26 maja 2012

Pisać każdy może... - Agnieszka Turzyniecka

A owszem, pisać każdy może. Problem tylko w tym, że nie każdy będzie chciał to czytać :)
Czy pisania można się nauczyć? Osobiście sądzę, że nie. Można pracować nad warsztatem, udoskonalać go, nauczyć się stosować różne zabiegi i techniki, ale bez odrobiny polotu, to i tak wszystko na nic.
Częstym problemem młodych piszących jest dylemat, czy poświęcać czas na własną twórczość, czy lepiej czytać cudzą i się w ten sposób rozwijać. Zakładając, że ma się pracę, dom na utrzymaniu i rodzinę, na jedno i drugie może nam nie starczyć pary. Najlepiej znaleźć złoty środek: trochę czytać i dla równowagi trochę pisać. Jeśli ktoś naprawdę nie ma czasu, to niech lepiej pisze. Prędzej się czegoś nauczy aktywnie uprawiając twórczość literacką niż pasywnie oddając się lekturze. W wielu poradnikach można przeczytać rady fachowców typu: “Czytaj wszystko co ci się nawinie pod rękę, czytaj, czytaj, czytaj.”
Oczywiście nie da się ukryć, że wiele czytając poszerza się zasób swojego języka (między innymi), ale nie jest powiedziane, że jest to warunek konieczny do spełnienia dla każdego kandydata na pisarza. Jeśli ktoś ma naprawdę polot (już nie mówię o talencie, nie lubię tego słowa), da radę napisać coś dobrego bez uprzedniego skonsumowania “wszystkiego, co mu się pod rękę nawinie”. To moje, jakże bardzo subiektywne zdanie. W moim przypadku wygląda to tak, że zdecydowanie piszę. Dlaczego? Bo jak mi się trafi w ręce coś dobrego, dajmy na to, taki Lem albo Marquez, to jestem tak długo pod wrażeniem tego dzieła, że nie mogę zdobyć dystansu potrzebnego mi do pisania własnych “dziełek”. Po prostu Lem z Marquezem biją  mi swoją genialną prozą po oczach i gdzieś między uszami dudni mi niebezpieczne: Ja też bym tak chciała. A stąd już tylko krok do kopiowania. Nie będę drugim Lemem, nie będę drugim Marquezem, bo najzwyczajniej w świecie nie podołam. Mam naturalny i przeklęty dar przejmowania czyjegoś stylu. Totalny brak dystansu powoduje, że zapominam o własnym stylu i piszę zdanie za zdaniem a la Marquez albo Lem. Potem, po długim czasie zwykle, czytam te karykatury i nie poznaję własnego tekstu. Nie widzę swojego pomysłu, swojej ręki, swojego charakteru. I na co mi takie bohomazy? Nawet po przeczytaniu Detektywa potrafię bezmyślnie i przede wszystkim – nieświadomie, przejąć tę ich sucho-sprawozdawczą modłę. Więc wolę pisać. Wolna od wszelkich wpływów zewnętrznych jestem tylko ja i mój pomysł i mój charakterystyczny styl.
Ja tu sobie bajdurzę trochę z przymrużeniem oka, ale tak naprawdę poruszyłam bardzo poważny problem. Wielu młodych ludzi po przeczytaniu jakiejś dobrej książki aż pali się do pisania. Nie widzą, że ta książka ich po prostu zżarła. Wessała  i nie chce popuścić. To nie jest dobra motywacja do pisania. Lepiej odczekać parę dni, może nawet tygodni w zależności od własnej podatności i nabrać dystansu. Fajna książka zblednie, a my będziemy może w stanie odpowiedzieć na pytanie: Czy naprawdę chcę pisać książki, czy chciałem tylko napisać drugiego Wiedźmina/ Ptaśka/ Alchemika? I dobrze jest sobie zainstalować czerwone światełko w główce: ALARM!!! JA TEŻ BYM TAK CHCIAŁ! ALARM!!!
