczaiła się, że ją podziwiano." - tu następuje chaos w odczytywaniu zaimków: jej rozmówczyni - przez jej obserwujemy Mills, tak? Wiedziała - obserwujemy Karolinę, bo to ona interpretuje słowa Mills, Kto ocenia w ostatnim zdaniu? Mills?
    Nie chodzi o to, czy to jest poprawne gramatycznie - ale w takiej narracji mam wrażenie rozgrywania logicznego ping ponga.

    Pokazałam niedoróbki stylistyczne w pierwszej części.
    Wadą i to poważną tekstu są nad-opisy, czyli przedstawianie charakterystyk miejsca, zachowań, etc nie służące w ogóle konstrukcji dramatycznej sceny (a nawet jej przeszkadzające).
    Generalnie postacie są silniej osadzone w wyobraźni autora (nie chodzi o ich powieściową biografię, ale własności w konkretnej scenie), niż w narracji.Przyjrzeć się warto komentarzom przy dialogach - tam zachowania bohaterek mają charakter ADHD emocjonalnego, a w ogóle nie wpływa to na dynamikę sceny. Jest nudna - i myślę, że właśnie przez problemy z prowadzeniem narracji.

    _______________

    Nie znam całej powieści Alicji. Może fabuła kryminalna jest ciekawa, atrakcyjna dla czytelnika - pokazałam, że jest niechlujnie zredagowana i w y d a n a. I być może dlatego, że całkowicie własnym sumptem, bez spojrzenia fachowego i zdystansowanego. To jest niebezpieczeństwo łatwości wydawania i lekceważenia de facto ze strony w y d a w n i c t w a.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten fragment nie rzuca na kolana. Kupując całość wypada mieć nadzieję, że reszta podnosi poziom.
      Zodiak.

      Usuń
    2. Alicja Minicka27 lipca 2012 06:51

      Zodiak,
      Ale na podstawie tego fragmentu została oceniona cała moja twórczość. Zasada jest prosta. Kto przeczyta, ten ocenia. A ocena ma prawo być od A do Z. I tyle. Natasza pretenduje do roli wybitnego krytyka litrackiego i "wyłapuje" błędy innych. Tymczasem sama je popełnia. Czy to uczciwe?

      Usuń
  2. Ojojoj chyba Panie coś do siebie mają. Pani Natasza ździebko przesadza. Ja nie miałem problemu z tekstem Pani Alicji. Niczego sobie. Opis obrazów w galerii całkiem gustowny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Natasza uważniej przygląda się poprawności językowej, nie znalazłem przesady w komentarzach. Wskazuje słusznie błędy. Sam znalazłbym jeszcze parę. A fragment, no cóż, babska literatura dla kobiet, egzaltowana i przyjemna. Zodiak miał rację - na kolana nie powala i nie kupiłbym.

    Pozdrawiam,
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chcę dodać, że życzę sobie być nazywana "BARDZO wybitnym krytykiem" i pozycjonowanie "wybitny" nie zaspakaja mojej ambicji.
    Alicjo - znalazłaś w wpisie pod tym tekstem krytykę całej powieści?

    Zaznaczam, że to Twoje dzieło tu jest publikowane i uprawiając walkę w kisielu na komentarzach do niej tworzymy specyficzny PR.O "Colette" wypowiedziałam się tutaj, odnosząc się do redakcji tekstu (i mam rację)

    OdpowiedzUsuń
  5. Państwo zgodnym chórem krytykujecie sami nie wiecie co. W sumie dzielicie włos na czworo. Widziałem tutaj dyskusję pod opowiadaniem Pani Alicji „Przerwana sonata”. Pani Nataszo, przykro mi, jedzie Pani po bandzie. jak coś panią gryzie to niech Pani załatwia to inaczej. Żenada.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moment, moment!
    Co jest według powyższego, "anonimowanego" głosu ową "bandą"? Wskazanie niedoróbek redakcyjnych w powyższym tekście? Przecież one są faktem: tekst jest niechlujnie zredagowany, pozostawiono oczywiste błędy i nie wnikam, czyja to wina.
    Co mam załatwiać inaczej? Wypowiadam się merytorycznie, na temat tekstu i to, że nie podoba mi się, jest żenadą? Wypowiadałam się i pod innymi opowiadaniami i tam mi nikt nie zwrócił uwagi, że to żenada.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze jedno - aż zajrzałam, co t u t a j, co napisałam o "Przerwanej sonacie" - na pewno o ten i tutaj wpis chodziło? Czy "anonimowy" szukał gdzie indziej? Skądinąd przyniósł niechęć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Nataszo ja się zgadzam z Anonimowym. Naciągane te Pani argumenty. Czytałam Colette. bardzo dobry kryminał. Z ciekawości sprawdziłam Pani profil. Nie widzę żadnych genialnych osiągnięć literackich. Dlatego taka Pani zaczepna.
      Więcej dystansu życzę
      Beata

      Usuń
    2. Nie, nie dlatego, pani Beato, ze odpowiem na zaczepkę. Jedyne zresztą, co pani sprawdziła, to profil bytu wirtualnego "Natasza" i jego (bytu)genialność (lub nie)
      Zajmuję się tym profesjonalnie kulturą, zwłaszcza językiem i jego obecnością w tekstach kultury. Z moimi uwagami może sobie jednak autorka robić, co zechce. Ja je tylko wyartykułowałam.
      Powieść MOIM ZDANIEM jest kiepska literacko, reprezentuje typ literatury wagonowej, pokrewnej produkowanym masowo harlequinom i kryminałom. Oczywiście, na pewno może mieć swoich fanów. Ja omijam taką twórczość łukiem. Nie lubię, czytam okazjonalnie i z reguły zapominam, o czym czytałam, po zamknięciu książki. Tu jedyne, co zapamiętałam, to kiepska, pozbawiona kolorów, smaków i zapachów narracja.

      Natasza


      Usuń
    3. Ciekawe przecież nie czytała Pani całej książki(!). Bez urazy ale w Pani profesjonalizm trudno mi uwierzyć. Wirtualny byt? Jakie ma Pani własciwie osiagnięcia? Prowadzi Pani świetlicę w jakiejś podstawówce?
      Śmieszna Pani jest
      Beata

      Usuń
  8. A na tę zaczepkę już nie odpowiem. Pozdrawiam.
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to chyba za wiele nie ma do powiedzenia o Pani osiągnięciach. Jest Pani dla mnie śmieszna, bo po chamsku krytykuje Pani książkę, której Pani nawet nie przeczytała. Chce Pani pokazać w ten sposób swoją wiedzę i mądrość?
      Pozdrawiam
      Normalna czytelniczka Beata

      Usuń
  9. Ta dyskusja powtarza stary banał: nieważne co, byle gadali...Jednak byle co nie podnosi jakości przekazu.Lepiej wysłuchać krytykę i czegoś się nauczyć niż iść w zaparte, bo fragment literacko lichutki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kotuś, pisze się wysłuchać krytyki. Następny "znawca". Skąd oni się biorą? Niespełnieni frustraci?

      Usuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!