Dlaczego piszę ten artykuł? Przecież jest już Pasja pisania, tam jest już wszystko napisane. Nie wiem, czy mam rację, ale zdaje mi się, że u nas, w tym dziwnym kraju, nie docenia się czegoś takiego jak creative writing. Wciąż jest bardzo mało stron o tej tematyce, lub są one ubogie. Wyżej wymieniona strona jest jedną z niewielu na dobrym poziomie, jakie udało mi się znaleźć. Może u nas oczekuje się, że pisarz powinien tak z zaskoczenia zaistnieć, jak niegdyś Masłowska. Ni z gruszki ni z pietruszki, patrzcie na mnie i podziwiajcie mnie! Tymczasem początkujący piszący przeszukuje codziennie internet, wygrzebuje informacje jak się pisze książki, bo biedak czuje się po prostu niepewnie. Bo nikt go jeszcze nie pochwalił, bo nie stał się narodową gwiazdą w wieku dziewiętnastu lat, bo mu zależy, ale tak naprawdę nie wie nawet, czy coś z tego będzie i czy w ogóle warto. Albo nasz biedny pisarzyna wszedł nieszczęśliwie na Weryfikatorium albo na Portal pisarski, puścił jakiś tekst i go zlinczowali. Nie mam nic przeciwko tym dwóm portalom, sama mam tam konto i można mnie tam spotkać, ale prawda jest taka, że tam często dostaje się  dobrym, a przynajmniej średnim tekstom, w każdym razie nie są to teksty złe. Na tych forach denerwuje mnie szczególnie tendecja do koncentrowania się tylko na błędach ortograficznych, gramatycznych i stylistycznych. Wytkną Ci tam wszystko, choćby ostatni przecinek. A o samym tekście często nie ma ani słowa. Czy fajny? Czy ciekawy? Czy sensowny? Czy chciałbyś wiedzieć, co dalej? Nie, kogo by interesowało, czy tekst da się czytać. Ortografia i gramatyka! A prawda jest taka, że po pierwsze liczy się treść i jej wymowa, a dopiero potem cała reszta. Bo ciekawy tekst z błędami zawsze ma szansę: korektorka go poprawi. A nudny, ale za to bezbłędny? Taki czyściutki, że sam Miodek by się schował? Nie obroni się. Najpierw treść, potem reszta.
Z forami dla młodych twórców jest jeszcze jeden problem. Otóż wielu, którzy tam zaglądają, chce po prostu dowieść samemu sobie, że inni są gorsi od niego. Albo po prostu mieli zły dzień, więc otworzą pierwszy lepszy tekst i go, po polsku mówiąc, gnoją.
Dlatego trzeba nabrać dystansu do takich portali. To, że ktoś nie zostawił suchej nitki na Waszym opowiadaniu, które pisaliście dwa miesiące w pocie czoła, nie znaczy jeszcze, że to opowiadanie jest złe. Inna sprawa – ludzie, którzy się tam wypowiadają to w dużej mierze amatorzy, nie mogą więc być wyrocznią.
Będąc początkującym pisarzem trzeba być marzycielem. Inaczej nie wytrzymasz, nie napiszesz nawet pięćdziesięciu stron, bo Ci para ujdzie, bo zwątpisz w siebie i we wszystko dookoła. Trzeba ślepo w siebie wierzyć, egoistycznie i trochę narcystycznie. Czasami ktoś zupełnie niekompetentny na jakimś portalu nawet nieświadomie może to zniszczyć. Ale Ty wiesz, po co chcesz pisać, tak? Wiesz?

Przydatne linki:

Zobacz też:

5 komentarzy:

  1. Problem bycia pożeranym przez wybitne, wspaniałe książki jest rzeczywiście poważny. Przerobiłem to na własnej skórze. Myślę jednak, że nie należy odwodzić próbujących pisać od czytania. Dobrze jest czasem poczuć kompleks. Oczywiście na początku może to skutkować bezmyślnym kopiowaniem wedle zasady, że skoro on to tak zrobił i osiągnął sukces, to i ja tak muszę. Ale z biegiem czasu dochodzi się - tak przynajmniej było u mnie - do momentu, gdy konfrontacja z wybitnym dziełem popycha do poszukiwań własnej tożsamości. Od tamtych pisarzy bierze się wówczas tylko to, co pomaga mnie samemu zrozumieć, kim jestem i co oraz PO CO chcę w ogóle pisać. A dla mnie osobiście pytanie o tożsamość jest kluczowe. Bo to ona decyduje, w jaką literaturę wkładam ręce. Toteż nie sądzę, by dobrym pomysłem było czytanie czegokolwiek jak leci. Warto - i dla przyjemności i dla warsztatu - czytać to, co porusza w nas jakieś żywotne struny.

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ ja absolutnie nie odwodzę od czytania! chodziło o to, że jeśli się nie ma czasu na pisanie i czytanie w tej samej mierze, to lepiej więcej pisać, niż czytać. jednak jeśli ktoś ma taki luksus, że dysponuje dużą ilością czasu, to niech jak najbardziej czyta! to jest moje subiektywne zdanie, ale w rzeczywistości każdy musi sam wiedzieć, jak się zorganizować, żeby ani pisanie, ani czytanie nie ucierpiało. przewertowałam wiele zagranicznych stron o pisaniu, wiele dobrych stron z dziedziny creative writting. w komentarzach i na forach wciąż pojawiały się wpisy typu "Pracuję na etacie, mam rodzinę, dom, ogród. Nie mam czasu na pasję, jaką jest pisanie". to smutne, ale ten problem mamy wszyscy. jeden ze znanych pisarzy amerykańskich radzi, by narzucić sobie system 10 tysięcy znaków dziennie. to dużo, napisz tyle codziennie i jeszcze miej czas na czytanie, pracę, rodzinę, sen... to poważny problem, dlatego postanowiłam go poruszyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. 10 tys. znaków jest dobre dla Kinga. Kto potrafi tyle napisać dziennie przez 20 dni roboczych miesięcznie może wydawać 6 książek rocznie przez 40 lat zawodowej pracy to daje 240 tomów. :) Kto zna takiego Autora? Być może jest 1 lub 2, takich co wydają broszury. Reszta normalnych ludzi chcących być pisarzami cieszy się z 1 (słownie: jednej) książki co roku, bo to już jest sukces.
    Dlatego nie musisz ciągle pisać. W zupełności wystarczy gdy będziesz pisać wtedy gdy masz na to ochotę. Po publikacji książki będziesz miał bardzo szybko ochotę. Gwarantuję.
    A jeśli chodzi o czytanie to trzeba, niestety trzeba. Niestety dla rodziny, ogrodu i psa, bo książki przecież zawsze mają pierwszeństwo. Reszta może poczekać do chwili gdy będziesz miał odrobinę wolnego czasu. Ale UWAGA!!! Przerwa w kontaktach z książką nie może być zbyt długa. Pamietaj: sex uzależnia, a książka wyzwala.

    OdpowiedzUsuń
  4. ha ha, dobrze powiedziane. osobiście też uważam, że 10 tysięcy znaków dziennie to przesada. jak mam dobry dzień, to napiszę nawet 30 tyś, ale to bardzo rzadko. kiedyś natknęłam się na radę innego pisarza (zabijcie mnie, nie pamiętam jakiego), mówił, żeby sobie założyć pisanie jednej strony dziennie, wtedy po roku ma się ładną powieść :)
    także zdania są skrajne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy czytam takie wypowiedzi przychodzi mi do głowy - jak to dobrze, że pierwsze szlify zdobywałam przed upowszechnieniem Internetu. Teraz wszystko jest publiczne. Wtedy pisało się do szuflady. Człowiek się nie wstydził. Można było czytać ulubionych autorów z wypiekami na twarzy, a potem ich bezczelnie kopiować. Czasami pokazywać przyjaciółkom i mamie, co się nabazgrało i usłyszeć słowa zachęty. Bez napinki, bez przymusu, żeby zaraz pisać idealnie, bezbłędnie i zaraz publikować. Jak się człowiek chciał koniecznie sprawdzić, zawsze były konkursy szkolne - poprzeczka adekwatna do umiejętności. Może i człowiek rozwijał się wolniej, ale i bezpieczniej, a kiedy wreszcie wyszłam na światło dzienne, miałam już jako-takie doświadczenie i dostateczne wyczucie, żeby odróżniać własny głos od cudzego. A i tak się denerwowałam, kiedy opublikuję, czy kiedyś będę dość dobra itp. Gdybym mogła coś przekazać młodszej mnie, powiedziałabym: rób co chcesz, baw się jak możesz i daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz. Życie jest za krótkie, żeby je spędzać na frustracji.
    Czytanie napędza pisanie. Jeżeli będziecie dużo czytali, będziecie dużo pisali i sami się zdziwicie, skąd to się wam bierze. Dobra książka inspiruje, sprawia, że palce same lecą do klawiatury. Kopiowaniem nie należy się przejmować, pożyczanie cudzych głosów to naturalny etap, zanim się znajdzie ten własny.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się z każdego pozostawionego komentarza!